poniedziałek, 28 listopada 2011

Niemcy: Gwałtowne protesty przeciw transportowi odpadów nuklearnych


W sobotę niemiecka policja użyła armatek wodnych i gazu łzawiącego by rozproszyć ok 300 demonstrantów, którzy zaatakowali oddziały mundurowych kamieniami i fajerwerkami, podczas przerwanej próby fizycznego zablokowania trasy transportu odpadów nuklearnych przez teren północnych Niemiec.

Wcześniej przeszło 50 aktywistów starało się sabotować torowisko, którym w ten weekend planowany jest przejazd transportu odpadów radioaktywnych do magazynu w pobliżu miasta Gorleben. Z kolei w mieście Dannenber (położonego nieopodal Gorleben) ok 20 tys. demonstrantów przeprowadziło pokojowy protest przeciwko temu transportowi.

W trakcie trwania pokojowego wiecu, na północny-wschód od Dannenber grupa blisko 2 tys. osób przedarła się przez policyjne linie i wykorzystując otaczający teren gęsty las, utrudniający działania policji, rozpoczęła okupację torowiska.

Dzień wcześniej, w piątek, grupa ok 200 protestantów starła się z policją, w wyniku zajść 20 funkcjonariuszy zostało rannych.

Pociąg złożony z 11 wagonów wypełnionych radioaktywnymi odpadami nuklearnymi, pochodzącymi z zakładu La Hague we Francji, wjechał do Niemiec w piątek. Transport był znacznie opóźniony z powodu uszkodzeń torów, jakich w ramach sabotażu dokonali francuscy aktywiści antyatomowi.

Protestujący przeciwnicy atomu twierdzą, że składowiska w Gorleben, w których przechowywane są odpady, nie są w pełni przystosowane i całkowicie bezpieczne.

W Niemczech panują silne nastroje antyatomowe. Świadomość i sprzeciw wobec atomu pojawił się w roku 1986, po katastrofie Czarnobylskiej. Od tamtego czasu lobby przeciwatomowe prężnie się rozwija, rosnąc w siłę. Coroczne transporty nuklearnych odpadów z Francji do Niemiec są przyczyną masowych protestów oraz sabotaży linii kolejowych, co powoduje trzymanie w tajemnicy dokładnych tras przejazdu składów wiozących radioaktywne śmieci oraz mobilizację wielkich sił policyjnych do pilnowania trasy przejazdu

piątek, 25 listopada 2011

Egipskie społeczeństwo powstało ponownie, by dokończyć swoją rewolucję

 


Setki tysięcy Egipcjan walczy obecnie na ulicach całego Egiptu przeciwko represjom i uciskowi stosowanym przez juntę wojskową, która początkiem br., w wyniku obalenia dyktatorskich rządów Mubaraka, przejęła władzę zwierzchnią w kraju. Jest to prawdziwy i autentyczny bunt większości spośród uciskanych Egipcjan, skierowany przeciw władzom wojskowym, nie zaś walki pomiędzy fundamentalistami islamskimi a wojskiem, jak sugeruje część korporacyjnych mediów. Członek kolektywu „Anarkismo.net” udał się do centrum wydarzeń, by porozmawiać z egipskim anarchokomunistą Yasser’em Abdullah’em, członkiem egipskiego Ruchu Wolnościowego Socjalizmu, który przekazał na ręce naszego wysłannika swoje oświadczenie, zawierające m.in. kompleksową analizę obecnej walki i stanu sprzed wybuchu obecnej fali niezadowolenia, opisującą także niezbędny do przeprowadzenia gruntownej rewolucji potencjał obecny wśród egipskiego ludu.

Z chwilą upadku dyktatorskich rządów Mubaraka w lutym br., Egipt rządzony jest przez juntę wojskową (SCAF), która wbrew pozorom główne struktury poprzedniej dyktatury pozostawiła nietknięte. Protesty społeczne i strajki pracownicze spotykały się z niebywałą przemocą ze strony wojska, działania związków zawodowych zaczęto regulować drakońskim prawem, praktycznie uniemożliwiającym jakiekolwiek działania na szerszą skalę, tortury praktykowane są na porządku dziennym, a represje, kierowane przeciw biorącym udział w lutowym powstaniu członkom powstańczych bojówek, były stosowane selektywnie. W ramach stosowania anty-rewolucyjnych sankcji ok. 12 tys. ludzi stanęło przed sądami wojskowymi, co miało w zamierzeniu zdeprecjonować i umniejszyć znaczenie powstania egipskich mas przeciwko dyktaturze. Wszystko to dzieje się równolegle ze sztucznie podsycanym sekciarskim konfliktem pomiędzy chrześcijanami a muzułmanami, który jest eskalowany w celu odwrócenia uwagi od rzeczywistych problemów nękających egipskie społeczeństwo.

W miniony piątek masy ludzi ponownie przejęły w swoje władanie plac Tahrir, domagając się ustąpienia rządów wojskowej junty SCAF-u, dokładnie w momencie, gdy ta była w trakcie wprowadzania nowego prawa powiększającego przywileje i umacniającego władzę junty. Całe spektrum polityczne, ze szczególnym uwzględnieniem Bractwa Muzułmańskiego (które od czasu wejścia w tajne i niejawne układy ze SCAF znacznie ucichło) wyszło tego dnia na ulice wraz z ludźmi, czego przyczyną najprawdopodobniej są zaplanowane na 28. listopada wybory. Jednocześnie wszystkie frakcje polityczne obawiają się, że niezależnie od wyniku nadchodzących wyborów, władzę przejmie „feldmarszałek” Tantawi, przywódca SCAF. Sam SCAF przyjął już zawczasu dekret dający wojskowym prawo weta wobec nowo ustanowionej konstytucji, skonstruowanej przez wybrany i utworzony w ciągu tygodnia od wyborów rząd.

Piątkowe protesty wszystkie światowe media ochrzciły mianem starć między członkami Bractwa Muzułmańskiego a żołnierzami SCAF. Jednak rzeczywiste starcia rozpoczęły się dopiero nazajutrz, w sobotę, kiedy grupa ok. 200 zagorzałych rebeliantów z placu Tahrir została brutalnie zaatakowana przez policję. Była to iskra, która ponownie rozpaliła żywy ogień gniewu wśród protestujących, kropla która przelała czarę goryczy i wyciągnęła z mieszkań setki tysięcy, jeżeli nie miliony ludzi, którzy ponownie przejęli ulice egipskich miast. Trwające walki oraz starcia nie mają nic wspólnego z politycznym islamem, podobnie jak nie miały z nim związku podczas wybuchu rewolty 25. stycznia. Aktualne protesty prowadzone są z udziałem tych samych ludzi, którzy wzniecili rewoltę w styczniu i lutym, którzy dopiero stosunkowo niedawno zdali sobie sprawę z antyrewolucyjnego i antyspołecznego charakteru dzierżącej władzę armii, dość nieudolnie maskującej prawdziwe intencje pod kamuflażem „pronarodowej” aury.

W tej chwili walki uliczne rozgrywają się na ulicach wszystkich większych miast w Egipcie, włączając w to przede wszystkim Kair, Port Said, Aleksandrię i Suez. Na południu kraju odbywają się masowe demonstracje, również tam odnotowano starcia z represyjnymi oddziałami SCAF-u. Atakowane są posterunki policji, na głównych arteriach i największych ulicach wzniesiono barykady. Jednocześnie trwają surowe represje wobec manifestantów: na ten moment (tłumaczony tekst ukazał się na stronie anarkismo.net 21 listopada - przyp. red.) co najmniej 6 osób zginęło, ponad 1 tys. zostało poważnie rannych w atakach przeprowadzanych przez wojsko i znienawidzone przez lud CSF (Centralne Siły Bezpieczeństwa - przyp. red.) czyli trzon represyjnych oddziałów Mubaraka.

Kilka godzin temu (przed napisaniem tego tekstu), okupujący plac Tahrir zostali brutalnie spacyfikowani i siłą częściowo usunięci z zajmowanego placu. W użyciu były opancerzone pojazdy, gazy bojowe (ofiarowane ongi dzięki „uprzejmości” prezydenta Obamy), oraz serie maszynowo wystrzeliwanych kul gumowych a także ostrej amunicji. W tej chwili (23.30 czasu lokalnego) demonstrantom ponownie udało się odzyskać plac Tahrir, symboliczne miejsce trwającej rewolucji jednoczące rebeliantów. Tłum skanduje: „Obalić SCAF, obalić Tantawiego!”

O godz. 12 w południe mieliśmy okazję porozmawiać osobiście z Yaser’em Abdullah’em, który wyjaśnił nam co zaszło na ulicach Kairu. Jego doniesienia z pierwszej ręki odnośnie wydarzeń w Kairze są żywym dowodem, że duch rewolucji wśród zbuntowanych mas jest silny i ma się dobrze, oraz że najbliższe dni powinny być kluczowe dla arabskiej rewolty. Pamiętajcie, potrzebne są wszelkie formy solidarności z naszymi towarzyszami i towarzyszkami walczącymi w północnej Afryce o wolność.

José Antonio Gutiérrez D.
20 listopada 2011

Pod spodem zamieszczamy przetłumaczoną rozmowę z Yasser’em Abdullah’em.

Jose Gutierrez: Co się wydarzyło w ciągu ostatnich kilku dni na Kairskim placu Tahrir? Kto dokładnie wyszedł na ulice i jakie są konkretne powody trwającej walki?

Yasser Abdullah: Na kilka dni przed piątkiem (18 listopada) rodziny ofiar styczniowo-lutowej rebelii i męczenników tamtych dni rozpoczęły pokojowy, siedzący protest okupacyjny placu Tahrir, domagając swoich praw i ukarania sprawców wielu ofiar śmiertelnych podczas burzliwych starć w lutym br. Po blisko dziesięciu miesiącach od tamtych krwawych zajść, od momentu kapitulacji Mubaraka, żaden z winnych strzelania i mordowania demonstrantów nie został ukarany. Ponadto w lipcu wojskowa junta SCAF utworzyła fundusz wartości 200 mln funtów egipskich (ok. 25 mln euro) o wymownej nazwie „Fundusz Na Rzecz Ofiar i Męczenników Rewolucji”, mający rzekomo rekompensować rodzinom ofiar utratę bliskich i inne poniesione straty, lecz jako można było się spodziewać, był to jedynie zabieg propagandowy: SCAF oraz rząd Sharaf’a łaskawie zaoferował ofiarom niedawnego przewrotu pracę w branży śmieciarskiej, głównie na stanowiskach szeregowych śmieciarzy, co wśród objętych „programem pomocy i zadośćuczynienia” wywołało poczucie upokorzenia. Potraktowano ten zabieg jako dodatkową, z premedytacją zastosowaną zniewagę wobec tych, którzy upomnieli się o swoje prawa. W związku z tym rozpoczęli strajk okupacyjny żądając nowych rozwiązań, szanujących ich godność.

Na piątek zaplanowany był „Marsz Miliona”, którego uczestnicy domagają się zniesienia zwierzchniej władzy junty oraz zakończenia rządów wojska i tzw. tymczasowych władz cywilnych jeszcze przed kwietniem 2012 r. Po zakończeniu „Marszu”, strajk okupacyjny na placu był kontynuowany, z kolei drugi marsz, zorganizowany przez partie islamskie, wyłamał się z ogółu pozostałych protestów. Ugrupowania islamskie potępiają otwarcie większość protestów i okupacji, chcąc ubijać polityczny kapitał przed zaplanowanymi na 28 listopada wyborami. W efekcie tych zabiegów protest okupacyjny na placu stopniał do raptem kilkudziesięciu osób.

19. listopada, w sobotę o godz. 11 przed południem, Centralne Siły Bezpieczeństwa (tzw. Policja cywilna) rozpoczęły szturm na okupujących plac Tahrir. Ok. 200 najodważniejszych osób postanowiło odeprzeć atak i starło się z siłami CSB. W reakcji oddziały CSB zaatakowały zebranych znaczną ilością granatów z dymem łzawiącym i skierowały w ich stronę bojowy wóz opancerzony, który część demonstrantów zaatakowała i obległa. Po chwili przyłączyli się do nich inni protestujący, coraz więcej z nich włączyło się w walkę w celu odparcia sił CSB. I tak to się mniej więcej zaczęło. CSB falowo atakowało plac, gdy na niego wtargnęli, my szybko go odbiliśmy. Utrzymali plac jedynie na pół godziny, po czym wspólnymi siłami odzyskaliśmy go z powrotem i okupujemy skutecznie do teraz. W tej chwili - 20 listopada, godz. 12 w południe, wciąż trwają starcia między protestującymi a jednostkami CSB i ich sekcjami funkcjonariuszy w cywilu.

J.G.: Bractwo Muzułmańskie było do niedawna sprzymierzeńcem i sojusznikiem władz tymczasowych Egiptu… Dlaczego więc, jak donoszą światowe media, teraz biorą czynny udział w ulicznych starciach z policją?

Y.A.: Po referendum w sprawie zmiany konstytucji przeprowadzonym 19 marca Bractwo Muzułmańskie oraz pozostałe liczące się siły islamskie, sprzymierzyli się ze SCAF. 20 marca Szejk Salafi stojąc przy urnie na głosy, wrzucając do niej swoją kartę powiedział w obecności mediów „tak dla islamu”. Islamiści nie postrzegali referendum jedynie jako drogi do nowelizacji konstytucji, lecz jako szansę dla islamu, dla którego poparcie widzieli odzwierciedlone w opiniach ludzi, w ich decyzjach podczas głosowania. Twierdzili, że ludzie poprą ich pomysły, gdyż reprezentują islam, całe referendum zaś traktowali w kategoriach sprawdzenia społecznego poparcia dla swojego obozu. Począwszy od marca islamiści stanęli ramię w ramię w sojuszu z SCAF, potępiając wszelkie wystąpienia przeciwko nim. Było to częścią dobrze zaplanowanej gry, prowadzonej w celu zwiększenia swoich szans w przyszłych wyborach oraz, w przypadku wygranej, wyrobienia dobrych relacji z armią.

Jednak czas zweryfikował ich zamiary. W tej chwili Bractwo Muzułmańskie czuje się oszukane i wykorzystane przez SCAF, oskarżając ich o to, że wykorzystali pozycję i wpływy Bractwa tylko w celu umocnienia swojej władzy i pozycji w Egipcie. W rzeczywistości stosunki między Bractwem a juntą porównać należy do dwóch skłóconych braci, którzy będą wyrzucać sobie prosto w twarz wzajemne oskarżenia i żale, ale nigdy nie będą ze sobą naprawdę walczyć. Obecne wystąpienia i starcia uliczne nie mają tak naprawdę nic wspólnego ani z Bractwem, ani jakimkolwiek innym islamskim ugrupowaniem, ani nawet żadną inną partią niezależnie od jej orientacji politycznej.

Większość partii w tej chwili nie skupia się na tendencjach rewolucyjnych, udając że tego tematu nie ma. Właściwie jedynie lewicowa koalicja zapowiedziała, że zastanawia się nad oficjalnym bojkotem nadchodzących wyborów. Wszystkie pozostałe ugrupowania jednak skupiają całą swoją uwagę na listopadowych wyborach i nie przyłączyły się do okupacji oraz protestów mających właśnie miejsce na placu Tahrir. Na placu Tahrir obecnie przeważają przedstawiciele głównych sił rewolucyjnych, a także niezrzeszona w żadnych partiach czy oficjalnych grupach młodzież. Są oni zdeterminowani i gotowi walczyć o uzyskanie swoich praw. Są tam, by bronić rewolucji przed sztucznie wywoływanymi podziałami.

Wszystkie partie polityczne swoje wysiłki zamiast na ludziach i ich słusznej walce, skupiają na próbach utworzenia korzystnego i stabilnego sojuszu z juntą wojskową, by w razie wygranych wyborów, poprzez ugruntowany sojusz z SCAF wzmocnić swoją pozycję u władzy. Podsumowując, twierdzenie, że protesty, okupacje czy starcia inicjują jakieś partie polityczne, Bractwo Muzułmańskie czy jakieś inne formalne siły polityczne jest niczym innym, jak obłudą i wielkim kłamstwem rozpowszechnianym przez media korporacyjne.

J.G.: Czy w całej tej wielopłaszczyznowości trwającej rewolty istnieje jakiś realny potencjał do powstania ruchu ludowego? Myślisz, że armia będzie starała się konsolidować siły i wzmacniać swą pozycję, czy jednak nastąpi wzmożona fala odrodzonej rewolucji?

Y.A.: Sądzę, że w tym momencie potencjał do powstania silnego ruchu ludowego jest bardzo wysoki. 19. listopada poczułem się, jakby przeniesiono nas z powrotem w dzień 25. stycznia. Najpopularniejszymi obecnie pieśniami śpiewanymi przez rebeliantów są „Precz z rządami armii” oraz „Lud domaga się skasowania reżimu”. Mimo że Kair to centrum wydarzeń, również w innych miastach Egiptu sporo się dzieje. Do intensywnych starć doszło także w Suezie i Aleksandrii. Dotychczasowy, znany nam bilans strat (stan na południe dnia 20 listopada), to 1 ofiara śmiertelna w Kairze i dwójka martwych w Aleksandrii… Aktualnie planujemy przeprowadzenie na terenie całego Egiptu dnia akcji bezpośrednich wymierzonych w siły SCAF.

Z planowanymi akcjami nie mają nic wspólnego żadne polityczne ugrupowania. Można zauważyć w tym chaosie zjawisko bardzo pozytywne. Mianowicie wielu ludzi zdaje się wreszcie zrozumiało, zdało sobie w końcu sprawę, że ich siła leży w grupie pozbawionej wodza, że siłą jest kolektywny ruch zbiorowy. Przejrzeli na oczy, dostrzegli w partiach politycznych zdrajców, którzy całe swoje wysiłki i uwagę skupiają na walce o parlamentarne stołki i stanowiska. Nie wydaje mi się, by w takich okolicznościach junta miała jakieś realne szanse, aby wzmocnić swoją władzę. Są teraz w nie lada tarapatach. Z jednej strony „sojusznicy” junty obiecują i deklarują, że za okazane im poparcie po wyborach podzielą się z nimi władzą, z drugiej strony na ulicach szaleje rewolucja i masy solidnie wkurzonych i zdeterminowanych ludzi, którzy będą starać się kontynuować i pchać rewolucję do przodu. Myślę, że w ciągu kilku następnych dni będziemy świadkami skomasowanych i wzmożonych akcji wymierzonych przeciwko SCAF.

Za: anarkismo.net
Tłum.: Jaromir

poniedziałek, 14 listopada 2011

Wściekłość po polsku (11.11.11)

Gdybyśmy na demonstracji zorganizowanej przez lewicę albo anarchistów zobaczyli płonący samochód TVN'u albo rozbite pojazdy prewencji – bylibyśmy całym sercem i rozumem z tymi chuliganami. W obecnej sytuacji nie możemy tak postąpić. Nie dlatego, że część z tych osób napadała i napada na nas i naszych przyjaciół, znajomych, że miejscem jakie nam znajdują w swoim systemie jest gałąź najbliższego drzewa albo jakaś latarnia – chociaż to pewnie w jakimś stopniu rzutuje na „sympatię". Nie dlatego, że to „prawica", ale dlatego, że były to działania w ramach dyskursu prawicowego, to znaczy, były wyrazem praktyki, którą trzeba rozpatrywać w określonym polu ideologicznym. A pole to nie jest złe dlatego, że jest „prawicowe", ale ze względu na „cechy" czy też „strukturę" tego pola. Problemem nie jest więc, „przejecie sterów przez lewicę" (T. Kochan), ale ulokowanie działań w innym polu ideologicznym, gdzie symboliczne akty nabierają innej treści i prowadzą ku innej rzeczywistości.

W Polsce gniew zagospodarowuje jedynie prawica, od skrajnej po mniej skrajną operując podobnym zestawem haseł, wrogów i określonymi sposobami wyjaśniania wydarzeń. Ukierunkowując go w rejony, gdzie może znaleźć tymczasowe ujście, ale w żaden sposób nie narusza podstaw wykluczenia i marginalizacji na jaką skazywani są w neoliberalnej organizacji społeczeństwa coraz szersze rzesze ludzi. Zaczynając od koncentracji na problemach związanych ze stylem życia, obyczajowych, przez krytykę demokracji, po problemy gospodarcze – wszędzie snuje się trup wydzielający oduczający smród. Można powiedzieć, że pole ideologiczne prawicy maskuje, zaciera i odwraca znaczenia ustawiając problemy w perspektywie, która uniemożliwia ich rozwiązanie. Zanurzeni w tym polu młodzi ludzie mogą znaleźć jedynie tymczasowe pocieszenie, transgresje (którą równie dobrze doświadczyć można na zadymie po meczu czy na ulicy z przypadkowymi „frajerami"). Konflikt klasowy przybiera więc formę zamaskowaną, w której nie może wyrazić się jako on właśnie. Takie zamaskowanie konfliktu, niemożliwość jego artykulacji w właściwym dlań języku, czy dokładniej polu ideologicznym, sprawia że ulega on transformacji, „wypaczeniu". Obiektywne sprzeczności zostają przełożone na „lokalność" danej ideologii, ustanawiając „interesy" w poprzek konfliktu – w samym łonie wykluczonych, zmarginalizowanych, pozbawionych perspektyw młodych (i nie tylko) ludzi. Jednocześnie prawica przekłada część gniewu na poziom „polityczny", wykorzystując siłę ulicy w walce o władzę.

Zaczynając od Solidarności (D. Ost) poprzez PiS z ich narracją polski solidarnej, postulaty ludzi pracy, konflikty na osi pracownicy – kapitał, przyjmowały formę antykomunistyczną, przekształcane były przez liderów tak aby służyły grom partyjnym. Snując mity zdrady 1989 roku, jakiś „pozostałości dawnych elit", wskazywano, że problemy wiążą się z określonym składem osobowym, z brakiem realnej transformacji, a nie z tym, że transformacja była tym czym była, czyli przejściem od określonego sposobu akumulacji kapitału do innego. Solidarność podobnie jak PiS starają się nie dopuścić do pojawienia się języka klasowego i praktyk walki klasowej. Artykulacji interesów pracowników, jako pracowników właśnie. Dodatkowo ruchy nacjonalistyczne, faszystowskie, przechwytując niekiedy, a la Duce, część postulatów skrajnej lewicy, ruchu antyglobalistycznego, udało się zatrzeć klasowy i emancypacyjny charakter tych postulatów, ich antykapitalistyczną wymowę, wprowadzając na to miejsce pro-narodową perspektywę[1] , koncepcje spiskowe, itd. Szowinistyczna narracja „buntowników" rozbija jedność ruchów protestu, które rodzą się na całym świecie, starając się odrzucić globalizację neoliberalną.

„Magiczna sztuczka" prawicy to ujmowanie konfliktów na tle obyczajowym, czy kulturowym. W sytuacji rosnących cen, wyrzucania ludzi z mieszkań, ograniczania wolności obywatelskich, postępującej oligarchizacji współczesnego kapitalizmu, prawica podnosi problem gejów czy ruskich, żydów, itd. w zależności od koniunktury. Lub w inny sposób „indywidualizuje" społeczne problemy. Przykładowo: przyczyną kryzysu w Polsce są określone elity, które nie są prawdziwymi Polakami. Kiedy zastąpią ich prawdziwi Polacy, jak np. Korwin-Mike, to wszystko będzie dobrze. On wszak wie co z biedą zrobić i skąd się bierze. A bierze się z lenistwa, roszczeniowej postawy.

Szereg osób zostaje przekonana przez narrację prawicową. Prawica w przeciwieństwie do anarchistów posiada jedne atut: daje „płacę ideologiczną" (M. Starnawski). W całej nędzy pozostaje chociaż jedna rzecz na bazie której można budować poczucie godności – przynależność narodowa/rasowa. Koszta tej iluzji są jednak olbrzymie – skazują na nieustanne podporządkowanie i brak godności ludzkiej ustanowionej na realnych (materialnych) fundamentach.

Co najgorsze, znaczna część lewicy, została również wciągnięta w pole ideologiczne prawicy, grając wyznaczoną rolę i podejmując praktyki bezpieczne dla neoliberalizmu. Przykładem może być afera z krzyżem, podczas której rząd bez oporu podniósł jeden z niesprawiedliwych, uderzających w każdego z nas podatków (VAT). Obrazuje to, jak konflikt obyczajowy prawicy i lewicy, umożliwi bezkonfliktowe ataki kapitału na ludzi. Lewica obyczajowa jest równie pożytecznym idiotą kapitalizmu jak faszyści.

Wydaje siê nam, że słabość ruchu antyautorytarnego doprowadziła do oddania inicjatywy w ręce liberalnych działaczy, czy to z lewa czy z centrum a bezkrytyczne podążanie za postanowieniami koalicji w zasadzie spowodowało bezruch dla wszystkich, dosłowny – tkwienie z blokadą w miejscu, jak i mentalny – podporządkowanie ogólnym tendencjom społecznym i oczekiwaniom.

To wszystko dalej idąc jest odbiciem zmian które naszym zdaniem miały miejsce w łonie wspomnianym ruchu a blokada stanowi symbol „nędzy":

Po pierwsze, uznanie, że faszyzm to bojówki NOP, C18, itd., którzy są źli, ponieważ lubią Adolfa Hitlera, że faszyzm to „załamanie się cywilizacji", nie zaś integralny element państwa narodowego i systemu kapitalistycznego, ujawnienie logiki leżącej u podstaw. Tym samym walcząc z faszyzmem, maskują faszyzm i rozgrzeszają elity. Pomijajmy tutaj liberalną narrację merytokratyczną – czyli wprowadzania podziału na idiotów (faszystów) i mądrych (niefaszystów – z wykluczeniem antify, gdy ta gwałci zasady „dialogu"). Narrację stanowiącą jedno z narzędzi legitymizowania wykluczenia.

Po drugie, liberalizacja ujawnia się w koncentracji na obyczajowości i stylu życia z pomijaniem sfery ekonomicznej. Jest to zjawisko, które od zarania polskiego ruchu anarchistycznego w Polce po 1989 roku, sprawia, że staje się ono bezbronne w chwilach kryzysowych.

Z tym wykluczeniem ekonomii, które charakteryzuje również prawicę, ruch anarchistyczny staje się obrońcą panującego porządku społecznego, gdyż ten, bardziej od autorytaryzmu skrajnej prawicy, pozwala na „własne strategie" i „wybory życiowe", jak na przykład wegetarianizm. Pojawiają się w nim tendencje elitarystyczne, właściwe myśleniu kontrkulturowemu.

Anarchiści rzadko przemawiają swoim głosem, a brak własnego głosu sprawia, że wykluczeni lepiej odnajdują się w organizacjach prawicowych, niż w propagujących „styl życia swobodnego", który tak łatwo przejmowany jest przez główny nurt – i który praktykowany bywa przez elity, nie przez środowiska wykluczone. Ponadto, z przyczyn politycznych, cześć anarchistów przyjęła „koniunkturalną strategię" mającą na celu „oswojenie" anarchizmu – zamiast tego, mamy do czynienia z korupcją anarchizmu.

Antyfaszyści zwrócili uwagę na różnorodność, tymczasem kibice na wielkie sprzeczności tkwiące w społeczeństwie. W dniu „jedności narodowej" mieliśmy pokaz walk ulicznych, jakie rzadko widujemy na Polskich ulicach. Walk wskazujących na konflikt z władzą i elitami. Reakcja elit było odwołanie się do prawa „ostre karanie sprawców" i jego zaostrzenie. Reakcja liberalnych antyfaszystów wraz z mediami korporacyjnymi głosi „wielką kompromitację" prawicy. Jeżeli mówić o kompromitacji prawicy, to w tym znaczeniu, że odcięła się od aktów agresji. Namawiając najpierw do eskalacji konfliktu, potem wyparła się swoich „żołnierzy" - honorowo. To raczej kompromitacja liberalnej lewicy, która w obliczu przemocy ulicy mówi głosem elit – przedkładając „sukces medialny" nad „sukces polityczny".

Xavier stwierdza, że problem nie leży w „teorii", w przemianie „dyskursu". Otóż problem jest dyskurs, jako że nie jest on tylko słowami, ale określonymi praktykami. Jest praktyków, a takim samym stopniu, w jakim jest teorią. Oczywiście, z wielkim szacunkiem podchodzimy do praktyk lokatorskich, pomocy ludziom pracy, itd. Jest to najlepsze co ruch anarchistyczny spłodził. Niemniej, nie jest w stanie wydobyć się en masse, z liberalnej, wykluczającej ideologii, a tym samym zaproponować inne spojrzenie na problemy społeczne.

Zapominamy, że rok 1989 był symbolem nie tylko przejścia „od komunizmu do kapitalizmu", ale zmianami o charakterze globalnym w samym kapitalizmie. To przeniesienie kosztów na społeczeństwie, maksymalizacja zysku przez wzrost wyzysku, kurczenie się miejsc pracy powiązanych z „chudą" organizacją, jak również z rozwojem technologii. Zmiana organizacji produkcji wpłynęła na partycypację w zakładzie pracy, jak również w przestrzeni publicznej. Zmieniła układ sił między klasami pogarszając status życia szerokich mas. Są to zmiany strukturalne o globalnym charakterze. Jedną ze strukturalnych zmian jest wzrost bezrobocia młodych ludzi i McPraca, która nie pozwala na normalne życie.

W Polsce przemiany strukturalne przedstawiane albo jako „wypaczenia" (część lewicy) albo jako „spisek" (część prawicy). Brak pracy nad charakterem współczesnego kapitalizmu w obozie lewicy sprawia, że prawica spokojnie, bezczelnie, postuluje jako rozwiązanie dalszą liberalizację gospodarczą obarczając winą za „brak perspektyw" lewicę. Ta zaś wspomina coś o socjaldemokratycznych rozwiązaniach (nie patrząc na możliwość ich wprowadzenia w danym układzie sił) i „różnorodności". Prawica jest chyba bliższa prawdy, gdy mówi językiem wojennym (oczywiście być bliżej, nie oznacza, że jest się „w" i można całkiem dobrze się z prawdą wyminąć).

Można byłoby podziękować kibicom za spalenie samochodu TVN'u, za zakłócenie spokoju „zadowolonym". Niestety obawa, że wojna domowa w Polsce przybierze formę walki wykluczonych z wykluczonymi, bez naruszania podstaw neoliberalizmu jak również fakt, że w polu ideologii prawicowej dominuje pro-neoliberalne nastawienie (np. Nowa Prawica) pozostaje się jedynie martwić, że gniew blokowisk zredukuje co najwyżej populacje tychże. Tuskowi nic się nie stanie – zresztą to nie Tusk jako Tusk jest problemem. Poza tym, agresja ulicy wtoczona w kontekst faszystowski, z powiewającymi w tle „celtykami" i „swastykami" może zostać wykorzystana do zaostrzania prawa i autorytarnych rozwiązań, które utrudnią walkę ekonomiczną i działania antyrządowe[2].

Przemoc nas nie przeraża. Przeraża nas przemoc, która prowadzi do nikąd. Przeraża nas, że antyfaszyzm zostaje zawłaszczony przez Gazetę Wyborczą, zaś kontestacja systemu odbywa się w autodestrukcyjnych klimatach.

Piotr Urbański
Oskar Szwabowski

[1] Można powiedzieć, że perspektywa narodowa nie wyklucza antykapitalizmu, że niekiedy ruchy społeczne podnosiły oba postulaty nie staczając się na pozycje faszyzujące. Nawet jeśli, to, to, co w pewnych kontekstach historycznych może uchodzić za sensowną strategię, w innych będzie retro-utopią. Poza tym, samo podnoszenie kwestii abstrakcyjnego połączenia narracji narodowej i antykapitalistycznej jest zbyt „ogólne", nie jest w stanie wyjaśnić tego, co dzieje się w Polsce obecnie. Mamy tutaj przecież nie tylko narodową narrację suwerenności i samostanowienie, ale inaczej niż w narracji antykolonialnej zdefiniowanego wroga. Definicja ta osłabia jedność ludzi pracy (i tych pracy pozbawionych), uniemożliwi pewne reformy polepszające życie tychże (np. antyfeminizm prawicy, utrudnia walkę ekonomiczną kobiet).

[2]Przykładowo władze czekały tylko na pretekst, by wprowadzić planowaną od dawien nowelizację prawa o zgromadzeniach. Zresztą poza tym, narracja „antyfaszystowska", gdzie faszyzm zostaje zinterpretowany w sposób liberalny, ułatwi ograniczanie swobód obywatelskich i kryminalizację „ekstremy" – by elitą żyło się lepiej.

piątek, 11 listopada 2011

Naszą ojczyzną jest cały świat - czyli dlaczego nie zależy nam na państwie narodowym


W dniu 11 listopada, wielu przyjedzie do Warszawy zaprotestować przeciwko ideologii nacjonalistycznej i jej rozmaitym przejawom. Jesteśmy wśród nich. Nacjonalizm, to ideologia, która wprowadza fałszywe podziały wśród ludzi, którzy powinni być ze sobą solidarni. Jednocześnie, wprowadza złudne przekonanie o jedności interesów wszystkich ludzi należących do jednej narodowości - tak jakby polski przedsiębiorca miał taki sam interes, jak polski pracownik. Ale pracownik, zmuszony sprzedawać swoją pracę za grosze, aby jakoś przeżyć, ma więcej wspólnego z pracownikami innych narodowości, niż ze swoim rodakiem - szefem.

Odrzucamy nacjonalizm, dlatego że odrzucamy pojęcie państwa narodowego i podporządkowania mu ludzkich istnień. Jedynym celem państwa narodowego jest dzielić, by skuteczniej rządzić.

Zamiast poddaństwa wobec państwa narodowego, wierzymy w międzynarodową solidarność z pracownikami z całego świata, zwłaszcza wtedy, gdy walczą o możliwość odzyskania kontroli nad własnym życiem.

Niepodległości narodowej nie można mylić z niezależnością. Cóż nam po niepodległości narodowej, skoro świat, który nas otacza należy do klas posiadających i nadal nie mamy innego wyjścia niż sprzedawać swoją pracę. Niepodlegli od czego? Zmieniliśmy barwy sztandarów, jednych panów zastępując drugimi.

Czy można mówić o niepodległości Polski, gdy kraj jest zależny od globalnych przepływów kapitału, od warunków wytyczanych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i dyrektywy Unii Europejskiej. Niepodległość jest złudzeniem, które ma nam zastąpić prawdziwą niezależność.

Dzisiejszy dzień, 11 listopada, jest dniem tylko jednej z wielu bitew o wolność, przeciw tyranom, spekulantom i wyzyskiwaczom. Ta walka musi być globalna, gdyż wszystkie problemy z którymi się borykamy są globalne. Żadnego z nich nie rozwiążemy w izolacji.

Nacjonalizm jest niezwykle dogodny dla klasy kapitalistów, gdyż dzieli tych, którzy mogliby się przeciw nim zjednoczyć i jednoczy z nimi tych, którzy mieliby powody, by z nimi walczyć.

Podczas demonstracji w dniu 11 listopada usłyszymy wiele pięknie brzmiących haseł o tolerancji i otwartości. Nie mamy nic przeciwko tolerancji i otwartości, ale to po prostu nie wystarczy. By skutecznie walczyć z rasizmem, nacjonalizmem i ksenofobią, konieczny jest frontalny atak na system dominacji kapitału, system który wytwarza ubóstwo i nędzę w każdym zakątku świata. Właśnie ten system powoduje, że ludzie stają do walki przeciw sobie, konkurując o coraz gorzej opłacane miejsca pracy, napędzając zyski jedynie dla nielicznych.

W dniu 11 listopada 2011 r. znów jesteśmy na ulicach, ale nasze hasła znów nie ograniczają się jedynie do odrzucenia faszyzmu. Naszym wrogiem jest nie tylko skrajna prawica, ale sama idea państwa narodowego i kapitalizmu. Globalny kapitalizm - wraz z państwami narodowymi, które są jego policją - nie jest niczym innym, jak faszyzmem pod inną postacią, który powoduje wielokrotnie więcej śmierci i zniszczenia, niż przemoc bojówek nacjonalistycznych.

Związek Syndykalistów Polski - Międzynarodowe Stowarzyszenie Pracowników

środa, 2 listopada 2011

"Eksmisja PCH" - rozdział książki Abażura

Ewikcja pachniało nią od samego początku naszego pobytu na PC Hoftstraat wiedzieliśmy że właściciel nie odpuści nam i za wszelką cenę będzie chciał się nas pozbyć. Była to sprawa prestiżowa chyba dla całego miasta Pozbyć się kraaków z PC chciało tego całe establiszmentowe towarzystwo które nas otaczało. Nie zrobiliśmy nic przeciwko sąsiadom poza byciem kraakami żadnych awantur byli u nas tylko raz po urodzinach Jacka ze skargą że dzieci nie mogły spać Wagner to nie najlepsza kołysanka. Stałem tak czasami w oknie swego pokoju wychodzącym na naszą ulicę i obserwowałem przechodniów na twarzach wielu z nich odczytać można było nienawiść może to za duże słowo oburzenie jest bardziej na miejscu Trudno było się im pogodzić z faktem naszej obecności w tak dystyngowanym miejscu nie mogli przejść nad tym do porządku że za zupełną darmochę siedzimy sobie na jednej z najdroższych ulic świata . Zbliżał się dzień inicjacji musieliśmy stanąć w obronie naszej blisko stuletniej perły wtulonej między hotele i Vondelpark . Wszystko bowiem ma swój początek i koniec postanowiliśmy więc że nasz koniec na najdroższej ulicy miasta przejdzie do historii. Musieliśmy twardo stanąć na nogach a jakie to było ciężkie po trzech miesiącach beztroskiego bawienia się miastem trzeba to przeżyć by sobie wyobrazić. Wszystko działo się po wspomnianych przeze mnie urodzinach Jacka może tydzień dwa tygodnie Jarzyn w tym czasie przechodził szczytowe momenty swej miłosnej przygody z Edy i miał w głowie wszystko poza przygotowywaniem domu do walki przemógł się jednak i sprawy sercowe przegrały na chwilę ze squaterskim obowiązkiem jaki przypadło nam dopełnić. Rewolucyjna muzyka zaczęła płynąć leniwie z głośników pełznąc po korytarzach i pokojach od piwnic po strych Śliczne piosenki taki set dodawał nam skrzydeł i był znakiem rodzącego się w umysłach obowiązku oporu. Ja wariowałem w tym czasie na punkcie Jeża oblegałem do upadłego tą twierdze nie do zdobycia. Piotrek malarz miał bzika na punkcie Ani z Sosnowca wszystkich nas jednoczyła choroba o jednej nazwie zadłużenie chroniczne paranoiczne mistyczne. Zaczeło się od okien na parterze Dawid z Wasylem, Radzikiem i chyba Piotrkiem z Lublina podprowadzili z pobliskiej budowy grubo ponad trzydzieści stempli budowlanych solidnych stalowych kilka z nich było wyposażone w specjalne łapy na zawiasie więc można było z tego zrobić naprawdę coś dobrego. Kiedy oni w pocie czoła kradli ten pożądany przez skłoterski stan materiał my bawiliśmy w Volcie na co tygodniowym Jam session. W ona na parterze poszły wszystkie rowerowe ramy i koła dobrze zaparte na krzyż X zdobycznymi stemplami Tak pozbyliśmy się zapasów sporej już rowerowni Materace sprężynowe mieliśmy ich chyba blisko pół setki dostaliśmy je z pobliskiego hotelu jakiś miesiąc wcześniej hotel sąsiadujący z nami robił wymianę łóżek wzięliśmy je za darmoche firma przeprowadzająca wymianę łożek zarobiła na utylizacji a my mieliśmy sporo dobrego materiału Poszedł on w okna na najwyższych kondygnacjach jak i w piwnicy od środka Okna od strony ogrody te w piwnicy przygotowaliśmy według najlepszych standardów Powstania Warszawskiego poszły w nie od zewnątrz wszystkie płyty chodnikowe takie trzydzieści na trzydzieści na pięć grube ze zdemontowanego chodnika w ogrodzie pomysł był mój wykonanie Piotrka z Lublina i Wasyla Robili to przez cały dzień i wyszło super. Parter i piwnica były gotowe w ciągu trzech dni w szóstkę zabarykadowaliśmy wielką kamienice na tyle na ile było to możliwe. Okna na wyższych kondygnacjach z powodu braku materiału świeciły pustkami trzeba było coś z tym zrobić i znaleźliśmy rozwiązanie. Nasi wrogowie też nie próżnowali spodziewali się oporu z naszej strony a zniszczenie naszego squatu było dla nich sprawą na tyle priorytetowa że na kilka dni przed dniem ewikcji pojawili się na naszej ulicy tajniacy ze sprzętem fotograficznym i robili zdjęcia wszystkim osobą wchodzącym do i opuszczającym dom Zabawa zaczynała się na dobre w oknach gdzie były luki w obronie od drugiego do trzeciego piętra na szyby nakleiliśmy setki plakatów z nieograniczonego źródła jakim był punkt plakaciarski Bodrika Mała firma plakatująca miasto dla której pracowali Jarzyn z Piotrkiem z Wrocławia wyposażyła nas w spory zasób plakatów z dwie setki do tego doszła jeszcze setka lub więcej aktów znalezionych na ulicy przy Amsterdamskiej Akademii Sztuk pięknych. Perła stała się fortecą i zajęło nam to trzy cztery dni wytężonej pracy by w bastion anarchizmu ja przepoczwarzyć. Przed akcją odbyła się odprawa i nowe squatowanie Jacek znalazł nowy dom wspaniała willę zaadoptowaną jako biurowiec na tyłach amsterdamskiego hotelu Marriott przy Tesselschadestratt 18 . Akcja odbyła się w piątek lub sobotę tuż przed nadchodzącą falą ewikcji która miał przewalić się przez miasto we wtorek . Nowy dom był za bogaty by mógł pozostać na dłużej ale nie spodziewaliśmy się że podzieli ten sam los co nasza perła tego samego dnia. Popełniliśmy błąd strategiczny ale tego wymagała od nas chwila. Za sąsiada przez kilka dni mieliśmy Tommy Hilfingera jego rezydencja sąsiadowała z naszym nowym domem prze ulice . Pamiętam że siedzieliśmy tak przed nową zdobyczą mocząc nogi w suchym basenie rzeźbie znajdującym się od frontu naszego nowego domu na ulicy umawialiśmy się na futbol ze świeżo poznanymi dzikimi skquotersami a Katka odśpiewała nam z balkonu wychodzącego na ulicę szlagier Madonny Nie płacz po mnie Argentyno Nie należeliśmy do żadnego z oficjalnych kraaków które dzieliły miasto na cztery części i ludzie od nich nie brali udziału w naszych akcjach . Jacek wraz z Nancy robił akcje we wszystkich dzielnicach nie zważając na polityczny podział miasta czasami zjawiał się też Elke ale z Elke to już inna bajka . Pływanie nie jest bowiem sztuką a kontakty polityczne z kraakspeekuurami to nieustanna sztuka pływania w polityce anarchistycznego ruchu

Art przed domem w którym na sucho moczyliśmy nogi suchy basen o wymiarach trzy na trzy metry nosi nazwę ''Pływanie nie jest sztuką'' Rzeźba z połowy lub końca lat dziewięćdziesiątych podsumowywała całą akcję i przygotowywała nas na jej następstwa. Pływanie w życiu to sztuka kompromisów a te prowadzą cię w sieć niedopowiedzeń rodzących kłamstwo Na kilka dni przed ewikcją Jacek zwołał wszystkich mieszkańców PC H do piwnicznej kuchni gdzie zagrał kilka ciekawych setów naprawdę dobrych muzyka płynęła przez nas . Odbyła się odprawa mieliśmy ustalić czy robimy wyżej opisaną akcję i kto zostaje na obronie przy PCH. Wszystko przebiegło by bez większych zgrzytów gdyby nie burda wywołana przez podenerwowanego Jacka i Darka panowie wyjaśnili sobie krótko kto rządzi w grupie Jacek wytarł zaskoczonym podchmielonym porciawą Darkiem podłogę i wróciliśmy do przerwanej dyskusji na temat ekipy zostającej na obronie Jarzyn stwierdził że zostaje na obronie i czym prędzej opuścił nas , pobiegł cieszyć się swą miłością. Ustaliliśmy w rytm granych przez Jacka setów że dzielimy się na trzy grupy Ja zajmuje dach z Dawidem Jarzyn broni z Piotrkiem malarzem pierwszego piętra a Wasyl z Piotrkiem od Ewy bronią odsłoniętej od strony ogrodu piwnicy. Po ustaleniu grup aresztantów przegłosowaliśmy akcję na Tesselschadestraat decyzja o robieniu tego numeru była spowodowana głównie chęcią przeniesienia rzeczy gdzieś blisko musieliśmy bowiem ewakuować cały dom w kilka dni przy pomocy towarowych rowerów i busa Jimiego . Ja miałem tylko ciuchy ale duża część ludzi miała troszkę więcej do zabrania .Ewakuacja domu trwała do samego ranka w dzień ewikcji 20 czerwca . Jacek obiecał nam że zorganizuje ludzi do pomocy przy barykadowaniu obietnice te pozostały jednak bez pokrycia. Wpadł ostatniej nocy tuż przed świtem wraz z Sarą i zapaliliśmy dobrego zioła wymieszanego z jeszcze lepszym haszem taki cukierek jak deser przed daniem głównym Przed nim odwiedzili nas jeszcze Griczman i Kelly przynieśli transparent z hasłem że jedna ewikcja będzie kosztować dziesięć nowych skłotowań Zawisł on na froncie budynku tuż pod czarnym sztandarem anarchii zatkniętym przez Jarzyna na jednym z haków służących do wciągania mebli. Griczman zrobił krótki film którego do tej chwili nie widziałem wiem jednak że kryje się gdzieś w jego przepastnych archiwach do dziś. Wróg policja pilnie obserwował poczynania czyniące z domu fortece na przemian kilku tajniaków fotografowało postępy barykadowania i wszystkie osoby opuszczające dom. Ostatniego dnia przygotowaliśmy sobie kryjówki na czas ostateczny naszej obrony i podzieliliśmy się na dwie a nie trzy grupy z naszego grona odpadł Piotrek z Lublina który w razie aresztowania ryzykował wydalenie do Polski gdzie groził mu proces za czyn rozbójniczy o ile dobrze pamiętam. Zanim to nastąpiło Piotrek zniknął z Jackiem na dobre kilkadziesiąt minut i wtedy ustalili że Piotrek jednak nie zostaje na obronie O trzeciej w nocy wszystko było już gotowe pozostało tylko zabarykadować drzwi frontowe i czekać na nieuchronny atak ze strony jednostek MI. Słodki dym melanżu opadał powoli nad jedną z dwóch schodowych klatek naszej fortecy. Jacek opuścił dom jako przedostatni po nim wyszedł Krzysiu zabierając ostatniego bakfitza z gratami . Było nas pięciu Dawid Jarzyn Wasyl Piotrek malarz i ja czekających na ostateczną rozgrywkę z siłami policyjnymi miasta . Przygotowaliśmy się tak dobrze do tego spotkania dom stał się jego niemym świadkiem Długo po akcji traktowany był przez turystów jako obiekt zachwytów i jedna z ciekawszych atrakcji Amsterdamu. W drzwi wejściowe poszło wszystko gdy ostatni z gości opuścił już nasze skromne progi trzy lub cztery grzejniki za nie kilkadziesiąt płyt chodnikowych i krawężników wszystko to zaryglowane ogromną krokwią konstrukcyjną zapartą o schody jednej z klatek . Pozostało tylko czekać i liczyć wolno płynące sekundy nieuchronnie zbliżające nas do rozwiązania zagadki jaką kryła przed nami zbliżająca się przyszłość te kilkanaście najbliższych godzin miało zaważyć na naszym losie przez najbliższe dni a być może i tygodnie. Nie dało się przewidzieć w jakim kierunku potoczą się wypadki czasu jaki był nam dany by zmierzyć się w imieniu anarchii którą reprezentowaliśmy z siłami monarchii z którą to było dane walczyć . Dwudziestego czerwca we wtorek przyszło nam spłacić dług zaciągnięty w środowisku i pokazać że jesteśmy że chcemy być jego pełnoprawną częścią. Dach był nasz i nasze było całe to przedstawienie Ja David i Piotrek stanęliśmy na nim dzień zapowiadał się słoneczny mięknie światło oświetlało nasz teatr zmagań. Obeszliśmy przyszły teatr zmagań i wróciliśmy do wnętrza budynku by ustawić barykady tak aby zmyliły one policję kiedy już dostanie się do środka. Walczyło tylko pierwsze piętro i dach Przed siódmą pojawił się zwiadowca z patrolu motocyklowego przejechał naszą zablokowaną od strony parku ulicą sprawdził stan budynku i po chwili odjechał basowy rytm silnika poniósł się za nim w kierunku Hobbemastraat gdzie zanikł w szumie budzącego się z wolna ze snu miasta . Zrobiliśmy sobie osłony twarzy z tego co było pod ręką moją była kominiarka wykombinowana z rękawa starego wojskowego lub policyjnego wełnianego swetra Dawid ubrał jakiś dziwny kombinezon o głowę osłonił na sposób arabski owinął ją białą chustą. Czekanie było najgorsze sen jego brak dawał się we znaki jednak przegrywał z podnieceniem jakie ogarniało nasze członki Spokój zachować spokój w takiej chwili kiedy biegnie się w nie znane bo wie się że twierdza musi upaść a jej obrońcy wraz z nią. My jednak wiedzieliśmy że twierdza upadnie ale jej załoga nie zostanie schwytana. Około dziewiątej weszliśmy na dach by zabawić na nim trochę dłużej pojawili się pierwsi dziennikarze z kamerami i ludzie z ruchu by dodać nam otuchy, panowaliśmy nad nerwami. David zagadnął młodego dziennikarza z kamerą myśląc ze ten jest z policji, zwymyślał go na wstępie od policyjnych pachołków. Młodzieniec jednak wytłumaczył mu że pracuje w telewizji i to jego drugi dzień pracy Dawidowi zrobiło się troszkę głupio przeprosił swego adwersarza i załagodził sytuację . Rankiem jeszcze nim zamknięto ulicę przyjechała pożegnać się z Jarzynem Edi było to jak odwrotność bajkowych stereotypów o królewnie więzionej w wieży. Śmigłowiec policyjny bujał nad miastem wyznaczając szlak MI biegnący od skłotu do skłotu w końcu zawisł nad naszym dachem Napięcie rosło z wolna około 10 było już jasne że są na nas przygotowani nasłuch na policyjnym kanale donosił iż odbywa się specjalna odprawa policji na nasz temat rzuciliśmy im wyzwanie na najdroższej ulicy miast a sprawa była więc prestiżowa. Mieliśmy tylko dwie komórki także łączność szwankowała bo dach był pozbawiony jakiejkolwiek komunikacji co omal nie przypieczętowało naszej porażki Pomachaliśmy znajomym którzy jeszcze mogli poruszać się nie zamkniętą ulicą a Jacek lekko ironicznie pozdrowił nas terrorystów myśląc pewnie że ten wieczór mamy zaklepany już na komendzie. Nasze paszporty dzierżyła Nancy i to ona miała załatwiać nasze ewentualne uwolnienie byliśmy w końcu grup aresztantów bandą straceńców wystawioną naprzeciw narastającego zewsząd i burzącego się wokół nas morza holenderskiego aparatu przymusu stanowiącego część światowych organów ścigania. Otoczeni z ziemi i powietrza trwaliśmy tak kilka godzin oczekując decydującego starcia z mistycznym kontenerem bowiem tak zazwyczaj MI wkraczają do akcji podstawiając pod jedno z okien kontener unoszony przez potężne ramię kilkutonowego dźwigu w którym znajduje się sześciu policjantów . Kilkadziesiąt zrobionych wcześniej bomb z farbą czekało na naszych wrogów napięcie rosło z każdą minutą. Śmigłowiec nie opuszczał naszego rewiru od dobrych dwóch godzin wyobraźcie sobie że miło odsypiało się na nasłonecznionym dachu przy klangu jego motoru i szumie łopat kilka nie przespanych nocy poświęconych sprawie jaką była nasza barykada. Policja zablokował już całą ulicę obstawiła kilkudziesięcioma funkcjonariuszami nasz ogród od strony parku. Stałem tak na krawędzi dachu w kominiarce i patrzyłem prosto w oczy zebranych w ogrodzie funkcjonariuszy widać było że spodziewają się dłuższej przeprawy Wiedziałem że bez ciężkiego sprzętu jakim nie dysponowali nie mogą nawet zbliżyć się do drzwi od strony ogrodu monitorowaliśmy też jak pokazał czas nie dość uważnie sytuacje od frontu na PCH Setki gapiów kilka kanałów telewizyjnych zrobiliśmy naprawdę kawałek dobrego show i udało nam się ogarnąć w kilka dni. Osiągnęliśmy przynajmniej cel zrobienia z naszej obrony widowiska medialnego to cieszyło bo poszło na całą Holandię że PCH broni się. Kontener jednak nie zjawiał się co budziło nasz niepokój była już armatka wodna brakowało tylko tego cholernego kontenera i na tym się przejechaliśmy. Odbierano nam nasza perłę z której staraliśmy się zrobić coś więcej niż zwykły przytułek dla bezdomnych chcieliśmy przemienić to miejsce w przyczółek niezależnej kultury walczącej z popkulturowym kolorytem miasta sztuka niezależna i zawarta w niej wolność miały przyświecać temu przybytkowi w którego obronie stanęliśmy Fakt że trzy miesiące to trochę mało by od razu przystąpić do dzieła zrobiliśmy jednak jeden art którym była barierka na jednej ze schodowych klatek . Informacje jakie do nas dobiegały telefonicznie tylko nas budowały policja bała się że przywitamy ją gradem chodnikowych płyt nasłuch na policyjnym kanale działał bez zarzutu. Jarzyn nie wytrzymał jako pierwszy ze swojego balkonu rzucił pare bomb z farbą kilku policjantów oberwało ale nie groźnie krzyczeliśmy do niego że jest jeszcze za wcześnie ale nie słyszał. Po kilkunastu minutach okazało się że to on miał racje bo tak naprawdę było już za późno policja prowadziła z nami jeden do zera mecz zaczął nabierać rumieńców. Było już przed drugą po południu brak snu dawał się mocno we znaki popatrzyłem wtedy po raz ostatni na ogród i zrzuciłem wszystkie przedmioty z dachu poza bombami były tam jakieś śmieci dokładnie nie pamiętam co. Nie spodziewaliśmy się takiej przebiegłości ze strony przeciwnika mityczny kontener nie pojawił się za to w oknie sąsiedniego domu drgnęła nagle stalowa antywłamaniowa żaluzja i z wolna uniosła się na wysokość około pół metra nie przewidzieliśmy takiego wariantu gdybyśmy tylko wiedzieli wystarczyło by wkręcić kilka śrub w żaluzje i je zablokować Okno to stało się piętą Achillesa w naszym systemie obrony . MI byli już na dachu widzieliśmy tylko ich buty to wystarczyło by podjąć decyzje opuszczenia dachu i uznać że strzelili nam gola wychodząc na prowadzenie w meczu o wolność. Musimy już iść powiedzieliśmy tylko tyle oddział MI przedostał się niepostrzeżenie do sąsiadującego z nami budynku przez podziemny garaż i zaatakował nie zabezpieczonym przez nas oknem z sąsiedniego budynku wyższego o jedną kondygnację której to okno wychodziło na nasz dach. Wszystkie nasze bomby zostały nie użyte na dachu a my w tempie grubo przekraczającym czasy osiągane w treningach zniknęliśmy w naszej kryjówce rozpoczynając drugi etap operacji . Czuliśmy ich oddech na plecach kiedy David zamykał nasz schowek huk masy ciężkich ciał w policyjnych buciorach dudnił już na ogromnej przestrzeni blaszanego dachu. Stało się jasne że mają już cały budynek nie wiedzący nic o tym Jarzyn walczył w tym czasie jeszcze z armatką wodną na ulicy i okropnie oberwał strumieniem wody miał wiele szczęścia bo przed skaleczeniami wybitego strumieniem wody okiennego szkła ochroniły go wcześniej przygotowane kurtyny z brezentu. Do dziesiątej wieczorem nie wiedzieliśmy nic o jego losie jak i o tym co działo się z Wasylem. Po chwili gdy już byliśmy w naszym schowku parę centymetrów nie całe pól metra od mojej głowy szalał z młotem wybijając jeden ze świetlików rozjuszony policjant uszkodził przy tym w kilku miejscach połać dachową przez małe dziurki powstałe w blaszanej obróbce świetlika zaczęły wpadać wąskie stróżki popołudniowego światła hałas tłuczonego pancernego szkła budził niepokój myślałem że gliniarz rozwali połać dachu i odkryje nasz schowek w jednej z czterech kopert dachu. Właz do skrytki znajdującej się pomiędzy powierzchnią dachu a stropem ostatniej strychowej kondygnacji budynku znajdował się w świetliku stanowiącym właz dachowy . Wyjęliśmy jeden z kasetonów okalających świetlik ten który był za plecami podczas używania drabinki i zastąpiliśmy go kawałkiem doskonale przyciętej płyty pilśniowej z wyposażonej w rączkę od szuflady tak by można było od środka zaryglować ją kawałkiem drewna na śruby widoczne od zewnątrz te mocujące rączkę nakleiliśmy naklejkę zakazu palenia. Całą klatkę gdzie mieścił się świetlik zablokowaliśmy zdemontowanymi grzejnikami i stemplami budowlanymi tak że była dostępna tylko od strony dachu Drugi ciąg schodów był blokowany od wewnątrz świadczył o tym że uciekliśmy gdzieś na niższe kondygnacje Połowa schodów tego ciągu przywitała MI gęstymi zasiekami z drutu kolczastego rozpiętymi przeze mnie z którymi walczyli dobre dwadzieścia minut było słychać jak niszczyli z furią barykady. Dewastowali dolne kondygnacje poszukując nas terror siła i strach miała przynieść im sukces a przerodziła się w upokarzającą porażkę . Martwiliśmy się o Jarzynę i Wasyla ale okazało się że niepotrzebnie Jarzyna uratowała barykada blokująca schody ta która świadczyła że zbiegliśmy na dół budynku usłyszał jej upadek i kroki MI na schodach zdążył ukryć się w swej kryjówce gdy pierwszy MI wpadał z furią do byłego pokoju Piotrka malarza i rozwalił grające na cały regulator stare radio kopniakiem patapoe umilkło a on czołgał się po konstrukcji podwieszanego sufitu nad własnym pokojem gdzie znalazł bezpieczny azyl tuż przy ścianie zewnętrznej budynku. Wasyl był już od jakiś 15 minut schowany za boazerią w pokoju Piotrka a jego schowek w ścianie kryła jeszcze postawiona na w tym miejscu przez Jarzynę kanapa.

Najtrudniejsza była pierwsza godzina MI wraz z oficerami policji szaleli po całej chacie nie mogli użyć psów do poszukiwań bo większość powierzchni domu wysypana została wszystkim przyprawami nie pożałowaliśmy pieprzu . Jarzyna słyszał jak policjanci rozmawiali o tym ze sobą i mówili że psy po takiej akcji mogą być przez dwa tygodnie nie do użycia Po upływie jakiejś półtora godziny usłyszeliśmy że policja się zwija MI nad nami na dachu zwijali sprzęt było ich słychać jak odchodzą z pola boju dali na chwilę za wygraną. Bez telefonu trwaliśmy tak w ciemnościach a dawid tak się wyluzował że skręcił sobie baciczka i gdy jeszcze policja przeszukiwał dom wypalił go sobie. Nie mieliśmy żadnych wiadomości od Wasyla i Jarzyny za to oni mieli informację z zewnątrz Nie były one dobre policja prowadziła już dwa zero Poleciała nasza chata na Tesselschadestratt 18 Podobno Wasyl gdy się o tym dowiedział darł się do Jarzyny ze swej kryjówki że on wychodzi i poddaje się pękł psychicznie martwiąc się o swój mandżur nie miał zbyt wiele do stracenia oprócz plecaka ciuchów który zresztą został zabrany. Tymi krzykami musiał wprawić poszukujących nas policjantów w zakłopotanie i utwierdzić ich że ciągle znajdujemy się w budynku na szczęście upiekło się nam może dzięki modlitwą Piotrka malarza a może mieliśmy szczęście ja w to Boga nie mieszałem wiedziałem że jest bardziej zajęty poważniejszymi sprawami i nie interesuje go za bardzo grupa pięciu postrzałów rzucająca wyzwanie amsterdamskiej policji. Udało się nam było jednak dwa jeden dla aparatu przemocy. Mijały sekundy minuty i długie godziny wyczekiwania na zadanie ostatecznego ciosu czyli ucieczkę i wyrównanie stanu tego dziwnego spotkania . Dawid palił już chyba trzeciego trzeciego jointa a my cały czas nie dowierzaliśmy że jest tak pewny siebie .W końcu usnął co było jeszcze gorsze bo zaczął chrapać musieliśmy co chwila łapać go za stopę i potrząsać nią by przestał . Przez chwilę myślałem że już wszystko stracone potworne uderzenie myśle że był to budowlany stempel wstrząsnęło drewnianym stropem pod moimi plecami ktoś mnie namierzył. Serce zaczęło walić mi jak jak dzwon Zygmunta. Uderzenie i cisza uderzenie i cisza powtórzyło się to kilka razy by zaniknąć Wytrzymałem tę próbę jakoś się nam upiekło. Straciliśmy w ciemnościach rachubę czasu mój stary atlantnic ledwie fosforyzował swymi skazówkami za cholere nie wiedziałem która jest godzina .. W końcu gdzieś o dziesiątej wieczorem dobił się do nas Jarzy dostał od Jerego cynk że workersi poszli na browara i w domu został tylko właściciel z jeszcze jakimś faciem. Wyszliśmy najpierw na dach by sprawdzić pole walki po bitwie trzeba było coś wymyślić jak ominąć właściciela , ale w sumie to nie było nad czym zastanawiać trzeba było brać nogi za pas nim wróci policja lub budowlańcy . Zbiegliśmy na pierwsze piętro i tam zawahaliśmy się przez chwile David został a ja mogłem już czekać zrobiłem kilka kroków w dół po schodach jednak po chwili zawróciłem po Dawida nie mogłem go jednak znaleźć. Jarzyn Piotrek i Wasyl byli już na parterze i taranując dwóch Holendrów stojących przy wyjściu wybiegli na ulice. Rzuciłem się za nimi i mnie też się udało mignęły mi tylko dwie zdezorientowane twarze i już byłem na ulicy. Brama na końcu PCH była zamknięta z powodu remontu a może i naszego przedstawienia trzydzieści metrów dzieliło mnie od ogrodzenia parku pokonałem je kilkoma długimi susami dogoniłem Wasyla który forsował dość ślamazarnie ogrodzenie . Jeden sus dzielił mnie od wolności hop i udało się byłem pomiędzy tłumem turystów i mieszkańców miasta spacerujących alejkami parku nieświadomych co się właśnie wokół nich rozgrywa. Czekali na nas Ewa i Piotrek z Lublina oraz Jerry, umorusani kilkudziesięcioletnim kurzem i pajęczynami udaliśmy się w czterech w stronę mostu pod ECH minute dwie po nas w parku pojawił się dość spanikowany Dawid który uciekał przerażony w głąb parku w kierunku zachodnim zupełnie zignorował nawoływania przyjaciół może już wiedział że właściciel wezwał policyjną watahę przeciwko nam. Nasz skok w komplecie do parku był golem na dwa dwa remis to niezły wynik jeśli obliczyć koszt akcji przeciwko nam . Nie wiedzieliśmy czy właściciel wezwał na nowo policje a ta zaalarmowana o naszym pojawieniu się nie zaczyna na nas obławy. Dotarliśmy do mostu Jarzyn postanowił zostać przebrał się już w nowy set ciuchów otrzymany od Piotrka z Lublina .Ja Piotrek malarz i Wasyl za bardzo nie wiedzieliśmy gdzie pryskać miasto po trzech miesiącach znaliśmy tyle o ile najlepiej znał je Piotrek malarz postanowiliśmy opuścić park mimo zapewnień Boba i Jamrego spokojnie spijających na ławeczce w okolicach mostu skrzyneczkę pilznera że nic nam nie grozi. My wiedzieliśmy że policja nie będzie czekać i już uruchomiła mechanizm obławy . Wyszliśmy schodami na ECH i ruszyliśmy w kierunku Leidseplain nie zdążyliśmy dojść do skrzyżowania ECH z Overtoomem kiedy to naprzeciw nas wyrosły trzy lub cztery transportery MI jadące w kierunku parku . Piotrek oddzielił się od nas i w panice przebiegł skrzyżowanie. Powiedziałem wtedy Wasylowi idziemy prosto na nich nie dając po sobie poznać strachu to najlepsza metoda by ciągle utrzymać remis i udało się suki przejechały a my już spokojniej wkroczyliśmy na pełne turystów Leidseplain gdzie udało nam się dokonać prowizorycznej ablucji w fontannie . Po obmyciu się wróciliśmy z Wasylem w rejon parku otoczonego już szczelnie kilkudziesięcioma policyjnymi wozami i zapewne pełnego tajniaków .Byliśmy już za kordonem i wtedy spotkaliśmy powtórnie Jerrego i Filusia dostałem od nich czapkę i bluzę Wasyl też dostał jakieś ciuchy i zostawiając za sobą zgubiony pościg ruszyliśmy w stronę squatu na Bos en Lommer my już byliśmy bezpieczni Jarzyn został w parku Dawid uciekł nie wiadomo gdzie Piotrek skrewił na skrzyżowaniu i zniknął nam z oczu , dopiero około północy okazało się że arest grup w komplecie umknęło swemu straceńczemu przeznaczeniu. Zakończyliśmy pierwszy etap naszego pobytu w mieście wygrana z policją była pieczęcią postawioną przez nas na zapisanej karcie ewikcji , epilogiem aktu numer jeden na ścieżkach międzynarodowego ruchu anarchistycznego głęboko zakorzenionego w małym jabłuszku jakim jawił się przed nami Amsterdam. Spłaciliśmy z nawiązką zaciągnięty w naszym dzikim polskim światku squatingu dług za trzy miesiące wakacji przeprowadzając perfekcyjnie operację ewikcyjną daliśmy troszkę czasu innym wyrzucanym wraz z nami tego samego dnia utraciliśmy jednak zaplecze w postaci świeżego squatu. W całe miasto poszła jednak wiadomość że ani jedna osoba z PCH nie wpadła w łapska policji. Dorównaliśmy tego dnia chłopakom z Kraak West którzy wiosną 2006 dzielnie stanęli w obronie piętra nad Wild Westem. Policja musiała być wściekła akcja i obława kosztowała ich dużo pracy i forsy i nie przyniosła żadnych skutków. Ja osobiście straciłem tylko albo aż sandały pielgrzyma stare parciano skórzane Ecco niepowetowana strata. Dwa dwa z policją przerodziło się z czasem w trzy dwa dla nas Setki turystów przybywało przez wiele miesięcy do czasu wyburzenia budynku by zrobić sobie przed nim zdjęcie Sam widziałem kilka takich wycieczek liczących od kilku do kilkunastu osób. Czarna flaga powiewała nad PCH do późnej jesieni 2006 kiedy to wyburzono naszą perłę.


to tyle