czwartek, 8 maja 2008

Brutalny napad policji

W koncu ruszylem przepisywanie ksiazki " Los Buntownike " . Jesli komus by chcialo sie zrobic korekte i wstawic polskie litery bardzo by mi pomogl a nam wszystkim wygodniej by sie czytalo.
Inne fragmenty w wydanych juz fragmentach. Wkrotce miajmy nadzieje bedzie mozna zobaczyc cala ksiazke dostepna w kazdej ksiegarni... ...zeby tylko sie znalazl taki wydawca. Marzenie.
Milego czytania. Uwagi jaknajmilej widziane. Te krytyczne tez: mgriks@gmail.com
To byl chyba wtorek. Wlasnie dzis byla pierwsza miesiaczka knajpy “squatterskiej”, czyli mijal pierwszy miesiac od jej zalozenia. Ogolnie rozwijala sie bardzo dobrze. Wszystko szlo w porzadanym kierunku. Nawet ostatnio udalo mi sie zdobyc magnetofon. Wiec podlaczalem go pod naladowany akumulator dzieki czemu grala muzyka. Gdy bylo dla kogo , nauczylem sie juz dobrze rozpalac w piecu zeby bylo cieplo. Raz w tygodniu ktos gral akustyczny koncert, a raz byly male czad gieldy. Knajpa zyskala sobie juz nawet stalych bywalcow, ktorzy nie zwazajac na warunki woleli przychodzic tu poczuc punkowy, niezalezny klimat niz siedziec w smetnych drogich barach. Coraz wiecej ludzi przychodzilo do Squaterskiej. W piatki I soboty spokojnie sprzedawalem dwie kraty I zwykle browary musialem dokupywac w nocnym sklepie.
Jedyne co mnie martwilo, to ostatnie wlamania do knajpy. Zdarzyly sie juz dwa razy I chociaz nic nie zginelo, to troche rzeczy bylo zniszczonych. Najbardziej zabolalo mnie to, iz zniszczyli moja gitare – glowne zrodlo mojego utrzymania, a zarazem najcenniejsza rzecz jaka mialem. “Jak ktos mogl zrobic takie chamstwo ? Po co ? Co za po…ne drechy. Niech ja ich tylko dorwe “ tak sobie rozmyslalem placzac nad kolejna tragedia w moim zyciu. Nie chcac by wlamania sie powtorzyly I by ukarac sprawcow, tymczasowo, od kilku dni nocowalem w knajpie, a nie na mym mieszkalnym squacie “Rzeczywistosci” na ulicy Dolnej.

Polozylem sie spac okolo polnocy. Z poczatku nie moglem zasnac, lecz w koncu chyba mi sie to udalo. Obudzilo mnie glosne walenie do drzwi. Pukanie to nie bylo na pewno. Ktos probowal wykopac drzwi. Nie wiele sie zastanawiajac chwycilem rure , a wdruga reke krzeslo I krzyczac podbieglem do drzwi :
- Tym razem wam pokaze sku…ysyny, zlodzieje !!! – juz mialem otworzyc zamek I “powitac” introzow, lecz moja reka zastygla na zasuwie. Oblal mnie blady strach a mysli panicznie zaczely kolotac po glowie : “ Cholera, oni caly czas nieprzerwanie kopia. Nic nie podzialaly na nich moje slowa I grozby. Nawet na chwile nie przerwali kopac. Przeciez normalni zlodzieje po czyms takim dali by se spokoj I uciekli.Cholera ! To jacys psychole. Kur… ! Co jam mam robic ?! “
- Czego ode mnie chcecie ? !! Jestem biedny . Zostawcie mnie ! – zaczalem prosic przestraszony, na co uslyszalem krotkie
- Zabijemy Cie !
“ O kur… To na prawde psychole!!! Cholera !! Co ja moge zrobic !! Moze ktos mnie uslyszy ?!” – teraz balem sie juz nie na zarty. Szybko pobieglem do najblizszego okna, otworzylem je I zaczalem sie wydzierac z nadzieja w glosie :
- Ludzie !! Pomocy !!! Chca mnie zabic !! Pomocy !!! – I tak w kolko az uslyszalem trzask pekanych drzwi. Z rozpacza stwierdzilem: “ Przeciez to nie ma sensu Wszyscy juz spia. Najblizsza kamienica w sumie nie daleko, ale nikt mnie nie slyszy ! Kur… Jestem tu sam. Jesli mnie zabija to nikt ich nawet nie zobaczy. Beda mogli zrobic co zechca I nie bedzie nawet swiadkow ! O Boze, pomoz mi ! “
Mlodziutka, szczenieca Papryka gdzies usilowala sie schowac przed halasem kopanych. Ja patrzylem jak drzwi coraz bardziej pekaja pod kolejnymi kopnieciami. Strach narastal we mnie caly czas. Cholera. Nie wiem czy kiedykolwiek w zyciu az tak sie balem. “ Boze , prosze ! Niech mnie nie zabija. Przeciez musze zyc dla Janki I mej corki Nei. Boze ocal mnie dla nich ! “ – modlilem sie w myslach I mialem smierc w oczach. Mimo strachu z powrotem wzialem do rak krzeslo I rure. Stalem przed drzwiami I przygladalem sie jak drzwi stopniowo ulegaja pod naporem kopniec. Najpierw pekly na pol, lecz nie przelamaly sie jeszcze. Potem pojawilo sie pekniecie na gorze, pozniej na dole. Po chwili przez szczeline dalo sie zauwazyc biale ostre swiatlo latarki. “ Czyzby zabojcy profesjonalisci “ – pomyslalem ze zgroza. Kopniecia nie ustawaly nawet na 5 sekund. Po chwili zobaczylem jak zamek z mocna, gruba sztaba powoli wygina sie jakby byl z masla. I to byl juz jego koniec. Teraz stanalem twarza w twarz z napastnikami. Jakiez bylo me zdziwienie, gdy w drzwiach zobaczylem …
… ubranego na czarno gliniarza. Tego sie nie spodziewalem. Ze zdziwienia pewnie rozwarlem usta, a moj orez – krzeslo I rura wypadly mi z rak. Z reszta bez sensu bylo z nimi walczyc. Nawet jak bym wygral ( a bylo ich pieciu ), to pewnie by mnie potem posadzili na dozywocie. Nie wygralbym z nimi tym bardziej, bo przeciez byli uzbrojeni.
W pierwszej chwili nawet troche sie ucieszylem , ze to bastardzi, a nie jacys nazi debile, czy jakies psycho drechy. Szybko jednak zmienilem zdanie. Z miejsca ten pierwszy, ktory kopal rzucil sie na mnie z nozem. Na poczatek dostalem kosa w reke, potem z piesci w twarz. “ Cholera. Jesli gliniarze lamia prawo, to sa w stanie zrobic mi wszystko. “ – przemknelo mi przez mysl. Czulem ze blisko ocieram sie o smierc I ze bardzo prawdopodobne , ze zgine. Teraz jedynie w ich litosci widzialem moj ratunek. Po kolejnym uderzeniu, ktore spadaly na mnie niczym grad, zaczalem prosic :
- Nie robcie mi nic ! Ja mam zone i dziecko! Musze na nich zarabiac! – lecz ciosy nadal nie ustawaly. Ten psychol, ktory mnie bil zaciagnal mnie do pokoju, wywrocil, siadl na mnie okrakiem i uderzal dalej.
- Gdzie masz zloto ?! zapytal po chwili.
- Jakie zloto ?! Nie mam zadnego zlota. – odpowiedzialem zdziwiony po czy znowu zaczal mnie bic.
- Nie oszukuj . Dawaj zloto ! Nie oszukuj ! – krzyczal walac bez opamietania w moja twarz.
- Jestem biednym czlowiekiem. Przeciez nie mieszkalbym tu gdybym byl bogaty ! – probowalem tlumaczyc.
- To gdzie masz narkotyki ! Mow !
- Nie mam narkotykow . Nie jestem narkomanem!
- Klamiesz ! – Psychol krzyczal i uderzal
- Nawet nie stac mnie na cpanie ! Mam na utrzymaniu rodzine !
- Gowno mnie to obchodzi ! Dawaj pieniadze !
- Poczekaj! Nie bij! Mam tu na szyi, w porfelu. – Nawet nie probowalem sciemniac. Zycie w tym momencie bylo najcenniejsze. Psychol nie dal mi nawet zdjac saszetki. Zerwal ja raniac mi szyje. Zachowujac sie niczym cpun, bo moze tak na prawde nim byl, goraczkowo zaczal przegladac moj portfel. Wszystko co go nie iteresowalo wyrzucal na podloge: karty telefoniczne, kartke z numerami I adresami, a nawet moj dowod. W koncu znalazl jedynie 10 zlotych , bo akurat tylko tyle mialem.
- I co, to wszystko ?! – zapytal z rozczarowaniem.
- Tak. – odpowiedzialem, na co dostalem kolejny cios. W tej chwili wszedl inny gliniarz I powiedzial do Psychola :
- Przerwij sobie na razie. Niech nam otworzy drzwi do innego pokoju.
