środa, 3 czerwca 2009

Elba i Rozbrat na rozstaju

Słowo „skłot” oznacza zagospodarowany, zamieszkany pustostan, opuszczony budynek (lub kompleks zabudowań) „zreanimowany” i przystosowany do prowadzenia działalności artystycznej, kulturalnej, społecznej oraz do warunków mieszkalnych. Skłoty mogą działać na zasadzie domów mieszkalnych lub ośrodków kultury. Często oba te aspekty idą w parze, ale nie jest to zasadą. Akurat Rozbrat i Elba spełniają obie te funkcje.

Kolektyw aktywistów i aktywistek działających na Rozbracie w trakcie 15 lat swojego istnienia zdołał stworzyć merytoryczno-techniczne zaplecze dla licznych inicjatyw. Rozbrat, oprócz kolektywu działającego na rzecz skłotu, jest miejscem spotkań Federacji Anarchistycznej, Ogólnopolskiego Związku Zawodowego „Inicjatywa Pracownicza”, akcji „Jedzenie Zamiast Bomb”, Anarchistycznego Czarnego Krzyża, biblioteki i wydawnictwa książkowego oraz zespołu perkusyjnej samby ulicznej „Hałastra”. Na Rozbracie można wziąć udział w warsztatach rowerowych, sitodruku czy grania samby. Odbywają się też liczne imprezy kulturalne: spotkania, promocje, wystawy i koncerty. Rozbrat to dwie sale koncertowe, budynek mieszkalny, klub, biblioteka, przestrzeń wystawiennicza, pomieszczenia warsztatowe i gospodarcze. Funkcjonując na marginesie kultury masowej, jest tętniącym życiem ośrodkiem działań twórczych, utrzymującym się bez funduszy strukturalnych i dotacji unijnych. Jest realną platformą współpracy środowisk zróżnicowanych pod względem narodowościowym, seksualnym czy klasowym. W nazwie skłotu chodzi o „rozbrat” z władzą, zerwanie z centralizacją i hierarchią na rzecz samorządności i oddolnej organizacji. Ta autonomiczność i anty autorytaryzm Rozbratu pozbawione kontrkulturowych pretensji leżą u podstaw porozumienia pomiędzy kulturą a subkulturą.

Nazwa warszawskiego skłotu Elba pochodzi od nazwy ulicy, przy której się znajduje, Elbląskiej. Nie jest nacechowana politycznie jak w przypadku Rozbratu. Zresztą, Elba jest skłotem przede wszystkim kulturalno-artystycznym, a polityka przewija się w tle. Przez dwa lata działalności kolektyw Elba stworzył infrastrukturę, służącą dziś jako baza materialna dla wielu inicjatyw kulturalno-artystycznych. Działania te oprócz funkcji edukacyjnej, poznawczej, spełniają również rolę integracyjną wśród społeczności lokalnej. Na Elbie działa punkt rowerowy, sala plastyczna, bezgotówkowy sklep oparty na wymianie towarów – „Freeshop”, kryty skatepark i sala sportowa z częścią treningową, stołem do ping-ponga i ścianką wspinaczkową. Cyklicznie odbywają się warsztaty samby perkusyjnej i kuglarskie. Przestrzeń dla siebie ma również klub filmowy oraz akcja „Jedzenie Zamiast Bomb”, gdzie w ramach protestu anty militarystycznego i antykonsumpcyjnego gotowane są posiłki dla osób biednych i bezdomnych. Ponad to, regularnie odbywają się koncerty, pokazy i wystawy. Elba, oprócz działalności kulturalnej, jest domem dla około 20 osób. Podobnie jak Rozbrat nie korzysta z żadnego zewnętrznego dofinansowania. Opiera się na działalności własnej i wsparciu finansowym indywidualnych osób związanych ze skłotem. Działalność obu skłotów jest całkowicie darmowa.

Rozbrat – sytuacja prawna

Kampania na rzecz przetrwania Rozbratu rozpoczęła się w styczniu 2008 roku, kiedy to do skłotowej bramy po raz pierwszy zastukał komornik. Dość zawiła sytuacja prawna dotycząca własności działki, na której znajduje się Rozbrat daje pewną przewagę skłotowi w walce o przetrwanie. Działka ma trzech właścicieli. Pas terenu z klubem, pokojem mieszkalnym, narzędziownią i fragmentem dużej sali koncertowej należy do prywatnej osoby, która wcześniej czy później prawdopodobnie upomni się o swój grunt. Do tej pory poinformowała kolektyw Rozbrat o dwóch (niedoszłych) rozbiórkach w kwietniu i lipcu 2004. Druga działka obejmująca większą część skłotu (kawałek budynku mieszkalnego, dwie sale koncertowe, bibliotekę i garaże) należy do firmy „Darex” z Pruszkowa, która na zakup terenu wzięła kredyt w raszyńskim Banku Spółdzielczym. Firma jednak nie wywiązywała się z zobowiązania kredytowego, zadłużając się w banku na około 3 miliony złotych. Tym samym działka stała się terenem spornym pomiędzy „Darexem” a Bankiem Spółdzielczym. Ten drugi nie może jednak wejść w prawne posiadanie działki, nie doprowadziwszy zadłużonej firmy przed sąd w celu zatwierdzenia wyroku. Problem dla banku, a jednocześnie szczęście dla Rozbratu polega na tym, że nie znane jest miejsce pobytu właścicieli firmy „Darex”, a tym samym niemożliwe jest postawienie ich przed sądem. Trzecia działka jest własnością skarbu państwa i w jej skład wchodzi fragment budynku mieszkalnego oraz rozdzielnia z prądem. „Z tej strony – jak mówią skłotersi i skłoterki – nie mieliśmy jeszcze żadnych alarmujących wieści”.

Główny zarzut kolektywu Rozbrat pod adresem miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego „Sołacza” (Rozbrat jest częścią osiedla „Sołacz”) dotyczy wątków przyrodniczo-społecznych nieuwzględnionych w projekcie inwestycyjnym osiedla. Kolektyw Rozbrat proponuje, by w planach zagospodarowania przestrzennego przygotowanych przez Miejską Pracownię Urbanistyczną dla terenu zajmowanego przez skłot, uwzględniono kulturotwórczy i społeczny wkład Rozbratu. Niedopuszczalny dla obrońców poznańskiego skłotu jest fakt, że miasto ignoruje socjalną i kulturalną funkcję Rozbratu, troszcząc się jedynie o „dobro” inwestorów jako depozytariuszy zysku kapitałowego dla miasta. Sympatycy Rozbratu odnoszą się do jego bogatego dorobku wypracowanego samorządnie bez środków publicznych, jak i jego nieocenionej roli w tworzeniu tkanki miejskiej. Tymczasem władze Poznania proponują w miejsce Rozbratu wybudowanie willowego osiedla, dostępne jedynie dla nielicznej części społeczeństwa, ignorując społeczną inicjatywę jaką jest Rozbrat, skierowaną do osób mniej zamożnych i wszelkich innych wykluczonych grup społecznych. Kolektyw Rozbrat wyraźnie deklaruje, że Poznań nie jest „dojną krową”, firmą, gdzie nie uwzględnia się potrzeb wszystkich mieszkańców miasta, a jedynie interes inwestorów.

Wiceprezydent Poznania, Maciej Frankiewicz twierdzi, że sprawa Rozbratu nie dotyczy miasta tylko prywatnej firmy-bankruta i banku, zapominając o tym, że to władze miasta są decyzyjne w kwestii charakteru zabudowy tego terenu po wykupieniu go przez ewentualnego inwestora. Z kolei prezydent Poznania, Ryszard Grobelny systematycznie odrzuca propozycje poprawek do miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego „Sołacza”. Kilkadziesiąt zmian przygotowanych przez kolektyw Rozbrat wspólnie z różnymi organizacjami ekologicznymi i obywatelskimi zakłada ochronę warunków przyrodniczych „Sołacza” (m.in. część doliny rzeki Bogdanki i otuliny Parku Sołackiego), jak i ocalenie placówki społeczno-kulturalnej „Rozbrat”. Mieszkańcy „Sołacza” oraz organizacje działające na rzecz zachowania obecnego kształtu dzielnicy wzywają władze miasta o działanie w interesie mieszkańców, a nie firm developerskich. W ostatecznym rozrachunku to mieszkańcy tworzą klimat miasta, a nie planiści działający pod dyktat inwestorów i developerów.

Elba – do wyburzenia?

Sytuacja prawna Elby jest jaśniejsza. Działka, na której stoi skłot, należy do polskiej filii międzynarodowej korporacji Stora Enso. Gdy dwa lat temu skłotersi i skłoterki rozpoczynali swoją działalność kulturalno-artystyczną w pustostanach przy ul. Elbląskiej, zjawił się właściciel z oddziału firmy z Ostrołęki. Przyjechał zweryfikować informacje, czy faktycznie jest tu pijacka melina. Okazało się, że zamiast meliny znaleźli prężnie działające niezależne centrum kultury. Przedstawiciele firmy wyrazili aprobatę dla działalności Elby oraz zgodę na dalsze zajmowanie budynków przez kolektyw Elby. Wyrazili również chęć podpisania umowy użyczenia działki na rok. Jednak przez następne półtora roku ani skłotersi i skłoterki nie upomnieli się o umowę, ani właściciel propozycji nie ponowił. W marcu tego roku na skłocie pojawiła się firma odpowiedzialna za wycenę wyburzenia budynków zajmowanych przez kolektyw Elba. Skutkiem tego było odnowienie kontaktu z właścicielami działki i spotkanie w Ostrołęce. Na spotkaniu ustalono, że firma Stora Enso Poland podpisze umowę użyczenia działki z kolektywem pod warunkiem, że stroną w umowie będzie ciało posiadające podstawę prawną w postaci stowarzyszenia lub fundacji. Umowa miała być na czas nieokreślony z możliwością miesięcznego wypowiedzenia. W tym celu osoby z kolektywu Elba rozpoczęły proces rejestracji stowarzyszenia w sądzie. Tym czasem, jeszcze tego samego miesiąca przy Elbląskiej 9/11 zjawiło się kilka osób z zarządu Story Enso Poland ze swoją świtą w towarzystwie przedstawiciela jednej z firm wyburzeniowych. Komunikat był jasny: skłotersi i skłoterki muszą się wynieść jak najszybciej, gdyż na początek maja zaplanowana jest rozbiórka budynków. Reprezentanci zarządu twierdzili, że nic nie wiedzą o żadnej umowie i najwyraźniej obietnica umowy padła z ust osób nieuprawnionych do wydawania takich decyzji.

Na początku kwietnia doszło do spotkania pomiędzy przedstawicielami i przedstawicielkami kolektywu Elba a zarządem firmy Stora Enso Poland w warszawskim biurze firmy przy ulicy Jagielońskiej. Nie udało się jednak wypracować żadnego porozumienia. Właściciele nieustępliwie naciskają na natychmiastowe opuszczenie działki, na co skłotersi i skłoterki nie mogą się zgodzić. Z kolei firma nie chce przystać na propozycję podpisania długoterminowej umowy ze skłotem z notarialnie ustaloną datą eksmisji.

Rozmowy utknęły w martwym punkcie. Miasto nie bardzo angażuje się w sprawę twierdząc, że konflikt dotyczy prywatnej działki. Zapomina wszakże, analogicznie do sytuacji Rozbratu, że ma decydujące zdanie o ostatecznym kształcie miejskich inwestycji. Brak jasnych planów zagospodarowania przestrzennego terenów, w których skład wchodzą pustostany przy ulicy Elbląskiej 9/11 przemawia na korzyść skłotu. Jednak nie do końca Elba jest obojętna miejskim decydentom. Ma wsparcie urzędu miasta dzielnicy Żoliborz, na które może się powołać w ubieganiu się o lokal zastępczy od miasta.

W obu przypadkach, Rozbratu i Elby, chodzi nie tyle co o ochronę, ale uwzględnienie tych niezależnych placówek społeczno-kulturalnych w inwestycyjnych planach przestrzennego zagospodarowania miasta. Istnienie tych miejsc nie wynika z kapitalistycznej kalkulacji kumulowania zysku, ale ze społecznej potrzeby wspólnego spotkania oraz samorządnego i oddolnego kształtowania swojego otoczenia i życia.

Łukasz Wócicki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz