środa, 31 sierpnia 2011

Pracownik OTTO z Poznania otrzymał należne mu wynagrodzenie

Dzięki interwencji Związku Syndykalistów Polski, udało się pomóc kolejnemu pracownikowi, który miał problemy z agencją pracy tymczasowej OTTO Workforce. Pracownik podpisał umowę z OTTO Workforce w Poznaniu w marcu b.r. Pracownicy OTTO poinformowali go, że będzie mógł w pracy w Holandii wyrobić zrobić holenderskie uprawnienia na wózki widłowe i wykonywać pracę na tym stanowisku. W rzeczywistości było zupełnie inaczej. Po tygodniowym kursie pracownik został skierowany do zupełnie innej pracy, gdzie musiał ręcznie przenosić ciężary.

Średnio przez 3 miesiące pracy, pracownik pracował zaledwie 30 godzin tygodniowo, co sprawiało, że wobec zakwaterowania wynoszących 75 euro i niskiej stawki godzinowej, praca była w ogóle nieopłacalna. Dodatkowo, pracownik otrzymywał wielokrotnie nieuzasadnione kary. Pracownik uznał, że agencja OTTO nie spełniła wobec niego swoich zobowiązań i postanowił wrócić do Polski. Obciążono go za to karą 500 euro. Na domiar złego, nie otrzymał certyfikatu ukończenia kursu operatora wózka widłowego, co było potrzebne do podjęcia pracy w innej firmie.

W wyniku interwencji ZSP, sprawą zajął się zarząd OTTO Workforce. We wtorek ZSP otrzymało informację, że kara umowna w wysokości 500 euro została anulowana, certyfikaty wysłane na podany adres, a pozostałe wątpliwości wyjaśnione. Pracownik wyraził usatysfakcjonowanie takim zakończeniem sprawy.

Jak dotąd, ZSP udało się pomóc wprost 7 pracownikom OTTO, którzy wystąpili o pomoc do organizacji. Udało się także uzyskać wyrównanie dla pracowników WAGO ELWAG o czym pisaliśmy już tutaj.

http://zsp.net.pl

wtorek, 30 sierpnia 2011

Sytuacja Polityczna w Polsce. Wideo część pierwsza


Powyżej możemy obejrzeć prezentację politycznej sytuacji w Polsce pod kątem problemu budowy elektrowni atomowej. Wkrótce druga część oraz inne filmy z Obozu klimatycznego w Janschwalde w Niemieckiej części Łużyc

Obóz jakich mało... - Obóz federacji anarchistycznej


W tym roku, po raz piąty już z kolei, do niewielkiej miejscowości w Beskidzie Żywieckim - nieopodal Makowa Podhalańskiego - zjechali się anarchiści by rozbić swój obóz. Miejscowa ludność nie uciekała przed nimi w popłochu, ksiądz z kazalnicy ani raz się nie zająknął na ich temat a i lokalna policja raczej omijała ich obozowisko z daleka. Jednym słowem: sielanka! Ale do rzeczy.

5. Obóz Federacji Anarchistycznej rozpoczął się 14. sierpnia i trwał przez 8 dni. Frekwencyjnie było całkiem nieźle - przez obóz przewinęło się co najmniej 50 osób, ale najwięcej ludzi przybyło oczywiście w otwierający imprezę weekend (tzw. długi weekend). Na miejscu stawili się anarchiści i anarchistki, można rzec, z całej niemal Polski. Poza dużymi „aglomeracjami” jak Śląsk, Kraków, Łódź, Warszawa, Szczecin czy Lublin - byli również ludzie z mniejszych miast - Częstochowa, Koszalin, Mielec, Leżajsk, Nowa Sarzyna czy Świdnik. Jak zwykle, zabrakło reprezentantów kilku ośrodków, ale to oni, a nie ci obecni, mają czego żałować…

Pierwszy dzień obozu (14. sierpnia) był również dniem urodzin anarchistycznego periodyku „Inny Świat”. Pismo to, wedle polskiego ustawodawstwa, stało się pełnoletnie. 18-ste urodziny „Innego Świata” uczczono serią interesujących wykładów (o historii polskich pism anarchistycznych, potrzebie tworzenia dziś prasy trzecio-obiegowej i wspominkach Redaktora Naczelnego :) poprzedzonych krótkim wstępem jednego z organizatorów obozu (z okazji pierwszej pięciolatki) oraz hucznym ogniskiem zakrapianym produktami browarniczymi i wodą ognistą. Z tejże też okazji ukazał się okolicznościowy numer „Innego Świata” połączony w jedno z premierowym wydaniem „Gazety Obozowej” - inicjatywy która miejmy nadzieję, nie będzie jednorazowym wybrykiem obozowej ekipy. (Pisemko można pobrać tutaj). Inną atrakcją związaną z rocznicami obchodzonymi w czasie trwania obozu była możliwość samodzielnego wykonania sobie nadruku na koszulce z okolicznościowymi motywami. Metodą szablon + farba, w ciągu tygodnia, ozdobiono z całą pewnością co najmniej kilkanaście koszulek…

Kolejne dni obozu przyniosły nam zarówno strawę dla ducha (wykłady) jak i ciała (zajęcia sportowe i nie tylko…). Z zapowiadanych wykładów odbyły się niemal wszystkie (jeden wykład odpadł z powodu choroby, drugi - niestety - lenistwa), więc można było posłuchać o życiu i walce Rewolucyjnego Mściciela Jakuba Dryni (ten, z przyczyn technicznych, odbył się właściwie w pierwszy dzień obozu), historii Związku Związków Zawodowych, dzisiejszej działalności hiszpańskiej CNT, międzynarodowych kampaniach solidarnościowych w obronie pracowników czasowych, walce o prawa uchodźców - na przykładzie problemów rodziny Pobierzynów (wykład ten wywołał chyba największe emocje wśród zebranych…), poradach dla uczestników demonstracji, dyskursie i dezinformacji wokół problemów z elektrowniami atomowymi w Polsce i bezpośredniej relacji z „hiszpańskiej rewolucji” i szumu jaki wywołała ona w środowiskach wolnościowych. Większość wykładów wywoływała żywe reakcje i dyskusje które niejednokrotnie przeobrażały się w wieczorowo-nocne pogawędki przy wspólnym ognisku.

Jak to bywa wśród anarchistów - nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem i czasem okazuje się, że poza rzeczami które się nam nie udają, są również takie, które są dla nas niespodzianką. Tak było w tym roku na obozie. Pierwszą niespodzianką było przybycie na obóz człowieka którego na potrzeby tego tekstu nazwę X. Otóż owy X, nie dość, że okazał się bardzo sympatyczną osobą, to jeszcze postanowił zorganizować dla obozowiczów trening z samoobrony i ataku w razie ulicznej konfrontacji z wrogami wolności. Chętni znaleźli się głównie wśród facetów, ale w treningu brała udział również dziewczyna (szkoda, że tylko jedna się zdecydowała) Miejmy nadzieje, że ćwiczący nie będą musieli zbyt często używać wyćwiczonych technik w życiu, a jeśli im się to przytrafi, to niechaj będą im jak najbardziej pomocne.

Drugą niespodzianką była wizyta Michała, sympatycznego, inteligentnego ale i skromnego człowieka który postanowił żyć na styku cywilizacji i dzikiego życia, z przewagą tego drugiego. Michał mieszka ze swym koniem i kozą nieopodal miejsca w którym co roku rozbija się obóz. Drogę do obozu pokonał częściowo pieszo, częściowo wierzchem. Jego wizyta bardzo urozmaiciła życie obozowiczów. Dla niektórych była pierwszą okazją by napić się świeżego koziego mleka czy pojeździć konno „na oklep” (chętnych było wielu i każdy skorzystał z okazji). Inni mogli spróbować swych możliwości w rozpalaniu ognia tak, jak robiło się to wieki temu, albo popróbować procy - takiej samej jaką biblijny Dawid pokonał wielkiego Goliata. Niektórzy zakosztowali zupy ugotowanej z dobrodziejstw rosnących na pobliskich polach a wszyscy w zasadzie mogli pogadać z Michałem o tym, jak żyć z dala od dobrodziejstw współczesnej cywilizacji. Są pewnie tacy, co do dziś się dziwią temu, iż można żyć bez prądu i bieżącej woda, ale zapewne po obozie wielu zastanawiało się też, czy sam/sama dałabym radę żyć tak jak on. Jego wizyta z pewnością dużo wniosła do obozowej społeczności i mamy nadzieję, że nie będzie ona ostatnią i spotkamy się z nim znów za rok…

Z innych poza planowanych rzeczy mieliśmy również „rolniczy kwadrans” - pogawędkę o tym, jak samemu w „okolicznościach przyrody” wyhodować sobie różne roślinki - jak i też mogliśmy się dowiedzieć, iż zawiązany został nowy anarchosyndykalistyczny związek zawodowy o nazwie Federacja Pracownicza. Co niektórzy wybierali się również na górskie wycieczki, m.in. w nocy - by wraz z innymi przeżywać wschód słońca na Babiej Górze.

Tegoroczny Obóz Federacji Anarchistycznej nie należał do najlepszych, jeśli chodzi o samą organizację - można by rzec, iż raczej się samoorganizował a nie był organizowany - ale to pokazało, że tak naprawdę grupa pozytywnie nastawionych wobec siebie osób może „ułożyć” sobie życie ta, by każdy wiedział co ma robić i kiedy. Owszem, niektórzy się czasem „migali”, ależ czy to też nie leży w naturze człowieka? Tym bardziej anarchisty? :) Obóz JEST, dlatego, iż są ludzie którzy chcą tam przyjeżdżać i wspólnie spędzać czas - zarówno aktywnie, jak i mniej. Wbrew opiniom niektórych - że to niby przedszkole i dziecinada - obóz spełnia swoją rolę, zacieśniając więzi międzyludzkie, tworząc zalążki społeczeństwa opartego na wzajemnym zaufaniu, pomocy wzajemnej i wolności jednostki w społeczeństwie. Jeśli ktoś do tej pory tego nie zrozumiał, nie zrozumie tego chyba już nigdy.

Dziś 5. Obóz Federacji Anarchistycznej jest już tylko wspomnieniem w głowach jego uczestników. Większość z nich pewnie już zaczęła odmierzać czas do kolejnej połowy sierpnia, by ponownie spotkać się Pod sosnami… Większość z pewnością życzy Obozowi kolejnych 5 lat. My do tych życzeń się jak najbardziej przyłączamy!

Anarchiści z Południa

Wikileaks o socjotechnice promowania GMO w Polsce

Portal WIKILEAKS publikuje porażające materiały o promowaniu GMO przez dyplomację amerykańską w Polsce i Bułgarii. Widzimy tu dziesiątki nieoficjalnych spotkań nie tylko z biotechnologami, którzy mają grać rolę "niezależnych" ekspertów, ale także z politykami i dziennikarzem Gazety Wyborczej znanym z nieobiektywnego stosunku do problemu GMO. Materiały te stawiają pod znakiem zapytania suwerenność Polski w podejmowaniu decyzji na temat dopuszczenia GMO w naszym kraju.

Starszy doradca w zakresie biotechnologii rolniczej, Madelyn Spirnak odwiedziła Warszawę w dniach 29-30.11.2005 aby przedyskutować stanowisko rządu USA w sprawie GMO z przedstawicielami rządu polskiego, naukowcami i mediami. Spirnak była zadowolona z pozytywnego stosunku do inżynierii genetycznej niektórych pracowników ministerialnych i profesorów, jednak to pozytywne wrażenie osłabia fakt, że wiele jeszcze pracy trzeba, aby odwrócić powszechnie panujące negatywne opinie o GMO.

Jedna konkluzja była szczególnie jasna: kwestia GMO jest obecnie regulowana przez nastawienie opinii publicznej i dlatego potrzeba taktyki politycznej i socjologicznej aby wygrać z decydentami i opinią społeczną. Spirnak w pierwszej kolejności spotkała się z sześcioma naukowcami z zakresu genetyki roślin. Wszyscy ci naukowcy narzekali, że choć przed laty społeczeństwo polskie zaakceptowało GMO, dziś 70% społeczeństwa jest przeciwko GMO w rolnictwie i żywności.

W ich opinii, adwokaci GMO – wpływając na opinię publiczną, muszą skupić się na potencjalnych zyskach dla konsumentów, a nie dla producentów. Jeden z naukowców zauważył, że część opozycji dla GMO wynika z faktu, że w Polsce nikt nie głoduje, więc po co wprowadzać GMO. Z drugiej strony Polacy nie sprzeciwiają się wykorzystaniu GMO w medycynie, ponieważ to daje dostęp do tańszych leków. Naukowcy stwierdzili, że kampania skupiona na potencjalnie mniejszych kosztach żywności otrzymanej z GMO przemówi do przeciętnego Polaka.

Spirnak odwiedziła także ministerstwa Rolnictwa i Środowiska aby poznać opinie rządu polskiego. Anna Liro, zastępca dyrektora powiedziała, że dolne szczeble administracji opierają się na argumentach naukowych, ale Minister Środowiska w swoich decyzjach bierze pod uwagę opinię publiczną i kwestie polityczne.

W Ministerstwie Rolnictwa Spirnak spotkała się z sekretarzem Lechem Różańskim, który powiedział, że w Polsce opinia publiczna jest przeciw GMO i rząd musi brać to pod uwagę. Rząd rozważa regulacje bardziej restrykcyjne niż Unia Europejska. Różański wyjaśnił, że polskie produkty mają w UE markę zdrowych i naturalnych i są konkurencyjne na rynku. Użycie GMO może osłabić tę opinię i pozycję rynkową Polski. Kiedy Spirnak i Doradca Rolniczy z Ambasady powiedzieli, że takie podejście będzie wielkim problemem dla USA, UE i WTO, Różański uspokoił się i powiedział, że Polska będzie postępować zgodnie z regulacjami UE. (dopisek: Różański złagodził swoje stanowisko na kolejnym spotkaniu, w którym uczestniczył amerykański doradza rolniczy).

(...)Spirnak dyskutowała o braku akceptacji dla GMO wśród polskiej opinii publicznej z Robertem Gabarkiewiczem, przedstawicielem Monsanto. Gabarkiewicz powiedział, że 10% polskich rolników produkuje 80% żywności spożywanej w Polsce. Ci producenci są za GMO, bo zależy im na wyższych plonach i większych zyskach. Ale 90% polskich rolników, którzy produkują 20% żywności jest stanowczo przeciwnych ponieważ są oni zależni od dopłat unijnych w ramach wspólnej polityki rolnej UE. Ponieważ ten segment populacji polskiej sięga milionów, ich głosy mają silny wpływ na decyzje polityczne.

Spirnak spotkała się także ze Sławomirem Zagórskim z Gazety Wyborczej, która ma największy nakład w Polsce. Zagórski, szef działu naukowego Wyborczej słuchał Spirnak życzliwie i wspomniał, że napisał niedawno artykuł o GMO (po wizycie w USA, sponsorowanej przez Wydział Rolnictwa (USA?). Po tej publikacji był oskarżany, że jest agentem Monsanto, który bierze łapówki, żeby pozytywnie pisać o GMO. Chociaż wciąż jest zainteresowany tematem, po prostu nie może teraz napisać kolejnego artykułu o GMO, biorąc pod uwagę silnie negatywną reakcję publiczną na pierwszy artykuł. Dwa zagadnienia pojawiły się podczas wizyty Spirnak: polskie społeczeństwo i polski rząd. Polacy zwyczajnie wierzą, że w UE jest nadprodukcja żywności, a GM produktów nie da się porównać z ich naturalnymi odpowiednikami pod względem smaku i wartości odżywczej. Słyszeliśmy stale, że ludzie powinni mieć prawo wyboru, ale chcą oznakowań, aby wiedzieć, czy jedzą GM żywność. Po drugie, jest jasne, że eksperci w ministerstwach mają naukowe podejście do GMO. Jednak ich przełożeni, ci na poziomie politycznym, więcej uwagi zwracają na opinię publiczną.

Na podstawie dyskusji z naukowcami i innymi działaczami pro-biotechnologicznymi, powstał wniosek, że nasza strategia, aby wpłynąć na bardziej pozytywne nastawienie opinii publicznej powinna być skupiona na podkreślaniu zysków dla konsumentów i na pozytywnym wpływie jaki GMO może mieć na redukcję kosztów żywności i leków. Nasze wysiłki powinny skupiać się również na przedstawieniu pozytywnego wpływu GMO na środowisko poprzez obniżenie zużycia pestycydów, herbicydów i rezygnację z głębokiej orki.

W najbliższym czasie jest kluczowe, aby pracować z członkami rządu polskiego aby zapobiec proponowanemu dwuletniemu moratorium na nasiona GM i aby wpłynąć na kształt przyszłych przepisów o koegzystencji z nadzieją zapewnienia, że nie będą one tak restrykcyjne, aby zapobiec komercyjnemu użytkowaniu ziarna GMO w Polsce. Stopniowe wprowadzanie GM ziarna paszowego (w przeciwieństwie do konsumpcji przez ludzi) mogłoby w końcu zmiękczyć społeczny sprzeciw wobec innych zastosowań GMO. Importowane pasze GMO już są w Polsce, a wiec ten most został już przerzucony.”

Tłumaczenie: Dr Katarzyna Lisowska

Za: http://www.naturalnegeny.pl/

Wędrujący bilet rodzi solidarność

Wędrujący bilet rodzi solidarność

We wczorajszym wydaniu Gazety Wyborczej ukazał się artykuł Mateusza Żurawika pt. „Wędrujący bilet? Lepiej niech on nie wędruje”. Poniżej odpowiedź FA-Kraków.
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,35821,10189475,Wedrujacy_bilet__Lepiej_...

Akcja „Wędrujący bilet” ma szerszy wymiar niż tylko namawianie do zaoszczędzenia pieniędzy. To przykład obywatelskiego nieposłuszeństwa. Nie zgadzamy się na obciążanie kosztami nieudolnych działań władz Krakowa zwykłych mieszkańców.

MPK nie jest komercyjną firmą, lecz ma misję społeczną. Podwyżki cen biletów uderzyły w zwykłych, niekoniecznie zamożnych mieszkańców. Niestety władze nie raczyły nawet zapytać ich o zdanie w tej sprawie. Akcja „wędrujący bilet” jest więc formą negocjacji z miastem i zwrócenia uwagi na niewłaściwy proceder, jakim jest szukanie oszczędności w kieszeniach mieszkańców. Dotyczy to również serii innych podwyżek czekających mieszkańców naszego miasta jesienią.

Inna sprawą jest fakt, iż kupując bilet na 60 minut i przejeżdżając na nim 40, pozostaje do wykorzystania jeszcze 20. Analogiczna sytuacja występuje, gdy kupujemy bilet jednorazowy dotyczący całej trasy i np. jadąc z Placu Centralnego na Dworzec Główny, przekazujemy go na przystanku pod dworcem wsiadającemu, który udaje się do Bronowic. W taki oto sposób wykorzystujemy całość usługi, za którą zapłaciliśmy, a w tramwaju jest cały czas jedna osoba.

Jest jeszcze inny – dla nas jako anarchistów najważniejszy – aspekt „wędrującego biletu”. Gdy jeden człowiek oddaje drugiemu bilet, rodzi się wartość, której nie można przeliczyć na pieniądze – solidarność. Politycy chcą, abyśmy byli podzielonym społeczeństwem – łatwiej im wtedy nami rządzić. Bądźmy więc solidarni, bo prawda jest taka, że w społeczeństwie, gdzie ruchy społeczne są silne, to nie politykom a obywatelom żyje się lepiej. Nasza akcja wspiera tych ostatnich.

http://fakrakow.wordpress.com/2011/08/29/wedrujacy-bilet-rodzi-solidarno...

środa, 24 sierpnia 2011

Akcja: Wędrujący bilet

Transport publiczny w Krakowie publicznym coraz bardziej jest jedynie z nazwy. Nasze wydatki na przejazdy można jednak skutecznie ograniczyć, legalnie i bez ryzyka otrzymania mandatu. Wystarczy zostawiać skasowany bilet dla kolejnego podróżnego.

Władze Krakowa podniosły ceny biletów MPK. Od 4 sierpnia za przejazd trzeba zapłacić po kilkadziesiąt groszy więcej. Ograniczona została również ilość i częstotliwość połączeń. Mamy więc paradoksalną sytuację, w której za gorsze usługi zmuszeni jesteśmy płacić więcej.

Kiepskiej jakości usług świadczonych przez MPK dowodzi również akcja prowadzona przez lokalny oddział Gazety Wyborczej – pod hasłem ” Białe plamy krakowskiej komunikacji”. Mieszkańcy mogą zgłaszać miejsca do których MPK nie dociera w wystarczającym stopniu. Doskonałym przykładem obrazującym problem jest ulica Kuźnicy Kołłątajowskiej, położona 4 kilometry od Dworca Głównego, do której dojazd z niego zajmuje ponad godzinę. Konieczność przesiadki sprawia, że koszt takiego przejazdu tam i z powrotem wynosi 11 złotych i 20 groszy. Podobnych miejsc w Krakowie niestety jest więcej.

Od kilku miesięcy kontrolerzy posiadają też dodatkowe uprawnienia które umożliwiają im użycie przemocy wobec pasażera, który nawet o minutę ponad czas przewidziany na bilecie przebywał w pojeździe. W regulaminie nie uwzględniono korków, niepunktualności autobusów w miejscach przesiadek oraz innych czynników. Coraz więcej jest natomiast przypadków w których kontrolerzy w brutalny sposób traktują pasażerów. Warto zaznaczyć iż ustawa dająca im takie uprawnienia nie jest zgodna z konstytucją, jasno określającą kto ma prawo do użycia środków przymusu bezpośredniego.

Odpowiedzią pasażerów na podwyżki może być odświeżenie rozwiązania, które kiedyś stosowane było w wielu miastach dość powszechnie. Chodzi o przekazywanie skasowanych biletów kolejnym pasażerom. Można to łatwo zrobić wysiadając z pojazdu lub pytając czekających na przystanku. Bardziej nieśmiałym zostaje możliwość pozostawiania biletu np. na automacie biletowym. Kolejnym podróżnym przekazać warto jeszcze ważne bilety czasowe lub jednorazowe. Pomimo, iż bilet traci ważność po dojechaniu do końcowego przystanku, to w Krakowie nie brakuje długich linii przecinających całe miasto, na których przekazywanie biletów sprawdza się najlepiej.

Podobne kampanie pojawiły się ostatnio również w Trójmieście, Warszawie oraz Wrocławiu będąc odpowiedzią na horrendalne podwyżki cen biletów. Stanowią one z jednej strony praktyczny sposób na ograniczenie naszych wydatków na przejazdy, a z drugiej formę protestu przeciwko obciążaniu kosztami nieudolności władz zwykłych mieszkańców. Inicjatywę w Krakowie można poprzeć za pomocą facebooka: http://www.facebook.com/event.php?eid=263393310338329.

Innym ciekawym rozwiązaniem są kasy ubezpieczeniowe dla gapowiczów. Systemy takie polegają na tym, że uczestniczący w nich płacą małą sumę do ubezpieczalni, a jeśli zostaną złapani na jechaniu bez biletu, karna opłata jest wypłacana ze wspólnej kasy. Pomysł polega na tym, że jeśli ryzyko jest współdzielone pomiędzy wielu ludzi, każdy ryzykuje mniej i zawsze starcza pieniędzy na płacenie kar. A wydatek na składkę ubezpieczeniową jest zawsze mniejszy, niż wydatek na bilety. Rozwiązania takie z powodzeniem działają w Szwecji oraz w niektórych miastach w USA. (niekasuj.org, planka.nu)

Za: http://fakrakow.wordpress.com/2011/08/15/akcja-wedrujacy-bilet/

List otwarty do Podróżnych

Kolejowe związki zawodowe od ponad trzech lat usilnie zabiegały o podwyżki płac. Bez skutku. Zapowiedź strajku spowodowała, że od sierpnia wprowadzono podwyżkę rzędu 120 zł. Tyle tylko, że właściciele nakazali wdrożenie podwyżki nie przekazując spółce dodatkowych pieniędzy na ten cel, co grozi dalszym zadłużaniem firmy i prowadzi do jej bankructwa. Chcemy, aby zlikwidowano patologie na kolei, a kolejarz mógł pracować w dobrze zarządzanej firmie, dającej dobrą ofertę dla podróżnych i w ten sposób zapracować na podwyżkę, a nie by doprowadzano firmy do upadłości.

Mimo zapalnej sytuacji grożącej strajkiem generalnym okazało się, że decydenci nie chcą rozmawiać z przedstawicielami załogi o sposobach rozwiązaniu problemu. Zmarnowano dwa tygodnie od chwili zapowiedzi strajku, bo nie było nawet z kim rozmawiać. Co gorsza, zarząd i właściciele spółki Przewozy Regionalne próbują obarczać pracowników odpowiedzialnością już nie tylko za sam strajk, ale również zrzucić na nich winę za cały chaos na kolei.

Źródłem chaosu w Przewozach Regionalnych jest przeprowadzony kilka lat temu przez obecny rząd fatalny w skutkach proces usamorządowienia, w którym powierzono rolę właścicielską nad spółką 16 marszałkom. Szybko okazało się, że reforma została źle przygotowana. Nie dalej jak po roku spółka Przewozy Regionalne była już tak bardzo zadłużona, że spełniała wszystkie warunki do ogłoszenia upadłości. Sytuację pogarszały jeszcze patologiczne działania wielu marszałków. Do dnia dzisiejszego nie byli w stanie stworzyć strategii rozwoju firmy. Niektórzy marszałkowie z premedytacją rozpoczęli demontaż Przewozów Regionalnych, tworząc konkurencyjne wobec niej spółki nawet po dużo większych kosztach.

Skutki chaosu organizacyjnego odczuwamy każdego dnia wspólnie – zarówno my, kolejarze, jak i Wy, Drodzy Podróżni! Codzienne absurdy doskwierają nam równie mocno jak i Wam. Wierzymy, że podobnie jak my nie będziecie tolerować braku dogodnych skomunikowań, „ucieczek” pociągów jednej spółki przed pociągami drugiej, kończenia biegu składów na granicy województw, perturbacji z zakupem właściwego biletu, trwających po kilka godzin podróży nawet na krótkich odległościach, jazdy zdezelowanym, brudnym taborem itd.

Problemy kolei biorą się z wieloletnich zaniedbań i chronicznego niedofinansowania. Warto pamiętać, że wielkość środków przeznaczanych na kolejowe przewozy regionalne w całej Polsce jest równa połowie funduszy przeznaczanych na komunikację miejską tylko w samej Warszawie. Ale co gorsza, nawet te mizerne środki na kolej są często zwyczajnie marnotrawione przez marszałków. Niektórzy z nich „wykazują się” budzącą rozmaite podejrzenia niegospodarnością i zarządzaniem spółką Przewozy Regionalne w sposób patologiczny.

Sami Państwo osądźcie, czy stać nas na ekstrawagancje finansowe na Górnym Śląsku, gdzie od ponad roku z publicznych pieniędzy utrzymywany jest zarząd, rada nadzorcza i ośmiu dyrektorów spółki Koleje Śląskie, pobierających sowite wynagrodzenia choć spółka nie rozpoczęła działalności przewozowej. Czy w Wielkopolsce, gdzie inna nowa spółka utworzona przez urząd marszałkowski – Koleje Wielkopolskie - przewozi podróżnych autobusami lub z wykorzystaniem pracowników i taboru Przewozów Regionalnych. Czy w Kujawsko-Pomorskiem, gdzie zwycięzcy przetargu - będącej dziś częścią kolei niemieckiej spółce Arriva - wkrótce zwiększa się dofinansowanie o 60 proc. Dlaczego wreszcie tamtejszy urząd marszałkowski podpisuje z tą firmą umowę aż na 10 lat, podczas gdy z „własną” spółką Przewozy Regionalne nie zawarto umowy nawet za 2010 rok?

Niech opinia publiczna oceni także, czy racjonalny jest zakup nowego taboru w pojedynczych egzemplarzach, każdy inny poskładany z części różnych producentów. Zdarza się również, że nowe pojazdy stoją pod płotem i rdzewieją, a podróżni muszą jeździć w zdezelowanych pociągach w warunkach odbiegających od europejskich standardów.

Od początku istnienia na ziemiach polskich praca na kolei traktowana była z wielkim pietyzmem. Nie jak zwykła praca, ale służba, której arkana przekazywane były z pokolenia na pokolenie. Dla wielu z nas, kolejarzy, to jedyne miejsce pracy w czasie całej aktywności zawodowej. Dlatego mimo niskich zarobków utożsamiamy się z firmą. Z wielkim bólem obserwujemy postępującą degradację kolei i działania właścicielskie zmierzające do jej upadłości. Za wręcz poniżające uważamy reformowanie kolei i zarządzanie nią przez osoby bez kompetencji i kwalifikacji. Dla nich to praca jak każda inna, dla nas – coś więcej. Wskutek złych działań lub zaniechań tworzy się negatywna opinia o polskiej kolei i kolejarzach. Nie kto inny jak my, kolejarze musimy się wstydzić za reformatorów i właścicieli.

O trudnej sytuacji na kolei, w tym także o zagrożeniach w sferze bezpieczeństwa ruchu kolejowego, alarmowaliśmy premiera Donalda Tuska. Nasze liczne wystąpienia, w tym list otwarty, pozostały jednak bez odpowiedzi. W podpiotrkowskich Babach Pan Premier okazał wreszcie swoje zatroskanie. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że katastrofę potraktował instrumentalnie - na potrzeby kampanii wyborczej, skoro wcześniej ignorował nasze sygnały o zagrożeniach i patologiach na polskiej kolei. Ile jeszcze krwi musi się przelać, aby odpowiedzialni za kolej decydenci zechcieli dostrzec nawarstwiające się problemy i w końcu zabrali się do ich rozwiązywania? A może chodzi właśnie o to, by wszystko zostało po staremu, a kolejna tragedia stała się miejscem demonstrowania wrażliwości na krzywdę ludzką w świetle kamer i przy błysku fleszów?

W akcie sprzeciwu wobec patologii i destrukcji kolei w Polsce nie pozostało nam nic innego jak uruchomić strajk generalny w dniu 17 sierpnia br. Mamy świadomość, że w transporcie publicznym strajk najbardziej dotyka Was, Drodzy Pasażerowie. Dla nas to ostateczność. Nie pozostawiono nam wyboru. Sami doskonale widzieliście Państwo lekceważące działania zarządu i właścicieli Przewozów Regionalnych, którzy nie zrobili nic, aby uniknąć strajku. Przepraszamy ze swojej strony za wszystkie potencjalne utrudnienia.

Ponadto na znak sprzeciwu dla niszczenia polskich kolei i w ramach solidarności kolejarskiej w dniu 17.08.2011r. o godzinie 12.00 maszyniści wszystkich kolejowych spółek włączą syreny dźwiękowe obsługiwanych lokomotyw.

Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy

"Wizualna akcja" na Jasnych Błoniach - Szczecin

Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie 80 000 norek amerykańskich zamkniętych w klatkach?
Tyle przewiduje planowana budowa fermy norek w Gminie Nowogard.

Szczecińska Inicjatywa Wegańska zaprasza wszystkich, którzy chcą pomóc w "Wizualnej Akcji" do przyjścia 27 sierpnia o godzinie 12:00 na Jasne Błonia. Wspólnie zobrazujemy część jednego pawilonu - na fermach jest takich zazwyczaj kilkanaście lub kilkadziesiąt. Akcja ma celu informowanie społeczeństwa o tragicznym życiu zwierząt zabijanych na futra oraz przeciwstawienie się planowanej inwestycji.

Organizator: Szczecińska Inicjatywa Wegańska
wege-szczecin@wp.pl

niedziela, 7 sierpnia 2011

Obóz klimatyczny w Niemczech(koło polskiej granicy) rozpoczęty!


Climate and Energy Camp 2011 – Przeciwko CCS, na rzecz sprawiedliwości klimatycznej i energetycznej suwerenności!

Kiedy i gdzie?

Climate and Energy Camp 2011 odbywa się od 7 do 14 sierpnia w miejscowości Jänschwalde/Janšojce w Brandemburgii, w okolicach Cottbus/Chóśebuz.

Czym jest Climate Camp?

Climate Camp jest przestrzenią współpracy, wymiany wiedzy i i dyskusji z jednej strony, lecz również przestrzenią praktycznego oporu i akcji bezpośrednich. W rezultacie każdy obóz jest polem doświadczalnym dla alternatywnych sposobów życia, opartych na efektywnym wykorzystaniu zasobów naturalnych i oddolnej samoorganizacji. Pierwszy obóz, nazwany „Camp for Climate Action“ (Obóz Akcji Klimatycznej) odbył się w okolicach angielskiego miasta Drax. Następnie idea obozów przeniknęła do kontynentalnej Europy, kolejne obozy odbyły się w Belgii, Francji i na Ukrainie, jak również do Australii i Kanady.

Dlaczego Brandenburgia?

W tym roku zapadnie decyzja w sprawie wykorzystania w Niemczech nowej technologii CCS. Koncerny energetyczne używają wątpliwych argumentów na poparcie tezy, że CCS oznacza „czystą technologię węglową” by móc zachować dotychczasową strukturę produkcji energii opartą na wykorzystaniu węgla brunatnego, powodującego poważne szkody dla środowiska. W ciągu ostatnich dekad tylko w okolicy Lausitz z 136 wsi wysiedlono ponad 30 000 ludzi, by zrobić miejsce pod kolejne kopalnie odkrywkowe węgla brunatnego. Planowana rozbudowa odkrywki na złożu Jänschwalde-Nord spowoduje zniknięcie trzech kolejnych wsi: Kerkwitz, Grabko i Atterwasch. Co więcej, dalsze wykorzystanie węgla brunatnego jako źródła energii sprawia, że jeszcze trudniejsze staje się wprowadzenie, zdecentralizowanego, demokratycznego systemu produkcji energii opartego na źródłach odnawialnych. Czytaj nasz apel

Jak mogę się skontaktować?

Pisz na adres: info@lausitzcamp.info