“ Chwila ulgi “ – pomyslalem z radoscia. Jeden pokoj byl zamkniety na klamke, ktorej nie bylo w drzwiach. Oczekiwali, po mnie ze go dla nich otworze. Na oczach policji chodzilem po pokoju I szukalem czegokolwiek co mogloby zastapic klamke. Teraz dokladniej moglem sobie obejrzec ich twarze. Chcialem zapamietac kazdy szczegol, bo mogloby mi sie to kiedys przydac w sadzie. Gdy dostrzeglem, ze jedna z osob jest kobieta doznalem szoku. “ Jak kobieta moze brac udzial w takim okrocienstwie? “ – zadawalem sobie pytanie. Strach paralizowal moje mysli, a oni do tego docinali tekstami :
- Co, policja Ci sie nie podoba ty pie…ny punku ?
-My Ci pokazemy co to jest przemoc policji. – jeden z nich nawiazal do duzego transparentu wiszacego na scianie, na ktorym bylo wypisane bylo haslo : “ Stop przemocy policji “ oraz namalowana byla w zakazie reka gliniarza z policyjna pala. Teraz sobie skojarzylem, ze to byc moze on byl glownym powodem ich wscieklosci.
W koncu udalo mi sie znalezc noz kuchenny, ktorym chcialem otworzyc drzwi. Gdy zobaczyl to bastard, ktory zapowiedzial mi przemoc ( nazwijmy go muzykiem ), uderzyl mnie w glowe I wytracil mi noz z reki.
- Co, z nozem na policjantow ? Chciales nas pozabijac , tak ?
- Chcialem otworzyc nim drzwi
- To na drugi raz sie zapytaj czy mozesz otworzyc drzwi nozem.
Stanalem bez ruchu wku…ny I zdezorientowany sytuacja, az jeden policjant, ten ktory przerwal Psycholowi robote ( nazwijmy go Blondexem) rzekl :
- Otworz do ch… te drzwi! – co zrobilem nozem z obawa, iz znowu dostane “za napasc na gliniarza z kosa w reku “. Na szczescie zalezalo im chyba na obejrzeniu pokoju , bo tym razem mi nie dowalili. Weszli do pomieszczenia, rozejrzeli sie , zobaczyli, ze nic szczegolnego nie ma, zrobili demolke, po czym wrocili do pokoju biurowego.
- O masz juz druga gitare. – powiedzial Muzyk, pzrez co stalo sie jasne , kto zniszczyl mi poprzedni instrument.
-O tutaj jest jeszcze jedna – Psychol wskazal na kolejna gitare , ktora nie byla jeszcze do konca zreperowana.
- No to se pogramy – stwierdzil Muzyk, siadl na lawce I zaczal grac. “ Cholera ! Nigdy bym nie przypuszczal, ze gliniarz, a do tego teki cham, moglby umiec grac na gitarze. Zawsze sobie wyobrazalem, ze Ci, ktorzy ucza sie grac na gitarze zazwyczaj sa spoko. Teraz ten glupawy mit legl w gruzach. Zreszta w bonheadzkich kapelach tez przecierz graja gitarzysci wiec bylo to tylko zludzenie.
- Przecierz na tym sie nie da grac – rzekl I zamienil zepsuta gitare na dobra. – O, ta juz lepsza. – stwierdzil I zaczal grac, co prawda nie najlepiej. Byly to tam jakies ogniskowe melodie. Gdy gral Blondex zazadal ode mnie dowodu.
- Nie mam przy sobie. Zostal wysypany w tamtym pokoju wraz z cala zawartoscia mojego portfela.
-To idz po niego – powiedziawszy poszedl razem ze mna. Z posrod porozrzucanych kart telefonicznych, papierow, zdjec itp podnioslem moj dowod I dalem Blondexowi. Potem wrocilismy do reszty policjantow. Muzyk jeszcze gral, a reszta bastardow szperala gdzie sie da. Psychol dostrzegl botle gazowa I odpalil ja na caly zycher. Blondex zaczal mnie przepytywac z dowodu, by sprawdzic czy jest moj rzeczywiscie.
-Jak sie nazywasz ? Imie ojca ? Data urodzenia ? Adres zamieszkania ? - pytal raz za razem, a ja odpowiadalem mu zgodnie z prawda.
- Pochodzisz z Siedlec ?
- Tak
- To co tutaj robisz ? – zapytal tonem jakby to bylo dziwne, ze ktos wyemigrowal do Warszawy.
- Zarabiam na rodzine. – “spowiadalem” sie dalej.
- Tutaj, a nie mozesz u siebie ? – zapytal z oburzeniem lokalnego rasisty.
- Niestety w moim miescie nie ma pracy.
- A tutaj co robisz ?
- Gram na gitarze.
- Zebrzesz ?
- Gram na gitarze. – powtorzylem stanowczo.
- A jakiej muzyki sluchasz ? Pewnie punka – dodal z pogarda Muzyk.
- Roznej – odpowiedzialem.
- Tak. To wlacz magnetofon , to zobaczymy.
W magnetofonie byl Fate, wiec pomyslalem, ze przyczepi sie tez do muzyki. Trafilem wesoly kawalek “Ska”, ktory zupelnie nie pasowal do grozy sytuacji.
-Ooo… Nawet da sie sluchac. – stwierdzil ze zdziwieniem.
- Szybko zalatwiles sobie nowe gitary. – zauwazyl Psychol.
-Nie na dlugo. Ha! Ha! Ha! – zlowieszczo zasmial sie Muzyk, a Psychol zlapal gorsza gitare za gryf I sie zamachnal w momencie kiedy rozpaczliwie prosilem.
-Prosze nie psujcie mi jej. Nie bede mial jak wyzywic rodziny ! Badzcie ludzmi ! – niestety moje prosby nie przyniosly zadnego rezultatu. Zostaly przerwane przez psychola, ktory bezlitosnie roztrzaskal pudlo gitary na mojej glowie. Ani sie otrzasnalem, a Muzyk rozbil na mej glowie gitare, na ktorej jeszcze przed chwila gral. Bylem zrospaczony I obolaly. W ogole nie moglem pojac ich okrucienstwa I bezwzglednosci. Stracilem me kolejne zrodlo utrzymania. Kto mi teraz da gitare, skoro moi wszyscy znajomi, ktorzy ja mieli juz mi ja oddali ostatnio. Z przerazeniem zastanawialem sie czy w ogole uda mi sie przezyc ta tragedie. Balem sie mocno. Wszystko na to wskazywalo, ze oni rzeczywiscie cha mnie zabic. Naiwnosc I nadzieja mowily mi “ Co ty. Przeciez to sa policjanci, nie mordercy. Zalazles im za skore, wiec chca Cie tylko przetraszyc. “ Niestety fakty mowily zupelnie co innego. Papryka gdzies sie schowala jak kopali w drzwi I od tamtej pory nie wychodzila. Mieli niezly ubaw z tego ze rozwalili mi me instrumenty.
- I tak byly kiepskie. Haha! – stwierdzil rozbawiony Muzyk
-Nie bedzie grania.
-Eee tam. Gra jeszcze magnetofon. – cieszyli sie gdy ja nienawidzilem tego co zrobili. Ile bym dal I jak bym chcial stanac z nimi o rownych szansach. Niestety, bylem sam bezsilny I ogarniety niemoca. Zapytalem sie po cichu Kobiety :
- Jak pani, kobieta moze patrzec, a co dopiero uczestniczyc w takim okrucienstwie ?
- Nie jestem kobieta. – odparl oburzonym, meskim basowym glosem, a ja nie moglem uwierzyc wlasnym oczom. Ukradkiem przyjrzalem mu sie bardziej I stwierdzilem, iz moze to jest na prawde facet. Niestety nasza rozmowe uslyszal Muzyk, ktory nie wiadomo po co od jakiegos czasu podgrzewal na gazie metalowy pret.
- Co jeszcze obrazasz naszego kolege? Zaraz z Ciebie zrobimy kobiete.
-Prosze. Nie zrobcie mi krzywdy ! Ja mam zone I dziecko.
- A miales kiedys rozgrzany precik w dupie ?
Gdy to uslyszalem nogi sie pode mna ugiely I momentalnie zalalem sie zimnym potem. Teraz juz bylem pewien , iz chca mnie zabic I nie miala to byc smierc przyjemna. “Co za chory umysl mogl wymyslic taka torture. Co za psychole. Musze sie ratowac. Musi mi sie udac. Znajac teren wybiegne z budynku duzo szybciej niz oni. Moze uda mi sie dobiec do najblizszego wiezowca. Na otwartej przestrzeni moze mnie nie zabija. Beda bali sie swiadkow. W bloku tym bardziej. Najgorsze , ze zostawie Papryke, ale moze jej nie znajda. Moze psa nie zabija. Ku… Nic nie moge zrobic. Boze pomoz !!! “ – mysli mialem chyba z tysiac na sekunde.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz