środa, 14 maja 2008

POŻAR W SPOKOCHACIE

POŻAR W SPOKOCHACIE
Spaliśmy sobie spokojnie, gdy nagle obudziła mnie i innych Papryka. Zza drzwi usłyszałem jakieś hałasy. Zdało mi się, że ktoś włamał się do przedpokoju. Wyskoczyłem tam z rurą w gotowości bojowej, lecz gdy zobaczyłem światła latarek, czym prędzej schowałem i zamknąłem się z powrotem. W jednej chwili przypomniała mi się groza napadu na Wilanowską. Przestraszony i pewnie blady, powiedziałem
- To policja
- - E tam! Nic nam nie zrobią - pocieszał jak zwykle beztroski Strojka
- - Może do nich wyjść? - zaproponował Nobo
- - Może rzeczywiście tak będzie lepiej - stwierdziłem i zacząłem
ubierać się. Wziąłem Paprykę na ręce i przeżegnawszy się wyszedłem z pokoju. W mieszkaniu nie było nikogo, a mimo to światło latarki świeciło gdzieniegdzie w dużym pokoju. „Co jest grane?” Pomyślałem zdziwiony i podszedłem do okna zbadać źródło. Okazało się, że to świeci strażak z platformy podnoszonej. Otworzyłem szybko okno i zapytałem
- Co się stało?
- - Na dole się pali. - Rzeczywiście leciał stamtąd całkiem niezły
dym. Na dole kilka strażackich samochodów, duże poruszenie,
słowem jak na filmach sensacyjnych.
- Czy jesteś sam?- Krzyczał strażak.
-Nie! Czy istnieje dla nas jakieś zagrożenie?
- Tak! Ilu Was tam jest?
-Sześcioro
- To zawołaj wszystkich i zjedziecie ze mną tą platformą.
-Ale jest jeszcze pies.
- To psa zostaw, nic mu się nie stanie.
-Ja bez psa nie pojadę.
- To zejdźcie schodami.
-A da radę?
- Da, da
i na tym zakończyliśmy dialog. Wszedłem z powrotem do pokoju i objaśniłem, co się dzieje, na co Strojka rzekł:
- E tam, jeśli powiedział, że psu nic się nie stanie, to mi też nic się nie stanie. Idę spać. - I poszedł spać.
-Idzie ktoś ze mną na dół? - Zapytałem.
- No pewnie, trzeba dowiedzieć się, co się stało. Poczekaj, muszę się ubrać.
W tym czasie obudziłem Artura i Żaka, którzy gdy dowiedzieli się, co jest grane, stwierdzili, że też zejdą. W miarę jak schodziliśmy coraz niżej dym i spaleniznę było czuć coraz bardziej. Było już chyba po akcji gaśniczej, bo czarne od sadzy schody były bardzo mokre, a na parterze była wielka kałuża. Jak się dowiedzieliśmy pożar wybuchł w piwnicy prawdopodobnie od instalacji elektrycznej. Przypomniało mi się jak z Wagą po raz kolejny podłączaliśmy odłączany przez „życzliwych” sąsiadów prąd, a z jakiegoś nie naszego kabla trzaskały iskry. Śmieliśmy się wtedy
- Ha, ha, ktoś będzie miał problem!
- Taki łączony kabelek nie pociągnie długo. Ha, ha! Szybko się przepali.
Ale mi teraz było głupio.
Straż czekała na energetyków z elektrowni by ci odłączyli prąd. Stało się wiadome, że na jakiś czas będziemy się musieli pożegnać z prądem. Obawiałem się, że przy okazji zawalą nam kable, a jak zaczną dochodzić, kto podłączał, to wyjdzie oficjalnie na jaw, że cała kamienica kradnie prąd. Wówczas, w najgorszym wypadku czekały nas kolegia o wysokości kilkudziesięciu baniek. Perspektywa nie za ciekawa. Myśląc jak się przed tym uchronić wpadłem na pomysł i zagadałem do strażaka:
- Słyszałem, że czekacie na „elektrownię” by odłączyła prąd do kamienicy.
- Tak, to jest potrzebne by zlikwidować zwarcie powodujące pożar - odpowiedział
- Widzi pan, tak się składa, że akurat wiem jak ten prąd odłączyć i jestem w stanie to zrobić, jeśli dacie mi izolowane kombinerki i obcęgi.
Na to strażak zawołał swego szefa i poinformował:
- Tu jest człowiek, który wie jak idzie instalacja i wie jak ją odciąć.
-W, jaki sposób, gdzie? - Zapytał starszy rangą.
-, Jeśli dacie mi izolowane kombinerki i obcęgi to mogę to zrobić.
-Nie możesz. My nie możemy narażać twego życia. Musisz nam wytłumaczyć.
- No dobra. - Odparłem i wytłumaczyłem im jak to zrobić.
Jeden ze strażaków zagłębił się w piwnicę, lecz wrócił po jakimś czasie i oznajmił, że nie może tam dojść, bo jest pełno wody i śmieci. Czekali dalej na energetyków, a ja stwierdziwszy, że nasze życie nie jest zagrożone poszedłem, tak jak Hogata wcześniej na górę do domu spać. Rano obudziliśmy się bez prądu.
(a to zdarzylo sie w zime 1999/2000)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz