Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Antifa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Antifa. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 13 marca 2011

Amsterdam,Saloniki: Demonstracje wsparcia dla imigrantów

Także w Amsterdamie odbyły się w tym dniu demonstracje w solidarności z imigrantami.O to filmowa relacja:

oraz holenderska wersja:

tekst z www.cja.bzzz.net
Grecja, Saloniki: Demonstracja wsparcia dla imigrantów

W czwartek odbyła się kilkusetosobowa demonstracja wsparcia dla wszystkich imigrantów, walczących z rasistowską polityką Unii Europejskiej. Była też świętem sukcesu walki imigrantów prowadzących strajk głodowy. Demonstracja przeszła spod ministerstwa regionu Makedonia, głównymi ulicami centrum Salonik, kończąc pod 7-piętrowym budynkiem, z dachu którego imigranci po głodówce witali radośnie przybyłych. Policja nie prowokowała, raz można było dostrzec oddziały prewencji z dala, w jednej z uliczek.

W piątek oddziały policyjne Dias na motorach, podjechały pod budynek z imigrantami i spod wejścia zabrały dwóch imigrantów. Natychmiast ludzie wybrali się pod komendę policji, domagając się ich uwolnienia. Solidarność przyniosła skutek i zatrzymanych wypuszczono na wolność.

Poniżej film z demonstracji.

http://www.youtube.com/watch?v=VjRLupHRbMk

środa, 10 listopada 2010

Faszyści i burżuje - wasz koniec się szykuje - oświadczenie ZSP Warszawa w sprawie 11 listopada


Związek Syndykalistów Polski - sekcja Warszawa aktywnie przeciwstawi się marszowi organizowanemu przez skrajnie prawicowe organizacje w Warszawie, w dniu 11 listopada. Jesteśmy przeciwnikami nie tylko prawicowych grup, takich jak ONR wraz z ich bojówkarską subkulturą, lecz także wszystkich zwolenników autorytaryzmu, ksenofobii, rasizmu i kapitalizmu propagujących konserwatywny i antyspołeczny światopogląd, nie zważając na to, czy ubierają się w garnitury, czy bluzy Lonsdale i Thor Steinar.

Poglądy polityczne prawicy nie oferują pracownikom nic innego, niż truciznę ideologiczną, która jeszcze bardziej odsuwa ludzi od siebie i jeszcze bardziej wzmacnia władzę mniejszościowych elit.

Nacjonalizm – ideologia, która ustawia przeciwko sobie mieszkańców bliskich i dalekich krajów właśnie wtedy, gdy bardziej niż kiedykolwiek potrzebny jest internacjonalizm, by walczyć z wpływami międzynarodowego kapitału.

Rasizm – pełni analogiczną funkcję, jak nacjonalizm – promuje bezpodstawną nienawiść wobec kozłów ofiarnych, nie mających nic wspólnego z prawdziwymi problemami, których źródłem jest kapitalizm.

Faszyzm – skrajny autorytaryzm, nigdy nie będzie rozwiązaniem problemu braku demokracji w systemie liberalno-parlamentarnym. Kult liderów i dyktatura totalitarnych partii często występują w różnych, często mieszających się barwach, brunatnych czy czerwonych. Każda z tych form władzy dąży do zniszczenia autentycznych i oddolnych ruchów społecznych czego przykładem była sytuacja, gdy w czasie II Wojny Światowej przedstawiciele obu tendencji mordowali pracowników walczących o swoje prawa.

Kapitalizm – narzędzie, które pozwala elitom gromadzić bogactwo, władzę i kontrolę nad środkami produkcji – spychając coraz większe grupy społeczne w otchłań bezrobocia, bezdomności i nędzy. Osłoną ideologiczną kapitalizmu jest demokracja liberalna, która w swej obłudzie głosi walkę z faszyzmem i nacjonalizmem, mimo, iż stanowi dla tych nurtów najlepszą pożywkę.

Sprzeciwiamy się szerzeniu tych toksycznych idei i wzywamy do wyrażania ludzkiej solidarności, internacjonalizmu i wolnościowego komunizmu opartego na demokracji bezpośredniej. Centralizacji przeciwstawiamy samorządność w miejscu pracy i miejscu zamieszkania.

Krytycznie spoglądamy na tych antyfaszystów, którzy wywodzą się z liberalnego nurtu i choć wzywają do oporu wobec faszystów z ONRu, wyrażają przyzwolenie dla najbardziej antyspołecznej polityki neoliberalnego kapitalizmu. Kapitalizm jest systemem równie morderczym, jak faszyzm i jest odpowiedzialny za śmierć i nędzę milionów ludzi. Współczesne getta dla wykluczonych są tworzone na rozkaz neoliberałów przy głośnym aplauzie neoliberalnych mediów – na czele z Gazetą Wyborczą. Dlatego będąc antyfaszystami, jesteśmy wrogami propagandowej linii reprezentowanej przez „Gazetę”.

Wzywamy wszystkich, których łączy sprzeciw wobec kapitalizmu, jak i faszyzmu do przyłączenia się do antykapitalistycznego bloku w dniu 11 listopada.

FASZYŚCI I BURŻUJE - WASZ KONIEC SIĘ SZYKUJE!

ZSP Warszawa

sobota, 6 listopada 2010

Stanowisko OZZ Inicjatywa Pracownicza ws 11 listopada + video zaproszenie na blokadę faszystów


W związku ze zbliżającym się w dniu 11 listopada Marszem Niepodległości organizowanym przez siły skrajnie nacjonalistyczne i prawicowe, Inicjatywa Pracownicza wyraża swój stanowczy sprzeciw wobec głoszonych przez nie endeckich i szowinistycznych haseł. Popieramy wszystkich tych, którzy zamierzają w tym dniu wyjść na ulice, aby wyrazić swoje oburzenie wobec organizacji, które na co dzień nawołują do narodowościowych i etnicznych waśni, chełbią wojnę i sprzyjają rozwojowi totalitarnego państwa. Wzywamy wszystkich członków i sympatyków Inicjatywy Pracowniczej do czynnego wsparcia kontrmanifestacji.

11 listopada, jako dzień odzyskania niepodległości przez Polskę w 1918 roku, jest ważnym dniem także dla ruchu pracowniczego. Przyniósł on między innymi 8 godzinny dzień pracy, powszechne prawo tworzenia związków zawodowych i polityczne równouprawnienie kobiet. Nie odbyło się to jednak za sprawą endeckich i nacjonalistycznych elit, ale zaangażowania się, z bronią w ręku, polskich pracowników i pracownic w walkę nie tylko o niepodległość, ale także równość i sprawiedliwość społeczną. Warto pamiętać, iż odzyskanie polskiej suwerenności byłoby wątpliwe bez ofiary robotników, którzy zginęli w Rewolucji Rosyjskiej i Niemieckiej. Zarówno w Rosji, jak i w Niemczech ruch robotniczy został ostatecznie rozbity przez totalitarne reżimy. Również w Polsce autorytaryzm, pod hasłami nacjonalistycznymi, torował sobie drogę do władzy prześladując niejednokrotnie działaczy związkowych i szeregowych pracowników, którzy odważyli się upomnieć o swoje prawa.

Cała ta historia, nacjonalistyczny i totalitarny zamęt, światowy kryzys ekonomiczny i nastająca w jego wyniku bieda i nierówności społeczne, znalazły swój dramatyczny finał w wybuchu II wojny światowej, która przyniosła za sobą śmierć dziesiątek milionów osób, obozy koncentracyjne, broń masowego rażenia, czystki etniczne i totalne zniszczenie.

Dziś w Europie, w dobie kolejnego głębokiego globalnego kryzysu, hasła szowinistyczne i autorytarne odżywają. Jako pierwsi ich ofiarami padają imigranci, w tym blisko 2 miliony Polaków przebywających na Wyspach Brytyjskich, Irlandii i Niemczech oraz w innych państwach. Oni najszybciej tracą pracę i pomniejsza się im wynagrodzenia. Spotykają się z coraz większą wrogością ze strony tych, którzy ulegli hasłom wzywającym do rozprawienia się z imigrantami i wypędzenia ich do swoich krajów pochodzenia. Coraz częściej zabrania się Polakom i innych imigrantom używać swojego języka w miejscu pracy. Obarcza się ich całą odpowiedzialnością za pogorszenie się standardów pracy, wyższe bezrobocie i niższe zarobki. Te niechęci podsycają i wykorzystują siły polityczne, które pod hasłami nacjonalistyczni zamierzają zdobyć lub utrzymać swoją władzę.

Anarcho-syndykalistyczne związki zawodowe skupione w RedBlack Coordination, na swoim spotkaniu we wrześniu 2010 roku, odrodzenie się tendencji nacjonalistycznych i autorytarnych w Europie, uznały za najważniejsze zagrożenie dla interesów świata pracy. Wezwano do czynnego się przeciwstawienia tym siłom.

Z tych powodów musimy powstrzymać odrodzenie się ruchów skrajnie prawicowych w Polsce. Nie możemy dopuścić do tego, aby szowinistyczne i autorytarne hasła znalazły podatny grunt w naszym kraju, gdzie i tak polityka wobec osób o innym kolorze skóry czy innej narodowości, pozostawia wiele do życzenie; gdzie wielu przedstawicieli elit politycznych i biznesowych ledwie skrywa swoje nacjonalistyczne, autorytarne i antydemokratyczne zapatrywania. Musimy jednak pamiętać, iż protest 11 listopada to tylko akt symboliczny. Walka nasza rozgrywa się na co dzień, zwłaszcza tam, gdzie rozpacz pochodząca z biedy i niesprawiedliwych stosunków społecznych, staje się podatnym gruntem dla skaranie prawicowych ideologii. Musimy stworzyć jasną alternatywę opartą o solidarność społeczną, łączącą ludzi bez względu na ich pochodzenie etniczne, zwalczającą kapitalistyczne stosunki społeczne i ekonomiczny liberalizm, który w istocie prowadzi do autorytaryzmu.

Komisja Krajowa OZZ Inicjatywa Pracownicza
(www.ozzip.pl)
2 listopada 2010 roku

poniedziałek, 1 listopada 2010

Holandia: Akcja Antify w Amsterdamie. Sprawozdanie + filmy


Pierwszy filmik ukazujący jak EDL lider w żywe oczy kłamie się skarżąc, że w samochodzie nie zostało żadnej szyby...

Druga część pokazująca contr protesty, które odbywały się wewnątrz i zewnątrz rasistowskiej demonstracji...

Filmik na którym widać jak faszole serwują się ucieczką, podczas której obrywa się samochodowi...

Przemowa na pokojowej demonstracji przeciwko Wildersowi i PVV, która zgromadziła około tysiąca osób podczas gdy w tym samym czasie atakowana przez antyfaszystów demonstarcja pro wilders zgromadziła mniej niż 50 osób :)

Jeszcze jeden filmik przedstawiający różnorodność i masy na demosntracji przeciwko Wildersowi

30 października angielska grupa faszystowska EDL (Angielska Liga Obrony) pojawiła się w Amsterdamie na zaproszenie tamtejszej grupy Holenderska Liga Orony, aby protestować jak sami mówili przeciwko "islamskiemu ekstremizmowi" i pokazać wsparcie politykowi prawicy Gertowi Wildersowi. Pomimo szumnych zapowiedzi o tym, że na demonstracji pojawi się "1000" uczestników, faszyści zmobilizowali zaledwie 50-60 osób. W pobiżu miejsca protestu doszło do krótkiego starcia z miejscowymi, w wyniku którego uszkodzony został van EDL, faszyści zaś salwowali się ucieczką, a od całkowitego linczu uchroniła ich tylko interwencja holenderskiej policji.

Holenderska policja zatrzymała 34 osoby, z czego 20 zwolniono z grzywnami po 60 euro za brak dowodów tożsamości, a reszta jest nadal w rękach policji.

Poniżej oświadczenie Antify z Amsterdamu:

Antifa! Amsterdam jest zadowolona z przebiegu demonstracji i dzisiejszych akcji w Amsterdamie. Na wiele sposobów stało się jasne, że nikt tutaj nie chce takiej faszystowskiej działalność ulicznej, jaką English Defence League miała nadzieję wyeksportować do Europy.

Demonstracja EDL/DDL była całkowitą porażką, nie więcej niż 50 demonstrantów zadało sobie trud, aby pokazać swoje poparcie dla Wildersa. To wszystko po tym, jak organizacja mimo bycia zmuszoną do przeniesienia lokacji do pustkowia w zachodnich dokach, wciąż twierdziła w tym tygodniu, że spodziewa się do tysiąca zwolenników.

Ostatecznie słaba frekwencja (w szczególności ze strony Holenderskiej Ligi Obrony- tylko kilku demonstrantów było Holendrami) i zdecydowany opór, jaki napotkali powinien być omenem odnośnie przyszłych perspektyw na przekraczanie kanału.

W tym samym czasie setki ludzi i dziesiątki grup pokazały w mieście swoją niezgodę i gniew z powodu przybycia rasistowskich szumowin do naszej stolicy. Antifa! Amsterdam wyraża poparcie i docenia każdego, kto wyszedł dzisiaj na ulicę przeciwko rasizmowi i ksenofobii.

Od kilkuset osób protestujących przy pomniku strajku generalnego w 1941 roku, przez dziesiątki aktywistów, które rozeszły się po mieście, aby powstrzymać pojawienie się EDL w centrum aż do wielu ludzi, którzy zignorowali nadzwyczajne wezwania burmistrza i udali się w celu dokonania akcji bezpośrednich w dokach.

Wielka różnorodność osób, które pokazały się dzisiaj w opozycji jest wyraźnym sygnałem od młodych imigrantów, doświadczonych aktywistów, fanów piłki nożnej i organizacji społecznych.

W szczególności obecność Żydów i ruchu reformy w Iranie, w imieniu których EDL udaje że przemawia oraz wysoka frekwencja fanów futbolu, których EDL uznaje za swoich naturalnych sojuszników pokazuje, że ludzie nie dają się oszukać EDL.

Podsumowując Antifa! Amesterdam uważa dzień za niesamowicie udany i wzywa wszystkich do kontynuowania walki, stawiania oporu dyskryminacji, nienawiści, strachowi i przemocy skrajnej prawicy.

sobota, 30 października 2010

piątek, 3 września 2010

Demonstracja przeciw dyskryminacji Polaków na festiwalu Lowlands



Szanowny Pani/Panie


Jestesmy tutaj dzis, poniwaz zaniepokoily nas wydarzenia w czasie festiwalu Lowlands. Jestesmy zaszokowani faktem, ze pracownicy firmy "The Security Company" wyrzucili okolo 30 osob narodowosci polskiej z terenu festiwalu, poniewaz zbierali za duzo plastikowych kubkow. Uwazamy, ze to byla dyskryminujaca, polskich uczestnikow festiwalu, praktyka!



Jedna z kobiet, która został została zatrzymana przez ochrone była brutalnie powalona na ziemię i przeszukana przez mężczyznę. Jezeli ochroniarze zachowali sie prawidlowo, to dlaczego skasowali zdjęcia na telefonach komórkowych osób, które fotografowały zajście?


Ochroniarze najpierw uzasadnili swoją akcję zbieraniem przez pobitych „zbyt wielu kubków” – a gdy organizatorzy festiwalu stwierdzili, że nie ma żadnych ograniczeń w tej kwestii - zmienili wersję zeznań, twierdząc, że zaatakowani przez ochronę ludzie byli "agresywni".Wyrzuconym nie pozwolono zabrać swoich rzeczy osobistych z pola namiotowego. Jedna z osób w momencie zatrzymania miała przy sobie dwa kubki, jednak została wyrzucona niezwłocznie po okazaniu polskiego dowodu osobistego. Niektóre osoby zbierające kubki były pytane przez ochronę, czy są Holendrami. Zbierający kubki Holendrzy, nie byli przez ochronę niepokojeni. Pobitym przez długi czas ochrona odmawiała dostępu do lekarza. Ponadto, zatrzymane dziewczyny były zmuszone do korzystania z toalety przy otwartych drzwiach, podczas gdy ochroniarze gapili się na nie.

Oddajmy glos jednej z poszkodowanych: "Ja również zostałam wyrzucona jako jedna z pierwszych osób, i oczywiście padło pytanie o narodowość, trzech ochroniarzy prowadziło mnie do miejsca, które tak teraz na spokojnie o tym myślę było przygotowane tylko dla nas - polaków zbieraczy. Osoby, które miały przy sobie ciężkie narkotyki, czy zachowywały się naprawdę agresywnie, były prowadzone gdzieś indziej. Byłam popychana, nikt nie chciał ze mną rozmawiać, widziałam pobicie, odebrano mi telefon, skasowano zdjęcia, nie wpuszczono na pole namiotowe po rzeczy; jeden z ochroniarzy poinformował mnie że jesteśmy traktowani zbiorowo ponieważ jesteśmy - zorganizowaną grupą przestępczą z Polski (sic!). "

Mężczyzna, który został dotkliwie pobity dostał mandat w wysokości 500 euro oraz został oskarżony o usiłowanie zabójstwa i spędził trzy dni w areszcie.


Festiwal Lowlands, który organizatorzy nazywają „rajem” okazał się dla wielu koszmarem, którego długo nie zapomną. Polacy spotkali się z niespotykanymi przejawami nienawiści narodowościowej ze strony ochrony. Nie jest dla nas do końca jasne, na ile te działania były jedynie bagatelizowane przez organizatorów, a na ile wynikały z ich celowej polityki.


Tylko dzięki szybkiemu zorganizowaniu się udało się doprowadzić do zaprzestania represji wymierzonych w Polaków, jednak sprawa nadal nie jest uznana za zakończoną i jako międzynarodowa grupa będziemy dążyć do jej wyjaśnienia.

We wonder what kind of work standards bring security company to the festival? We hope that victims of security guards will bring this case to the court, poniewaz uwazamy, ze pracownicy "The Security Company" zachowywali sie bardzo nieprofesjonalnie w czasie festiwalu Lowlands.


Inicjatywa Spoleczna "Wspolna Sprawa"

środa, 9 czerwca 2010

Głosuj Akcją Każdego Dnia - wywiad po demonstracji Antify


Wczoraj w Holandii odbyły się wybory. O to wywiad na ten temat i na temat hipokryzji polityków oraz rasizmu europejskiego.

Jest to teledysk solidarnościowy (jak większość naszych filmów) ze zwierzętami. Jak wiecie solidarność ma większą moc jeśli jest widziana przez jak najwięcej osób, więc prosimy wszystkim o jak najszersze użycie tego klipu. Podaj tę informacje każdemu(-ej) kto może być zainteresowany(-a). Czuj się wolny (a nawet zobowiązany :) by zembedować, przesłać, zlinkować, wyświetlić, skopiować, itp. Użycie = Nie zmarnowanie. Odzyskaj media razem z nami ! Zainspiruj się !

Jednocześnie zachęcamy wszystkich do współtworzenia naszego programu i kolektywu. Jeśli chcesz by twoje wideo zostało rozpopularyzowane przez nasz coraz bardziej powszechny kanał to wystarczy, że nam je prześlesz, a my zamiemy się resztą. Razem możemy więcej. Razem jesteśmy mocniejsi. Tematyka która jest nam bliska to prawa ludzi i zwierząt, głęboko pojęta ekologia, wolność, skłoting, kontrkultura itp.

Spirit Of Squatters  Collective
Spirit Of Squatters Collective

http://www.youtube.com/user/spiritofsquatters

wtorek, 1 czerwca 2010

Bojkot Adecco-przystanek na Antifa demo.


Filmik z akcji sprzed dwóch lat po angielsku

wtorek, 4 maja 2010

Wieczór południowoafrykańskiej poezji walki - "Guava Juice" na Rozbracie - wideo play lista 15 części


 Wieczór południowoafrykańskiej poezji walki - "Guava Juice" w Poznaniu po raz drugi!

http://ifa.amu.edu.pl/~xolo/wydarzenia/46-wieczor-poudniowoafrykaskiej-poezji-walki-qguava-juiceq-w-poznaniu-po-raz-drugi.html

Attention: open in a new window. PDFPrintE-mail

Koktajl Mołotowa, drink i... wieczór poezji. Wszystkie trzy znaczenia "Guava Juice" spodobały się poznańskiej publiczności na tyle, że Afrykańskie Koło Naukowe "XOLO" UAM w Poznaniu zaserwuje je jeszcze raz.

W czwartek 25 marca studenci anglistyki na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza po raz drugi wystąpią w poznańskim squacie Rozbrat ze swoim wieczorem południowoafrykańskiej poezji walki. Tytuł wieczoru - „Guava Juice” - to nazwa drinku, który będzie serwowany przy tej okazji. To także południowoafrykańska wersja granatu zapalającego - koktajlu Mołotowa, którego wybuchowy charakter będzie miała studencka prezentacja twórczości poetów RPA z epoki apartheidu.

Wieczór poezji z kraju, gdzie zimują bociany, a gdzie w latach 80-tych afrykanerskie dzieci modliły się „za szczęście wszystkich dzieci za Żelazną Kurtyną”, organizowany jest przez Koło Naukowe Zakładu Studiów Niderlandzkich i Południowoafrykańskich „XOLO” na UAM w Poznaniu.

Prezentowana będzie twórczość poetów takich jak między innymi.: Keorapetse Kgositsile, Mongane Wally Serote, Ingrid Jonker, Mazisi Kunene, Breyten Breytenbach. Ich utwory, rzucane z siłą Guava Juice - południowoafrykańskiego koktajlu Mołotowa - na przestrzeni dziesięcioleci rozsadzały mur nienawiści wybudowany przez apartheidowski rząd.

Z gorzką, ale mimo wszystko niepozbawioną nadziei wizją świata dialog podejmie grupa studentów filologii angielskiej ze specjalizacją południowoafrykańską. Wiersze recytowane będą w języku angielskim. Da się też usłyszeć język afrikaans i xhosa. W murach Rozbratu zabrzmi nie tylko głos studentów, ale także gitara i skrzypce. W powietrzu będzie się unosić duch walki o wolność i równość.

Poznań, Rozbrat, ul. Pułaskiego 21a, czwartek 25.03.2010, godz. 19:00. Wstęp wolny.

Występują: Natalia Durkalec, Wiktoria Ferenc, Marcelina Hertmann, Ania Jasiak, Karolina Drejerska, Irmina Kudrycka, Gosia Lipka, Zuzanna Gulczyńska, Natalia Skrzypczak, Cyryl Kwaśniewski, Kasia Sielicka, Tertius Kapp, Cormac Anderson.

Więcej informacji i przedsmak wieczoru w postacji zdjęć z prób - na http://www.facebook.com/pages/POZNAN/Guava-Juice-South-African-Poetry-Evening/270811088040?ref=mf oraz na http://ifa.amu.edu.pl/~xolo/ .

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

"Klinika dla Migrantów bez Papierów"Część 10"Losu Buntownika"


Jako, że książka "Los Buntownika" Marka Griksa jest już skończona i poprawiona, korzystając z życzliwości stron: www.positi.blogspot.com , www.cia.bzzz.net  , www.pl.indymedia.org , www.anarchista.org , www.czsz.bzzz.net , http://anarchipelag.wordpress.com , oraz forów: www.wegetarianie.pl/XForum.html , http://an-arche.pl , www.forumveg.pl , http://forum.empatia.pl i innych (jeśli chcielibyście dołączyć do tej listy dajcie znać !) kontynuujemy co poniedziałkowy cykl publikowania najciekawszych rozdziałów książki. Ponadto w każdy wtorek w audycji "Polonia Aktywna" będziemy czytać ją w formie słuchowiska dla tych co czytać nie mogą lub wolą posłuchać. 

PS:Wciąż szukamy wydawcy, który by chciał się zająć jej papierową wersją. więcej informacji, fragmentów etc. na www.positi.blogspot.com O to część dziesiąta("Klinika dla Migrantów bez Papierów") Miłego czytania !!!



KLINIKA DLA MIGRANTÓW BEZ PAPIERÓW
Gdy przyjechałem do Amsterdamu, jako że Polska nie była jeszcze w Unii Europejskiej, nie mogłem ani ja, ani nikt z mojej rodziny być leczonym. Moja córka zachorowała. Tak jak wielu Polaków i innych nielegalnych, próbowaliśmy wyleczyć ją sami. Nasz przyjaciel Greg powiedział nam, iż kiedyś była przychodnia dla nielegalnych, która nazywała się„Witte Jas”. Poradził, że może jak tam pójdę, to znajdę ślad za lekarzami takimi jak Zet, który wciąż gdzieś tam przyjmował. Wybrałem się pod wskazane miejsce, pytałem gdzie się dało i w końcu udało mi się znaleźć doktora Zeta. Niestety. Okazało się, że Nea potrzebuje specjalistycznego leczenia. Za te zaś jako, że byliśmy nielegalni i nie mogliśmy być ubezpieczeni, trzeba było drogo płacić. Nie było nas na to stać, bo nielegalnie pracując też płacono nam mniej niż innym. Musieliśmy z Neą powrócić do Polski i spędzić tam cały okres leczenia. Czas ten był dłuższy niż 3 miesiące. W Polsce oczywiście byłem bezrobotny, a pracy na tak krótki okres nie było nawet co szukać. W tych czasach o robotę było na prawdę trudno. Całe szczęście mogliśmy mieszkać u moich rodziców, co nie kosztowało nas dodatkowo. Na przeżycie miałem odłożonych trochę pieniędzy i wspomagała nas też Janka, która też w tym celu oraz by zarobić na swoje studia musiała zostać w Amsterdamie. Jak tylko miałem możliwość, jeździłem do Warszawy by dorobić na myjce i trochę też by odwiedzić znajomych. To, że byliśmy nielegalni kosztowało nas rozłąkę z rodziną i z tym pięknym miastem, w którym mieliśmy mieszkanie i czuliśmy się jak w domu. Polska nie jest aż tak bardzo daleko jak Afryka. Bilet dla Polaka także nie jest aż tak drogi. Gdy wyobrażam sobie, że ktoś by uzyskać leczenie musiałby wracać do dalekich kontynentów, gdzie nawet ciężko zarobić na powrót uważam to, za tym bardziej niesprawiedliwe niż nawet to co mnie spotkało. Wielu z tych ludzi nie ma nawet specjalistycznego leczenia w swych krajach, gdzie często nawet brakuje jedzenia. Wielu z uchodźców ucieka do UE z powodów politycznych i nie może wracać do swych ojczyzn. Z własnego życia wiedziałem, iż nie urodzonym w UE trudniej o pracę, za którą, bo nielegalna często otrzymywali dużo mniejszą zapłatę. W tych warunkach często niemożliwością jest opłacić zawyżone dla nieubezpieczonych koszta leczenia. Te wszystkie powody oraz najważniejszy: chęć wzięcia zdrowia mego i mej rodziny we własne ręce, potrzeba uniezależnienia się jak najbardziej jak tyko mogłem od tego systemu skłoniła mnie bym zaczął uczyć się na własną rękę medycyny. Chciałem pomóc sobie oraz takim jak ja być godnie traktowanym i niezależnym od jakichś rasistowskich, dyskryminacyjnych reguł Unii Europejskiej.
Trening pierwszej pomocy.
Gdy zobaczyłem plakat mówiący o treningu pierwszej pomocy z wyszczególnieniem leczenia w sytuacjach na demonstracjach, na których policja użyła przemocy, od razu pomyślałem, że to coś dla mnie.
Ze względu, iż mój angielski nie był za dobry, trochę się obawiałem. Właściwie to myślałem, że pewnie dużo nie zrozumiem i pewnie ucieknę zawstydzony po pół godzinie. Uczenie się medycyny, a do tego po angielsku było dla mnie wielkim wyzwaniem, a jednocześnie tym wielkim przełamaniem się jakie człowiek musi podjąć na etapie nauki języka obcego.
Na szczęście naszym nauczycielem był sympatyczny Amerykanin. Nazywał się Doc i sam też był aktywistą działającym w ruchu Street Medic ( Uliczny Medyk ), który był obecny jako pierwsza pomoc na demonstracjach szczególnie tych, na których protestujący byli narażeni na brutalność policji. Większość „uczniów” było mniej lub bardziej znajomymi mi skłotersami. Doc mówił powoli i wyraźnie. Jednym z jego pierwszych pytań było :
- Jak rozumiecie angielski ?
Gdy usłyszał ode mnie:
- Mój angielski jest słaby i może by nie spowalniać toku nauki dla całej grupy, może będzie lepiej jak opuszczę kurs. - zaproponowałem poświęcając dla dobra ogółu tę niepowtarzalną możliwość. On jednak mnie pocieszył :
- Nie przejmuj się. Zwykłem nauczać też w Gwatemali, gdzie mało kto rozumiał po angielsku. Ten trening ma dużo praktycznych ćwiczeń, do których język nie jest aż tak bardzo potrzebny. Na pewno dużo się nauczysz i nie będziesz spowalniał innych.
- OK. To zostaję. - powiedziałem ucieszony.
- Jeśli czegoś nie będziesz rozumiał, to pytaj śmiało i nie przejmuj się, że zajmie to czas. W trakcie tego kursu opowiadam wiele historii, które nie nauczają aż tak wiele. Najwyżej je będę musiał skrócić.
- Czy mogę, by sobie móc powtarzać nagrywać kurs na dyktafon ?
- Tak. Jeśli ma Ci to pomóc.
Pomagało. Uczyłem się nie tylko pierwszej pomocy ale także angielskiego. Jednocześnie musiałem przyswoić informację, jak i ją przetłumaczyć, a potem zaś zanotować czasem po polsku, czasem po angielsku. Później nagrana taśma mogła mi pomóc skorygować błędy, powtórzyć i poprawić niedomówienia. W trakcie kursu musiałem być całkowicie skoncentrowany. Po każdych zajęciach „mózg parował mi z wysiłku”. Za to nauczyłem się nie tylko wiele z medycyny ale też dużo angielskiego.
Doc był jednym z najlepszych nauczycieli jakich spotkałem na swej życiowej drodze. Atmosfera „klasy” była całkowicie luzacka i bezstresowa. Można było nam nawet leżeć jeśli tak było wygodniej. Co jakiś czas opowiadał nam dowcip lub adekwatną do tego co nauczał historię ze swego życia. Były to opowieści z wielkich masowych demonstracji w USA, na których protestujący zostali pobici przez brutalną amerykańską policję i Uliczni Medycy ratowali im życie, przed przybyciem oficjalnej służby zdrowia. O tym jak zakładali grupy Ulicznych Medyków w Gwatemalii, gdzie ludzie do służby zdrowia w ogóle nie mają dostępu. O tym jak pomagali w obszarach dotkniętych kataklizmami. Właśnie te opowiadania sprawiały, iż te ośmiogodzinne kursy ( oczywiście z przerwami ) były dużo bardziej interesujące i znośniejszsze. Był on jednym z nas, aktywistą takim jak my. Może trochę starszym i z większym bagażem doświadczenia. Był człowiekiem, którego opowieści słuchaliśmy niczym dziatwa dzieci, siedząca wokół dziadka opowiadającego barwnie historie z przeszłości. Podziwialiśmy Doca oraz to co robił. To wszystko pomagało nam mieć entuzjazm i tę dodatkową energię do nauki. Zafascynowani przy jego pomocy sami też stworzyliśmy grupę Ulicznych Medyków, która wraz z jej holenderskim odpowiednikiem EHBA (Erste Hulp Bij Action – pierwsza pomoc w akcji) towarzyszyła przy prawie każdej demonstracji organizowanej w Amsterdamie i okolicy. Wielu z nas tak jak ja nie zaprzestało na podstawach. Doc dał nam później 9 – cio dniowy kurs pierwszej pomocy dla zaawansowanych. Potem co pół roku dawał nam dwu tygodniowe kursy z akupunktury i Qi Gong.
Pomógł nam założyć klinikę dla ludzi bez papierów, gdzie raz w tygodniu pomagając ludziom głównie ze świata skłoterskiego, praktykowaliśmy to co nas nauczył. Wielu z nas nie zaprzestało na tych pierwszych krokach. Niektórzy poświęcili się studiom akupunktury. Dla mnie też raz na pół roku intensywny kurs Ulicznych Medyków oraz klinika raz w tygodniu nie były wystarczające. Gdy tylko pojawiła się okazja asystowania doktorowi Zet, skorzystałem z niej. Zachodnia medycyna nie była czymś, co bym wybrał i miałem świadomość, iż czasem jest szkodliwa i ma zbyt dużo ubocznych skutków, jednak okazja uczenia się więcej oraz idea pomagania ludziom, którzy tego potrzebowali były wystarczającymi powodami by podjąć ten kompromis. Poza tym doktor Zet był także człowiekiem, którego podziwiałem za jego otwarte serce i energię. Przyjemnością było rozwijać naszą przyjaźń i robić z nim cokolwiek.
Rozmowy w zaskłotowanym kościele
Pewnego dnia doktor Zet, sześćdziesięcioletni aktywista, z którym powoli zaczynałem się zaprzyjaźniać oznajmił mi ze smutkiem, że stracił ostatnie miejsce, w którym leczył. Stało się tak ponieważ kobieta, która mu to miejsce wynajmowała, czy może użyczała umarła, a z nowym właścicielem nie szło się dogadać.
- Trzeba szybko znaleźć nowe miejsce. - stwierdziłem
- Gadałem już z Lukasem z zaskłotowanego kościoła by tam udzielili miejsca. Powiedział, że dysponują takim miejscem lecz reszta mieszkańców musi wyrazić na to zgodę.
- Fajnie. Klinika w zaskłotowanym kościele. Nie źle brzmi.
- Haha...Tylko byśmy to miejsce dostali.
- Dostaniemy. - odpowiedziałem z nadzieją.
Nie minął tydzień, a już pukaliśmy do drzwi kościoła, by Lukas pokazał nam miejsce, z którego mielibyśmy zrobić naszą klinikę. Było to duże, wysokie pomieszczenie, w którym jak nas poinformował Lukas trzeba by wybudować ścianę dzielącą na pół. Druga połowa miała być wykorzystana jako darmowa kafejka internetowa.
- Trzeba by się zgadać któregoś dnia, zobaczyć co jest potrzebne i jakoś można by już zacząć to robić. Ja i parę innych osób stąd na pewno Wam pomożemy. - powiedział Lukas.
- No to pięknie. To miejsce jest tak duże, iż można by wydzielić jeszcze miejsce na gabinet stomatologiczny.- oznajmił z entuzjazmem Zet.
- Ale przecież nie mamy żadnego dentysty.
- Jak zrobimy miejsce, to i dentysta się znajdzie. - Powiedział Zet optymistycznie tak jakby wszystko było takie proste. Taki właśnie jest ten starszy człowiek, który nie jednego zadziwiał swym optymizmem i jakże młodzieńczą energią.
Jednak nie wszystko było takie proste jakby się wydawało. Po paru dniach Lukas zadzwonił do Zeta i powiedział, że wynikły jakieś trudności i najlepiej będzie jeśli przyjdziemy na miting domowy mieszkańców kościoła by przedstawić na nim naszą prośbę o miejsce. Jako, iż Zet , jak to on był zajęty w tym czasie, poprosił mnie, bym nas reprezentował na tym spotkaniu.
Miting odbywał się przy dużym stole zaraz przy wejściu. Było na nim około 10 osób, głównie mieszkańców, a po za tym Niko - jeden z największych radykałów jakich znam. Głównym celem spotkania , jak się okazało była ochrona przed nadchodzącą eksmisją. Miała ona nastąpić z powodu rzekomego niebezpieczeństwa zawalenia się budynku. Oczywiście było to absurdem. W grę na pewno wchodziła duża kasa , bo już samo wyburzenie takiego budynku musiało wiele kosztować. Jedną sprawę kościół już wygrał ze spekulantami. Teraz wspólnie razem zastanawiali się jakby tu dobrze nagłośnić i z której strony szukać poparcia by wygrać po raz kolejny z kłamliwymi handlarzamiu nieruchomościami. Przysłuchiwałem się temu z boku nie mówiąc ani słowa, bo cóż mógłbym rzec skoro nic nie wiedziałem. Następnym tematem były ostatnie imprezy oraz te, które miały się odbyć w najbliższej przyszłości. Tu dało się odczuć mały konflikt wewnętrzny.
Jedna dziewczyna, nazwijmy ją Karina, oskarżała Lukasa, że robi zbyt duży wjazd na imprezę i tak sponsorowaną, a do tego bardziej komercyjną, podczas gdy ona na ostatniej imprezie zupełnie nie komercyjnej wyszła do tyłu, bo poproszono ją o zaniżenie ceny.
- Jeśli Ty robisz party, to Ty ponosisz koszta i to Ty, a nie nikt inny ustala cenę biletu, tak by Ci się zwróciło.
- Zrobiłam tak , bo powiedziano mi, że nie mogę robić imprezy na skłocie ze zbyt drogim wjazdem. Niecałe dwa tygodnie później Ty robisz koncert za 5 euro i nikt Ci nic nie mówi.
- Dlatego, że na tę imprezę przyjdą ludzie z zewnątrz, którzy wiadomo, że mają więcej kasy niż skłotersi.
- Ale jeśli ode mnie wymagano obniżenia ceny, to nie dziw się, że ja wymagam od Ciebie tego samego.
- Ja ceny nie zmienię. Po pierwsze, jak już zaznaczyłem: nie mam zamiaru dopłacać. Po drugie cena jest już na plakacie, który jest już rozlepiany. Co do biednych skłotersów, to chyba normalne, że jak nie będą mieli na wjazd to po cichu będzie można ich wpuścić. Co do pieniędzy, które może zarobimy, nie mam nic przeciwko by pokryć to co Ty straciłaś. - oznajmił wspaniałomyślnie Lukas by załagodzić sytuację lecz wnioskując po minie Kariny wcale mu się to chyba nie udało.
- Jeśli skończyliście ten temat, to ja też chciałbym coś dodać na temat tej przyszłej imprezy. Gdy zobaczyłem w ASCII ten plakat, to czym prędzej go zerwałem. Krew mnie zalewa gdy widzę, że imprezę na skłocie sponsorują „Austriackie linie lotnicze”, które deportują ludzi, a Wy robicie im reklamę. Wiele osób jest tym oburzonych i nawet deklaruje bojkot jeśli będziecie dalej tak postępować. - te słowa Nika sprawiły, iż Lukas zrobił się czerwony ze wstydu i zaczął się tłumaczyć.
- Sorry, ale ja nic nie wiedziałem, że ta firma deportuje ludzi i gdybym to wiedział przedtem, to nawet bym z nimi nie gadał.
- No właśnie. W tym jest problem, że zwykle te firmy bardzo dobrze chowają swe brudy i właśnie w tym momencie używają Was by stworzyć sobie dobry, fałszywy imidż firmy wspomagającej kulturę oraz skłotersów. Także druga firma na plakacie, powszechnie wiadomo, że jest kapitalistycznym krwiopijcą, nastawionym tylko na zysk. Co do trzech pozostałych, skąd możemy wiedzieć, że nie robią jakiś brudnych gierek, o których nic nawet nie wiemy.
- No tak, ale tego nigdy nie wiadomo. Nawet jak zaczynasz coś z kimś robić nigdy do końca nie wiadomo, czy przypadkiem nie okaże się oszustem. Czasem rzeczy nie da się przewidzieć.
- Dlatego my, jako ruch skłoterski, staramy się unikać brania kasy od jakichkolwiek dużych sponsorów. Myślę że jesteśmy na tyle silni i mocni, że stać nas na więcej niż branie kasy od bogatych, którzy powszechnie wiadomo, w większości są wyzyskiwaczami. Gdy będziemy dbali o nasz wizerunek, nie splamiany kompromisami wielcy, drodzy artyści, mający jakieś pozytywne przesłanie sami będą chcieli u nas zagrać. Jak na przykład chociażby Chumbawamba na ADM-ie.
- No tak. Lecz w tym wypadku artysta i tak się zgodził grać prawie za darmo i jedynym finansowym problemem było to, by załatwić mu przelot, który jak wiadomo kosztuje. Dlatego zwróciliśmy się do „Austriackich linii lotniczych” by dostać bilet na przelot w tę i z powrotem w zamian za reklamę na plakacie. Jest to bardzo dobry raper, z politycznym przekazem i nie ukrywam, że moim marzeniem było zrobić mu koncert na skłocie. Teraz gdy słyszę, że przez pomyłkę miałbym promować firmę deportującą ludzi, na prawdę źle się z tym czuję. - powiedział zmartwiony Lukas.
- Ja też uważam tego muzyka za zajebistego gościa. Szczególnie jego fajne teksty, z którymi dużo się zgadzam. Jednak o ile jeszcze kompromis z tymi trzema firmami uważam do przyjęcia (choć nie jest to moja droga działania ) to reklamowanie firmy deportującej ludzi nie jest do przyjęcia nie tylko przeze mnie ale też przez większość skłotersów nawet jeśli chodzi o najulubieńszą kapelę.
- Może i masz rację , ale ja już za dużo pracy w to włożyłem i sprawy za daleko zaszły bym mógł wszystko odwołać. - powiedział całkowicie wku...ny Lukas opuszczając obrady.
- Poczekaj ! - zawołał za nim Niko. - Nie chcę byśmy się kłócili. Nie po to tu przyszedłem. Moim celem było uświadomić Was komu robicie reklamę i uchronić Was przed tym by ruch skłoterski Was zbojkotował, bo wtedy zostalibyście sami i to byłoby prze...ne. Ja uważam, że nie ma sytuacji bez wyjścia i ja chyba już widzę rozwiązanie.
- Jakie ? - zapytał zatrzymany w drzwiach Lukas.
- Powiedziałeś, że już dostaliście ten bilet w obie strony ?
- Dostaliśmy.
- Tego biletu nie mają prawa unieważnić. Czy oni wiedzą, że party jest na skłocie?
- Oczywiście, że wiedzą
- Z tego wynika, że zrobili Was w ch... Powszechnie wiadomo, że skłoty są bardzo przeciwne rasizmowi deportacji. Wykorzystując Was do reklamy jednocześnie zatajając fakt, że deportują ludzi, ewidentnie zagrali z Wami w kulki. Czyż nie ?
-No tak. Gdyby byli uczciwymi, przyznaliby się do tego na wstępie i by powiedzieli: „ale Wy nie będziecie nas pewnie chcieli zareklamować, bo my deportujemy ludzi.” - wtrąciłem, co o tym sądzę.
- Jednak nie na uczciwości im zależy lecz na reklamie. - kontynuował swój wykład Niko. - I jeśli oni zrobili nas w konia, to teraz kolej byśmy my ich także przekręcili. Jeśli mamy już bilet, to spokojnie możemy ich poodcinać z plakatów i nawet jakby się przyczepili, że nie dotrzymaliście umowy to można to im wytłumaczyć, że Wy plakaty zrobiliście prawidłowo jedynie ci skłotersi, co je rozlepiali poodcinali Waszą firmę, bo deportujecie ludzi.
- To brzmi jak sensowne rozwiązanie stwierdził pocieszony Lukas.
- OK. To może przejdźmy do następnego punktu spotkania. - zaproponowała. Karina.
- Ja z doktorem Zetem, który nie mógł dzisiaj przyjść potrzebujemy miejsca na klinikę dla ludzi bez papierów. Czy moglibyśmy dostać na nią miejsce w kościele? - zapytałem.
- Ogólnie to chyba tak. Zapytamy wszystkich mieszkańców. Raczej nie powinni mieć nic przeciwko. Jednak będziecie sami musieli sobie zbudować pomieszczenie.
- Lukas mówił, że w tym może pomóc parę osób z kościoła.
- Tak mamy nawet materiały. - powierdził Lukas – Jak dla mnie to moglibyście zaczynać już dzisiaj ale może warto jeszcze z tydzień poczekać dotąd aż sytuacja, co do kościoła się wyjaśni?
- Pewnie. Teraz nie ma, co zaczynać, bo cała robota może pójść na marne.
- OK. Skoro tak uważacie to poczekamy. - przytaknąłem.
- Czy ktoś chce coś dodać ?
Jako, iż nikt się nie zgłosił, przeszli do następnego punktu dzisiejszego spotkania, a mianowicie sytuacji zaskłotowanego kościoła i omówienia opcji jego prawnej obrony przed groźbą eksmisji. Jako, że by pokazać polityczne życie skłoterskiego Amsterdamu, pokrótce przedstawiłem już jedną dyskusję dodatkowo, tę trzecią, jeszcze dłuższą sobie podarujemy.
Miejsce w Hautsmie
Niestety. Rozmowy na temat otrzymania miejsca w klinice się przedłużały, aż czasem coraz bardziej wiadome stawało się, że kościół świętego Tomasza z Akwinu już nie utrzyma się długo, bo miasto zaplanowało go zburzyć i na jego miejscu wybudować socjalne mieszkania dla starszych ludzi. Wobec tego dla zaskłotowanego kościoła przyszłością była szybciej lub wolniej nadchodząca eksmisja.
Gdy Zet otrzymał wiadomość od Wista, iż możemy zrobić klinikę w Houtsmie „od zaraz” nie zastanawiając się długo szybko umówiliśmy się na spotkanie. Ulko oprowadził nas po całym miejscu i pokazał nam pokój, który moglibyśmy dostać. Houtsma wcześniej była „narzędziowym” supermarketem o tej samej nazwie. Nie było w niej za dużo gotowych pokoi, więc ludzie sami je pobudowali z dykty, dużych desek i wszystkiego, co udało im się znaleźć, a co przydało się jako materiał. My otrzymaliśmy właśnie jeden z takich pokoi po kimś kto się wyprowadził. Miał nawet piętro jednak Ulko powiedział, że on raczej by nie ryzykował wchodzenia na nie bez uprzedniego wzmocnienia. Na razie piętro mogliśmy używać jedynie do przechowywania nie zbyt ciężkich rzeczy. Oprócz wzmocnienia piętra pozostawało nam posprzątać, wstawić zamek, parę medycznych mebli, sprzęt doktora, po czym moglibyśmy się wprowadzać. Jeszcze w tym samym tygodniu zrobiłem, odbiłem i rozkleiłem po skłotach plakat informujący o godzinach przyjęć. Staruszek Zet zastanawiam się, w jaki sposób, bo nie wiem, czy ja, młody bym temu podołał, sam przywiózł bakficem meble i cały sprzęt doktorski. Barry wstawił nam zamek i od następnego wtorku klinika ruszyła.
Na początku mieliśmy pacjentów tylko z Houtsmy. Potrzeba było czasu by wieść się rozeszła. Barry przyszedł by mu opatrzyć rękę
- To chyba Ty możesz zrobić? - zapytał mnie doktor.
- Tak.
- W tej szufladzie trzymamy rzeczy pierwszej pomocy. Tu masz plastry i bandaże, tu betadinę by przeczyścić ranę. - wskazał . Umyłem ręce w pobliskiej łazience. Przy pomocy gazy wyczyściłem ranę, po czym przyłożyłem na nią drugą gazę, którą owinąłem bandażem zawijając też za kciuk tak by bandaż się nie zsuwał. Przy zawiązywaniu w taki specjalny, sprytny sposób trochę się pogubiłem ale w końcu mi się udało. Nadzorujący Zet widząc to powiedział.
- Widzisz. Potrzebna Ci praktyka to nie będziesz się mylił.
- Nie robiłem tego od czasu kursu.
- Teraz będziesz miał okazję to robić częściej. - zaśmiał się Barry, gdy ja mu sprawdzałem, czy nie ścisnąłem ga za mocno poprzez naciśnięcie paznokci i zobaczenie, czy krew do nich powraca. Mimo tego, iż nie dotknąłem rany, dla formalności poszedłem umyć ręce.
Następnym pacjentem był Johny, który przyszedł, bo skończył mu się tlen dla astmatyków. Wyjaśnił, że ma astmę i czasami potrzebuje tlenu z tego wyglądającego jak doustny dezodorant konteneru. Inaczej nie był w stanie zatrzymać ataku tej choroby, który objawiał się nieprzyjemnym, nie przerwanym kaszlem. Doktor Zet przepisał na różowej recepcie nazwę preparatu i wyjaśnił Johnemu.
- Z tą receptą możesz dostać to w aptece za darmo.
- Dzięki – powiedział uśmiechnięty Johny wychodząc.
- Ty chyba tutaj mieszkasz ? - zdążył jeszcze zapytać Zet.
- Yhmyy.
- To jak Ci się skończy możesz przyjść bez problemu.
Gdy wyszedł Zet wyjaśnił mi, że te różowe, darmowe recepty dostaje z opieki zdrowotnej.
Homeopatia
Było to pewnego razu gdy robiliśmy benefit na Ulicznych Medyków (jednocześnie ostatnie party w Dupie na Sarphatistraat), bo potrzebowaliśmy pieniędzy by opłacić przelot Doca, na następny kurs, który chciał nam dać. Gdy robiłem bimerem projekcje z tego, co nagrałem w Amsterdamie (demonstracje, akcje skłoterskie, otwieranie drzwi, manifestacje, festiwale, teatry itp.), podszedł do mnieThumb i przedstawił mi Ferrego:
- To jest Ferry, homeopata. Chciał pogadać z tobą o „Klinice Bez Papierów”.
- Ja jestem Marek Griks. Miło mi Cię poznać. - powiedziałem podając mu rękę.
- To Ty prowadzisz „Klinikę Bez Papierów” ?
- Nie. Ja jestem tylko asystentem doktora Zeta, który to jest oficjalnym domowym doktorem zachodniej medycyny i to on głównie ją prowadzi. Ja mu tylko pomagam jak tylko mogę i przy okazji się od niego uczę.
- Tu na ulotce jest napisane, że też jako Uliczni Medycy prowadzicie klinikę i leczycie ludzi
- Tak. Jestem także Ulicznym Medykiem i raz w tygodniu leczymy akupunkturą proste przypadki. Chińskiej medycyny uczy nas doktor z USA, Doc, na którego przelot staramy się zebrać pieniądze organizując ten benefit.
- I jesteście otwarci na wszystkich pacjentów ?
- Generalnie tak. Klinikę Bez Papierów reklamujemy na plakatach jako ostatnich lekarzy, którzy pozostają wierni przysiędze Hipokratesa, na którą przyrzekają wszyscy doktorzy po zdaniu egzaminów. Jak pewnie wiesz obiecuje ona, że będzie się leczyło wszystkich, którzy będą potrzebowali pomocy bez względu na zapłatę, papiery, narodowość, stan itp.
- Tak też i ja leczę.
- Niestety, dzisiejszy system zmusza lekarzy by najpierw patrzyli na ubezpieczenie, papiery, pieniądze, a dopiero potem na człowieka, czy chorobę.
- No właśnie. Dobrze, że coś robicie w tym kierunku.
- Z kliniką Ulicznych Medyków nie możemy się reklamować gdy Doca nie ma wśród nas, bo nie mamy certfykatów akupunktury. Jednak by się rozwijać musimy praktykować, a ludzie potrzebują pomocy. Leczymy więc ludzi głównie z naszego skłoterskiego środowiska, a wieść o nas wolimy by rozchodziła się bezpieczną, bo dyskretną drogą z ust do ust.
- I słusznie. Chciałbym Wam pomóc. Może mógłbym uczyć niektórych z Was homeopatii, albo może można by było zrobić homeopatyczną Klinikę Bez Papierów?
- Naprawdę ? To wspaniale. Co do reszty Ulicznych Medyków to zapytam, czy są zainteresowani nauką. Ja bardzo chętnie bym się dowiedział dużo więcej o homeopatii. Co do założenia homeopatycznej Kliniki Bez Papierów, to jaknabardziej. Im więcej pomocy tym lepiej.
- A gdzie mogłoby być na to miejsce?
- W Film Akademii na Overtoom 301 mamy pokój zdrowia, który dzielimy pomiędzy Ulicznych Medyków, Klinikę Bez Papierów, Reiki, Jogę i masaże Sziatsu. Można by wygospodarować też czas na homeopatyczną Klinikę Bez Papierów z tym, że byłoby trzeba też brać udział w opłacaniu kosztów za miejsce.
- Ja mogę jedynie ofiarować moją pomoc i wiedzę. Nie stać mnie by do tego jeszcze dopłacać.
- Z tym nie powinno być problemu. Nie wynosi to więcej niż 10 euro za miesiąc i możemy to zorganizować jak z doktorem Zetem, że ludzie płacą dobrowolne datki do słoika.
- A dużo osób przychodzi ?
- Około 5 – 7 w każdy wtorek. Tak akurat by wypełnić dwie godziny. Wcześniej organizowaliśmy to na skłocie i nie musieliśmy płacić. Klinika jednak wymaga miejsca stałego. Jako Uliczni Medycy otrzymaliśmy możliwość zorganizowania tego miejsca. Zaprosiliśmy inne grupy by podzielić koszta i obowiązki oraz by dać innym możliwość rozwijania alternatywnych naturalnych medycyn.
- To kiedy mógłbym przyjść zobaczyć to miejsce ?
- Kiedy tylko chcesz. Możesz do mnie zadzwonić pod ten numer – po czym podałem mu mój numer telefonu.
- A tak żeby zobaczyć jak działa klinika ?
- Możesz przyjść koło 16.00 gdy skończymy obsługiwanie pacjentów. Wtedy zapoznam Cię z doktorem Zetem.
Tak o to zaczęła się moja przygoda z homeopatią.Ta nauka tak mnie zafascynowała, że wkrótce zdecydowałem się porzucić akupunkturę. Wolałem się skupić na jednej dziedzinie. Nie zajdzie się daleko podążając kilkoma drogami jednocześnie. Wciąż pomagałem doktorowi Zetowi, bo było to potrzebne. Wciąż mogłem uczyć się od niego szacunku do pacjentów i innych uniwersalnych rzeczy. Zet był otwarty na jakąkolwiek medycynę naturalną. Dostrzegał skutki uboczne zachodnich leków. Kiedyś nawet powiedział.
- Gdy ja się uczyłem medycyny, na zachodzie nie było jeszcze alternatywy. Teraz jestem już za stary by się przestawić na coś innego. Pomagam jak umiem. - i tak też robił ten człowiek o złotym srecu. Często się mnie pytał, czy nie mam może jakiejś homeopatycznej alternatywy. Wiedział, iż jeśli ktokolwiek przyjdzie z ranami to będzie dobrze jak dam mu/jej Arnikę.
Jendak gdy do Kliniki Bez Papierów przyłączył pielęgniarz Dżek, stwierdziłem, że za ciasno dla nas trzech i poszedłem swoją drogą.
Farry na początku uczył mnie homeopatii przynajmniej raz w tygodniu. Później przez pewnien okres mieszkał u mnie w domu. Wówczas miałem okazję pobierać nauki całymi dniami. Gdy się wyprowadzał dał mi 36 podstawowych leków o potencji 30 CH i powiedział:
- Znasz już podstawy homeopatii klasycznej. Możesz leczyć lekkie przypadki. Te ciężkie jeszcze nie. Z tymi zawsze dzwoń do mnie.
Dalej uczył mnie przynajmniej raz na tydzień. Odbił mi książkę którą napisał. Były w niej charakterystyki psychologiczne podstawowych homeopatycznych leków. W pewnym momencie mi oznajmił:
- Nauczyłem Cię podstaw homeopatii klasycznej. Dalej musisz uczyć się sam. Poprzez praktykę, czytanie ... Tu daję Ci książkę, którą sam napisałem. Są w niej charakterystyki psychologiczne podstawowych leków. Czytaj ją, studiuj „Materię Medica” i praktykuj. Gdy nie będziesz czegoś wiedział, będziesz miał wątpliwości, pytania albo przypadek będzie za cięzki, zawsze możesz do mnie zadzwonić.
I tak też już zostało. Ferry kiedyś powiedział:
- To pudełko z lekami i twa wiedza`o homeopatii mogą się okazać twymi najlepszymi przyjaciółmi.
Coś w tym było, bo gdy byłem w jednym z najgorszych załamań mojego życia, nic mnie tak nie podniosło na duchu jak dawka spotencjowanej soli morskiej ( Natrum Muriaticum ).
Był czas gdy rozwieszałem wszędzie mój numer telefonu, na umówione spotkanie oferując ludziom homeopatyczną Klinikę Bez Papierów. Ogólnie znajomi wiedzą, że leczę homeopatią. Najbliższą rodzinę leczę tylko homeopatycznie i dzięki temu żyjemy bardzo zdrowo od lat nie trując się żadnymi antybiotykami. Poprzez to, iż dawka leku homeopatycznego nakierowuje nasze ciało by samo się uzdrowiło czynimy naszą odporność silniejszą, a nie słabszą jak w zachodniej medycynie.
Czasem po pomoc przychodzą znajomi i wtedy też staram się jak mogę. Ma ukochana kiedyś się zapytała:
- Dlaczego nie pójdziesz na studia by zdobyć papier i móc robić to oficjalnie ?
Główną rzeczą, którą chcę w życiu robić, która daje mi najwięcej satysfakcji, w której jestem najlepszy (nie mylić najlepszy wśród ludzi lecz sam w sobie ) jest pisanie. Na tym chcę się w życiu skupić. Tę umiejętność chcę pielęgnować i rozwijać. Pisanie jest moją drugą po miłości pasją. Aktywizm, rodzina podpierają je i wchodzą w ich skład. Homeopatia jest moim zainteresowaniem, jednym ze sposobów by pomagać sobie, rodzinie i innym. Jednak zdecydowałem się odsunąć ją troszeczkę na bok. „Można być klaunem wielu sztuk, a mistrzem żadnej” mawia moja ukochana, a ja w tym całkowicie się z nią zgadzam. Pisaniem mam marzenie leczyć cały świat. By dokonać tego homeopatią, musiałbym być drugim Hahnemanem. Oczywiście wciąż, w miarę możliwości leczę tych, co potrzebują pomocy.

piątek, 16 kwietnia 2010

Wideo z akcji "Więzienie deportacyjne - Ćwiczenia"

Filmik,relacja z akcji, w której to "świńska achrona" (armia klaunów) miała odciągać uwagę policji i ochrony by inni aktywiści przedarli się na teren więzienia.

niedziela, 14 marca 2010

Alternatywy dla emigracji. -komentarz

do dyskusji na temat emigracji na www.cia.bzzz.net
Nikt nie emigruje bez bardzo dużych powodów. Najczęstszym jest to, że bogata północ tak wykorzystała ich kraje, że bieda zmusza ich do migracji do miast albo do innych krajów. Tak więc walczenie ze skutkami bez likwidowania przyczyn będzie prowadziło jedynie do tragedii np. jeszcze większej liczby tysięcy ofiar na granicach, które coraz bardziej okrutnie się zamykają. Poprzez nie kupywanie produktów które powodują nędze (mięso "wyhodowane" na soi która kosztowała czyiś las-dom,a zarazem źródło utrzymania, kawa,kakao i owoce nie pochodzące ze sprawiedliwego handlu, odzież, tanie zabawki itp.) w krajach południa, zmniejszamy ich wyzysk jednocześnie poprawiając warunki na własnym podwórku. Lokalne zakupy bardzo dobrze wpływają także na naturalne środowisko.
Oczywiście na świadomym (a więc też minimalnym konsumpcjoniźmie) nie możemy przestać bo kapitalizm, główny powód nędzy, a więc także migracji (i wielu innych złych rzeczy) nie obali się sam. Tak więc należy na wszelkie możliwe sposoby zwalczać te zło. Powodzenia !