wtorek, 21 lipca 2009

Co może wyniknąć z "bitwy o KDT"?


Wielkość środków jakich musiały użyć tzw. "siły porządkowe" do stłumienia protestu drobnych kapitalistów i ich pracowników z KDT wydaje się ogromna. W użycie poszedł gaz pieprzowy, środki chemiczne, pałki, dwie armatki wodne, kajdanki i pięści. Zaangażowanych w starcie było ponad 200 policjantów z oddziałów prewencji wspieranych przez policyjny oddział konny oraz około 50 bandytów w koszulkach z napisem "ochrona". Opór trwał około 6 godzin. Po stronie KDT ponad 40 zostało osób rannych, w tym 3 ciężko. Jeśli chodzi o atakujących to rannych zostało około 15 osób, a jednemu bandycie ktoś złamał nogę. W tym momencie powinno nasuwać się nam pytanie - co się stało? Skąd taki wybuch i jak to możliwe, że obrona hali trwała tak długo? Dzień dzisiejszy być może przyniósł nam kilka zaskakujących wniosków.

Po pierwsze - dzisiejsze wydarzenia pokazały, że drobni kapitaliści i ich pracownicy, mimo panującej pomiędzy nimi relacji wyzysku, mogą w pewnych sytuacjach przyjmować podobną pozycję klasową, co tłumaczy liczbę osób zaangażowanych bezpośrednio w protest. Pod KDT pracownicy i pracodawcy stanęli ze sobą ramię w ramię broniąc własnego źródła utrzymania. Wniosek ten jest znaczący, jeśli chodzi o nadciągający do Polski kryzys, który przed widmem bezrobocia postawi przede wszystkim dolne warstwy ludności.

Po drugie - protest był aktywnie wspierany przez część warszawiaków, najczęściej przypadkowych przechodniów, ale też chuliganów z Legii i nacjonalistów, którzy z łatwością przejęli jego polityczny wymiar. Oczywiście nacjonalistyczna propaganda padła na podatny grunt, ponieważ osoby związane z KDT już wcześniej mocno atakowały "żydowskie Złote Tarasy" i "żydo-komunę", a swój handel określali mianem "polskiego". Jeśli jednak chodzi o przechodniów i chuliganów, to można tutaj wyciągnąć dwa wnioski. Warszawiacy są już zmęczeni niezrozumiałymi decyzjami władz lokalnych (zwolnienia tuż przed uderzeniem głównej fali kryzysu?!), a wybryki o charakterze chuligańskim mogą z łatwością przeradzać się w konfrontację o stosunku czysto politycznym.

Po trzecie wreszcie - niesamowicie brutalna pacyfikacja, do bicia pałkami kobiet w ciąży włącznie, mocno nadszarpnęła autorytet władzy, która już któryś raz używa przemocy wobec pracowników sama siebie określając "liberalną". Daje to być może szansę na niewielkie trzęsienie ziemi na scenie politycznej, które mogło by zburzyć wzajemne koegzystowanie PiS-u i PO, a w dobie kryzysu - wywołać huragan.

Wiatr więc zaczął powoli wiać w żagle okrętu "Zmiana" i jeśli okręt ten nie rozbije się na jakiejś liberalnej bądź prawicowej rafie, a załoga przestanie tłuc się między sobą, to może gdzieś dopłynie?

Dorian Znaniecki - syndykalista, działacz społeczny i grafik. Współpracownik Stowarzyszenia Wolność-Równość-Solidarność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz