sobota, 18 grudnia 2010

Dni Akcji Skłoterskich. Część pierwsza nowego rozdziału "Szczęśliwego Życia Aktywisty"

Wszystko zaczęło się od akcji spania na placu Dam. Tak jak parę lat temu, złamaliśmy prawo i zaskłotowaliśmy na noc główny plac w Amsterdamie. Wiele działalności, które zwykle odbywają się na skłotach tym razem wyszło na ulicę by zaprezentować ruch skłoterski. We wczesnych godzinach „Kinderpret” przygotowywał program dla dzieci. Zasilane generatorami sound systemy grały muzykę. Wiele kapel grały tego wieczoru koncerty. Linuxowa grupa rozdawała i instalowała open source system operacyjny do komputerów. Przez chwilkę działało kino na powietrzu. Odbyło się wiele fajerszołów i innych pokazów teatralnych. Jednym z najciekawszych był „słodki zaskłotowany dom” zbuntowanych klaunów (Rebelact). Nasze fizjologiczne potrzeby można było załatwić w zbudowanych przez ekologiczną grupę SWOMP eko toaletach. Po raz pierwszy przedstawiona była wystawa plakatów „ Nie tylko skłoting” wyrażająca to, że ruch ten jest także w dużym stopniu związany z ekologami, z walczącymi o prawa ludzi i zwierząt, o wolność, o tolerancję itp. Mimo tego, że dosyć często padał deszcz około 800 osób zapełniało dużą część placu. Wielu ludzi spało w namiotach, wielu wytrwało do rana, a wielu tak jak ja wróciło do domów, by złapać trochę snu przed akcjami następnego dnia.

Spotkaliśmy się w „Joes Garage”, skłocie, który za parę dni obchodził swe piąte urodziny. Niektórym było już wiadome, że mamy skłotować duży budynek pod kulturalne centrum skłoterskie. Cała restauracja w ścisku wypełniła się po brzegi, a i tak nie byli to jeszcze wszyscy, bo ekipa włamywaczy i barykadujących spotykała się na skłocie, który był bliżej wybranego pustostanu. Po zwykle następującej przemowie o tym co będziemy skłotowali, jak się zachować, kto jest prawnikiem itp. ruszyliśmy rowerami do wyznaczonego celu. Wyglądaliśmy niczym rowerowa masa krytyczna. Nie często widzi się aż tyle osób na skłotowaniach. Gdy przybyliśmy do ogromnego, zabytkowego budynku straży pożarnej drzwi były już otworzone, a w środku ludzie barykadowali co się tylko dało. Z okien szybko zawisły transparenty nawiązujące do autonomicznego centrum skłoterskiego oraz do nadchodzącego zakazu skłoterskiego. Wkrótce pojawili się policjanci, strażacy, a nawet urzędnicy z „punkowej” wytwórni „Epitaph”. Policji tym razem nie wpuściliśmy do środka by zatwierdzili, że budynek stoi pusty. Powiedzieliśmy im, iż za tydzień już i tak „delegalizują” skłoting więc niech się przyzwyczajają do nowej sytuacji. Za problemy, które pracownicy „epitaphu” próbowali zrobić skłotersom nawoływałbym do bojkotu tej komerchy. W końcu nie mieli innego wyjścia jak przyjąć rozwiązanie obarykadowania części którą wynajmują i korzystania z oddzielnego wejścia.

Gdy wszystko było już załatwione, czas było jechać na następną akcję. Zobaczenie straży pożarnej od środka musiałem zostawić na potem.

Po dosyć długim oczekiwaniu w wynajętym grupowo przez studentów mieszkaniu, częściowo piechotą, częściowo rowerami wyruszyliśmy by zaskłotować trzy duże kamienice. Drzwi i okna na niższych piętrach zabezpieczone były przed skłotersami siteksem – blachą barykadującą. Jednak skłotersi już dawno wymyślili sposób i na to utrudnienie. Niektóre drzwi zostały otworzone „magicznym kluczem”, niektóre łomami, a jedne za pomocą dużej fleksy. Także tutaj natychmiast zostały wywieszone transparenty. Ci sami gliniarze spotkali się z prawie z tymi samymi „rozmawiaczami” CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz