W zeszłym tygodniu pisaliśmy o tym, że władze fabryki Gerda w Starachowicach wyrzuciły całą komisję zakładową świeżo założonego związku "Solidarność".
Dwóch związkowców ze starachowickiej fabryki zostało przywróconych do pracy. Jak pisze "Gazeta", prezes spółki zapewnia, że nie wiedział, iż należą do powstającego związku i zapowiada, że nie będzie utrudniał tej działalności.
Związkowcy z zakładu Gerda 2 w Starachowicach spotkali się w poniedziałek z prezesem Tomaszem Deroniem. Rozmawiali o zwolnieniu z pracy dziewięciu pracowników. Stało się to w ostatnią środę, dzień po tym, jak prezes został poinformowany o powstaniu w spółce tymczasowego zarządu NSZZ "Solidarność". Deroń wycofał zwolnienia dwóch osób: przewodniczącego Radosława Kiełbasy i jego zastępcy Krzysztofa Susło. Są oni na liście trzyosobowego zarządu tymczasowego "S". Wczoraj odebrali dokument potwierdzający anulowanie wręczonego im w ubiegłym tygodniu zwolnienia. W sprawie pozostałych prezes zdania nie zmienił. W rozmowach uczestniczył Waldemar Bartosz, przewodniczący Zarządu Regionu Świętokrzyskiego NSZZ "S".
Związkowcy liczą, że uda im się również wywalczyć przywrócenie do pracy pozostałych kolegów. - Przewodniczący Bartosz ocenia, że mają bardzo duże szanse w sądzie i tam skierujemy pozwy. Wiem, że sprawą zainteresowała się komisja krajowa "Solidarności" w Gdańsku, również powiadomiona jest Państwowa Inspekcja Pracy i prokuratura. "Solidarność" nas popiera, nie zostaliśmy zostawieni sami sobie - mówi Kiełbasa. Liczy jednak na lepsze stosunki z dyrekcją fabryki. - Nie chcemy prowadzić wojny, tylko normalne funkcjonować i bronić praw pracowniczych - mówi.
Związkowcy podtrzymują zarzut, że zwolnienie wszystkich pracowników było spowodowane tym, że założyli "Solidarność". - Jeśli prezes mówi co innego, to się po prostu różnimy w ocenach - mówi Zbigniew Rafalski, przewodniczący delegatury "S" w Starachowicach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz