wtorek, 30 sierpnia 2011

Obóz jakich mało... - Obóz federacji anarchistycznej


W tym roku, po raz piąty już z kolei, do niewielkiej miejscowości w Beskidzie Żywieckim - nieopodal Makowa Podhalańskiego - zjechali się anarchiści by rozbić swój obóz. Miejscowa ludność nie uciekała przed nimi w popłochu, ksiądz z kazalnicy ani raz się nie zająknął na ich temat a i lokalna policja raczej omijała ich obozowisko z daleka. Jednym słowem: sielanka! Ale do rzeczy.

5. Obóz Federacji Anarchistycznej rozpoczął się 14. sierpnia i trwał przez 8 dni. Frekwencyjnie było całkiem nieźle - przez obóz przewinęło się co najmniej 50 osób, ale najwięcej ludzi przybyło oczywiście w otwierający imprezę weekend (tzw. długi weekend). Na miejscu stawili się anarchiści i anarchistki, można rzec, z całej niemal Polski. Poza dużymi „aglomeracjami” jak Śląsk, Kraków, Łódź, Warszawa, Szczecin czy Lublin - byli również ludzie z mniejszych miast - Częstochowa, Koszalin, Mielec, Leżajsk, Nowa Sarzyna czy Świdnik. Jak zwykle, zabrakło reprezentantów kilku ośrodków, ale to oni, a nie ci obecni, mają czego żałować…

Pierwszy dzień obozu (14. sierpnia) był również dniem urodzin anarchistycznego periodyku „Inny Świat”. Pismo to, wedle polskiego ustawodawstwa, stało się pełnoletnie. 18-ste urodziny „Innego Świata” uczczono serią interesujących wykładów (o historii polskich pism anarchistycznych, potrzebie tworzenia dziś prasy trzecio-obiegowej i wspominkach Redaktora Naczelnego :) poprzedzonych krótkim wstępem jednego z organizatorów obozu (z okazji pierwszej pięciolatki) oraz hucznym ogniskiem zakrapianym produktami browarniczymi i wodą ognistą. Z tejże też okazji ukazał się okolicznościowy numer „Innego Świata” połączony w jedno z premierowym wydaniem „Gazety Obozowej” - inicjatywy która miejmy nadzieję, nie będzie jednorazowym wybrykiem obozowej ekipy. (Pisemko można pobrać tutaj). Inną atrakcją związaną z rocznicami obchodzonymi w czasie trwania obozu była możliwość samodzielnego wykonania sobie nadruku na koszulce z okolicznościowymi motywami. Metodą szablon + farba, w ciągu tygodnia, ozdobiono z całą pewnością co najmniej kilkanaście koszulek…

Kolejne dni obozu przyniosły nam zarówno strawę dla ducha (wykłady) jak i ciała (zajęcia sportowe i nie tylko…). Z zapowiadanych wykładów odbyły się niemal wszystkie (jeden wykład odpadł z powodu choroby, drugi - niestety - lenistwa), więc można było posłuchać o życiu i walce Rewolucyjnego Mściciela Jakuba Dryni (ten, z przyczyn technicznych, odbył się właściwie w pierwszy dzień obozu), historii Związku Związków Zawodowych, dzisiejszej działalności hiszpańskiej CNT, międzynarodowych kampaniach solidarnościowych w obronie pracowników czasowych, walce o prawa uchodźców - na przykładzie problemów rodziny Pobierzynów (wykład ten wywołał chyba największe emocje wśród zebranych…), poradach dla uczestników demonstracji, dyskursie i dezinformacji wokół problemów z elektrowniami atomowymi w Polsce i bezpośredniej relacji z „hiszpańskiej rewolucji” i szumu jaki wywołała ona w środowiskach wolnościowych. Większość wykładów wywoływała żywe reakcje i dyskusje które niejednokrotnie przeobrażały się w wieczorowo-nocne pogawędki przy wspólnym ognisku.

Jak to bywa wśród anarchistów - nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem i czasem okazuje się, że poza rzeczami które się nam nie udają, są również takie, które są dla nas niespodzianką. Tak było w tym roku na obozie. Pierwszą niespodzianką było przybycie na obóz człowieka którego na potrzeby tego tekstu nazwę X. Otóż owy X, nie dość, że okazał się bardzo sympatyczną osobą, to jeszcze postanowił zorganizować dla obozowiczów trening z samoobrony i ataku w razie ulicznej konfrontacji z wrogami wolności. Chętni znaleźli się głównie wśród facetów, ale w treningu brała udział również dziewczyna (szkoda, że tylko jedna się zdecydowała) Miejmy nadzieje, że ćwiczący nie będą musieli zbyt często używać wyćwiczonych technik w życiu, a jeśli im się to przytrafi, to niechaj będą im jak najbardziej pomocne.

Drugą niespodzianką była wizyta Michała, sympatycznego, inteligentnego ale i skromnego człowieka który postanowił żyć na styku cywilizacji i dzikiego życia, z przewagą tego drugiego. Michał mieszka ze swym koniem i kozą nieopodal miejsca w którym co roku rozbija się obóz. Drogę do obozu pokonał częściowo pieszo, częściowo wierzchem. Jego wizyta bardzo urozmaiciła życie obozowiczów. Dla niektórych była pierwszą okazją by napić się świeżego koziego mleka czy pojeździć konno „na oklep” (chętnych było wielu i każdy skorzystał z okazji). Inni mogli spróbować swych możliwości w rozpalaniu ognia tak, jak robiło się to wieki temu, albo popróbować procy - takiej samej jaką biblijny Dawid pokonał wielkiego Goliata. Niektórzy zakosztowali zupy ugotowanej z dobrodziejstw rosnących na pobliskich polach a wszyscy w zasadzie mogli pogadać z Michałem o tym, jak żyć z dala od dobrodziejstw współczesnej cywilizacji. Są pewnie tacy, co do dziś się dziwią temu, iż można żyć bez prądu i bieżącej woda, ale zapewne po obozie wielu zastanawiało się też, czy sam/sama dałabym radę żyć tak jak on. Jego wizyta z pewnością dużo wniosła do obozowej społeczności i mamy nadzieję, że nie będzie ona ostatnią i spotkamy się z nim znów za rok…

Z innych poza planowanych rzeczy mieliśmy również „rolniczy kwadrans” - pogawędkę o tym, jak samemu w „okolicznościach przyrody” wyhodować sobie różne roślinki - jak i też mogliśmy się dowiedzieć, iż zawiązany został nowy anarchosyndykalistyczny związek zawodowy o nazwie Federacja Pracownicza. Co niektórzy wybierali się również na górskie wycieczki, m.in. w nocy - by wraz z innymi przeżywać wschód słońca na Babiej Górze.

Tegoroczny Obóz Federacji Anarchistycznej nie należał do najlepszych, jeśli chodzi o samą organizację - można by rzec, iż raczej się samoorganizował a nie był organizowany - ale to pokazało, że tak naprawdę grupa pozytywnie nastawionych wobec siebie osób może „ułożyć” sobie życie ta, by każdy wiedział co ma robić i kiedy. Owszem, niektórzy się czasem „migali”, ależ czy to też nie leży w naturze człowieka? Tym bardziej anarchisty? :) Obóz JEST, dlatego, iż są ludzie którzy chcą tam przyjeżdżać i wspólnie spędzać czas - zarówno aktywnie, jak i mniej. Wbrew opiniom niektórych - że to niby przedszkole i dziecinada - obóz spełnia swoją rolę, zacieśniając więzi międzyludzkie, tworząc zalążki społeczeństwa opartego na wzajemnym zaufaniu, pomocy wzajemnej i wolności jednostki w społeczeństwie. Jeśli ktoś do tej pory tego nie zrozumiał, nie zrozumie tego chyba już nigdy.

Dziś 5. Obóz Federacji Anarchistycznej jest już tylko wspomnieniem w głowach jego uczestników. Większość z nich pewnie już zaczęła odmierzać czas do kolejnej połowy sierpnia, by ponownie spotkać się Pod sosnami… Większość z pewnością życzy Obozowi kolejnych 5 lat. My do tych życzeń się jak najbardziej przyłączamy!

Anarchiści z Południa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz