"Historia skłotu Positivenest przeciw zakazowi skłotowania" - fragment książki "Życie Aktywisty", a zarazem list sąsiedzki
Positivenest 2 w zimę
Jeśli z nas robią przestępców to z siebie robią idiotów.
Czyli historia skłotu "Positivenest" jako odpowiedź na zakaz skłotowania w Holandii. Na początku przedstawimy jak ten zakaz wygląda. 1 czerwca (na dzień dziecka :) wyższa izba parlamentu przegłosowała zakaz skłotowania co oznacza, że zakaz wejdzie w życie 1 października bieżącego roku. Mówi on że skłoting w Holandii będzie nielegalny pod groźbą kary pozbawienia wolności do dwóch lat i ośmiu miesięcy. Co przyniesie przyszłość zobaczymy. W świetle wygranej w wyborach prawicowego rządu sytuacja nie wygląda najciekawiej jednak skłotersi już teraz organizują się przeciw państwowej rzeczywistości. Jednym z tych działań do których zachęcamy także innych jest rozesłany w ilości 160 sztuk list sąsiedzki, którego treść przytaczamy poniżej:
Nie jest dobrą cechą się chwalić jednak czasami sytuacja tak jak teraz tego wymaga i to usprawiedliwia. By uwidocznić co tak naprawdę rząd chce zakazać i z kogo między innymi chce zrobić przestępców napisałem tu krótką historie jednego z wielu skłotów, które poprzez swą działalność i istnienie nie tylko skutecznie poprawiają złą sytuację mieszkaniową ale także ulepszają sąsiedztwo, a przez to cały świat. Mowa tu o "Positivenest".
Miejsce to zaskłotowaliśmy by wspomóc starszych ludzi, którzy podstępnie mogli być wyrzuceni przez właściciela, niejakiego Riedstrę, najbogatszego mieszkańca prowincji Friesland, właściciela około 2000 mieszkań podczas gdy wielu w tym kraju nie ma nawet jednego. Około 40 lokali starszych ludzi, niegdyś kompleksu opieki „Torendal” zostało sprzedane gdy dom starców przeprowadził się do nowego bardziej nowoczesnego budynku. Na rok zanim to nastąpiło starsi ludzie musieli się wyprowadzić z czterech parterów, bo zaplanowano tam przychodnię i miejsca socjalne dla seniorów. Nigdy nie zostało to urzeczywistnione, co tym bardziej było przykre jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że lista oczekujących do domu starców Torendal wynosiła aż 90 osób na jedno miejsce.
Tymczasem nowy właściciel zaniedbywał starszych ludzi, nie wywiązując się z obowiązków, za które płacili (na przykład mycie szyb, troska o ogród, naprawy budynku itp.), a gdy mieszkania po wyprowadzce albo śmierci starszych ludzi pozostawały puste, jego podstępny plan stał się jeszcze bardziej przejrzysty. Podczas gdy w sąsiedztwie rozbudowuje się centrum kongresowe RAI, po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko do nowoczesnego budynku wprowadza się urząd dzielnicy nie trudno jest przewidzieć, że gdy zostanie wybudowane metro ceny gruntów i nieruchomości wzrosną drastycznie. Im więcej pustych mieszkań tym większe szanse na zmienienie statusu mieszkań z komunalnego na prywatny.
Na prośbę jednej ze starszych osób zaskłotowaliśmy poprzez dużą akcję cztery puste partery. Zaprosiliśmy media i narobiliśmy dużo hałasu o całym skandalu. W stanowisku prasowym użyliśmy starego holenderskiego przysłowia: „Jednych śmierć jest dla drugich chlebem”. Zamanifestowaliśmy, że oddamy lokale jedynie wtedy, gdy powrócą one jako komunalne mieszkania dla starszych ludzi. Była to jedna z najtrudniejszych akcji w moim życiu. Gdy napotykaliśmy kolejne trudności sam siebie pytałem : „Po co ja to robię? Przecież dużo łatwiej byłoby zaskłotować coś zwykłego”. Jednak gdy na pierwszym zgromadzeniu starszych ludzi w pierwszych słowach usłyszeliśmy: „Zebarliśmy się tu dzięki akcji skłotersów...” - wiedziałem, że było warto. To był jeden ze szczęśliwszych momentów mego życia. Starsi ludzie dzięki zorganizowaniu się, po zawiązaniu komitetu, nabrali mocy i spekulant nie mógł już dłużej ignorować ich próśb. Wkrótce w sądzie wygrali od właściciela duże odszkodowanie za nie wywiązywanie się ze swych obowiązków. Po naszej akcji spekulant Riedstra zorientował się, iż więcej najada się wstydu niż wyciąga zysku, że nie uda mu się zrealizować swego planu, po czym zdecydował się sprzedać kompleks korporacji mieszkaniowej „Staat Genooten”. Gdy dowiedzieliśmy się od sąsiadki, że firma ta obiecała komitetowi starszych ludzi, że odda nasze mieszkania z powrotem jako lokale komunalne dla starszych ludzi, mimo że dla nas oznaczało to kolejną wyprowadzkę, odnieśliśmy duże zwycięstwo. W międzyczasie naszego mieszkania zorganizowaliśmy kilka dni otwartych dla starszych ludzi oraz sąsiedztwa. Chcieliśmy nawet dla nich zrobić kawiarenkę na pogaduszki ale wytłumaczyli nam, że są już za starzy na takie rzeczy więc uszanowaliśmy ich zdanie. Nasz zrobiony na dworze free shop z książkami zyskał sobie dużą popularność. Dostawaliśmy też dużo pochwał za nasze piękne partyzanckie ogrody wokoło naszego domu. Plakatami w oknach nieco zaraziliśmy także sąsiedztwo do tego stopnia, że w luterańskim kościele można było zobaczyć anty futrzarską propagandę.
Zobaczmy teraz co dzieje się w środku. Tuż przed akcją zaangażowaliśmy w nią Anetę. - przyszłą mamę w ósmym miesiącu ciąży wraz z jej mężem Markiem. Nie było dla nich żadnej innej opcji więc wypadało pomóc. Wkrótce urodził się Filip. (urodzony skłoters :). Ich rodzina zajęła jeden parter. W drugim zamieszkała Dorota wraz z jej dwunastoletnim synem Jarkiem. Dorota studiuje położnictwo, a także musi zarobić na utrzymanie siebie i syna. Kiedyś była bardziej aktywna w ruchu skłoterskim. Teraz położnictwo jest jej aktywizmem. Po jakimś czasie dołączyli do niej także jej rodzice wyeksmitowani z innego skłotu. Trzy generacje pod jednym dachem :) W dwóch pozostałych parterach mieszkamy my to znaczy ja, Rabia i jedenastoletnia Nea. W największym pokoju zrobiliśmy pokój do jogi, w innym wegańską kuchnię, w następnym liwingroom połączony z biurem i małym studiem do pracy, a dwa pozostawiliśmy dla gości lub ewentualnych przyszłych współmieszkańców. Przez jakiś czas w jednym mieszkał bezdomny Greg. Kiedyś skontaktował się z nami KSU de Pijp (Skłoterska Organizacja Samopomocy) i powiedzieli, że pytała o nas samotna mama, która została tam przysłana przez szkolną pomocniczkę socjalną, która niegdyś nam pomagała gdy przez pół roku opiekowaliśmy się młodszymi siostrami Rabii. Saskia i jej dziesięcioletni syn Pyk przerzucani przez los z miejsca na miejsce, ostatnio musieli mieszkać w Amstelveen, w łazience jakiejś uzależnionej od narkotyków rodziny, bo nikt inny nie dał im schronienia. Oczywiście była to sytuacja tragiczna i dlatego mimo diametralnych różnic bez zastanowienia się przyjęliśmy ich z otwartym sercem. Saskia bez problemu uszanowała zasady domu, a dzieci zyskały nowego kolegę. Ich rodzina szczęśliwie, w spokoju mieszkała u nas przez parę miesięcy, dotąd aż z grupą innych rodziców nie zaskłotowali opuszczonej w pobliżu szkoły. Niestety. Zostali z niej bezprawnie wyrzuceni już po paru dniach. Szczęściem w nieszczęściu było to, że to zdarzenie przeważyło szalę tak, iż po nim w końcu Saskia wraz z jej synem uzyskali mieszkanie socjalne. Następnymi, którym nasz dom dawał schronienie to Katrin - wolontariuszka w organizacji ASEED oraz Alex - student ekologii i wolontariusz w organizacji United Against Racism. Ich wolontariacka, symboliczna pensja sprawiała, że skłoting w ich sytuacji był jedynym rozwiązaniem. Alex wkrótce otrzymał propozycję mieszkania w zalegalizowanym skłocie obok biura gdzie pracował, a Katrin zdecydowała się wrócić do Niemiec, gdzie ze względu na jej narodowość łatwiej jej było studiować ekologię. Po nich w jednym z pokoi zamieszkał nasz stary przyjaciel Robert, który pewnego dnia gdy wrócił do swego socjalnego mieszkania zastał swe rzeczy spakowane w pudełkach. Nawet nie mógł ich otrzymać z powrotem. Zalegał z czynszem przez kilka miesięcy. Przez dwadzieścia lat zapłacił więcej niż mieszkanie było warte. Gdy popadł w tarapaty finansowe, wystarczyło parę miesięcy nie płacenia czynszu i wyrzucili go z domu. Miał czas do zapłacenia do poniedziałku, a wyrzucili go już w czwartek. Dzisiejsze spółdzielnie mieszkaniowe, niegdyś bardziej socjalne, w erze kapitalizmu przekształciły się w legalne mafie. Nie przegapili takiej okazji, a zdruzgotany Robert nie miał siły i energii by się z nimi kłócić. Na drugi pokój dzięki pantoflowej poczcie zgłosiła się samotna matka Erika ze swą siedmioletnią córką Robin. Niemalże jednocześnie w tym samym czasie zgłosił się samotny tata. Umówiliśmy się na spotkanie z Eriką i z jej córką, na którym opowiedziała nam swoją historię. Okazało się, że gdy wyjechała na pół roku do Tajlandii, do taty córki, właściciel to wykorzystał i pod jej nieobecność zrobił jej sprawę. Nie miała możliwości na nią przyjechać i w ten sposób po powrocie znalazła się prawie na bruku. Nie pomogło to, że była samotną matką oraz, iż była już na liście oczekujących na przydział mieszkania komunalnego już od pięciu lat. Urzędnik w biurze socjalnym miał płacone za ciężkie odmawianie nawet w takich przypadkach. Gdy już miała się wprowadzać udało jej się zdobyć tanie dwupokojowe mieszkanie, co dla niej i jej córki było lepszym wyborem niż nasz mały pokoik. Samotny tato także chyba sobie coś znalazł, a pokoik posłużył dla Wendy - jednej skłoterki, która miała wypadek rowerowy i musiała mieszkać na parterze, a do tego z małą opieką. Oczywiście i tym razem okazaliśmy serce. Ostatnio nasza przyjaciółka, mama dwojga dzieci miała niespodziewaną eksmisję i też na ten czas dopóki nie zaskłotowała własnego miejsca użyczyłem jej nawet swojego pokoju. W naszym domu też miewaliśmy często gości tylko na parę nocy. Najczęściej była to nasza rodzina, przyjaciele ale zdarzało się też, że by uratować sytauację nocowaliśmy kapele z koncertów organizowanych przez naszych znajomych. Zawsze jednak dbaliśmy nie tylko o ich gościnę ale także o spokój naszych starszych sąsiadów. Teraz wypada napisać coś o nas. Rabia studiuje historię jogi oraz głównie uczy innych jogę. Ja by zarobić na życie pracuję na ekologicznej taksówce rowerowej. Nie pijemy, nie palimy, nie używamy narkotyków, nie kupujemy prawie nic ( najczęściej zaopatrujemy się w freeshopach na innych skłotach ). Największym wydatkiem, który ponosimy to ekologiczna, zdrowa żywność dla naszej rodziny. Specjalnie wybraliśmy mieszkanie na skłocie by móc więcej poświęcić na rzeczy ważniejsze dla nas niż zarabianie pieniędzy. Są to niezależne media, a więc szerzenie „dobrej nowiny”. Ja głównie piszę książkę, której rozdział właśnie czytasz. Kręcimy filmy,( http://www.youtube.com/user/spiritofsquatters ) którymi wspieramy inicjatywy, miejsca czy wydarzenia bliskie naszemu sercu. Ogólnikowo to prawa ludzi, prawa zwierząt, ekologia, skłoting etc. Dlatego też publikujemy strony internetowe (http://positi.blogspot.com i http://ourmediaindymedia.blogspot.com ) ( jak i publikujemy na wielu innych ), robimy audycję w radiu ( http://freeteam.nl/patapoe/listen.htm ). Poza tym dbamy o nasze partyzanckie ogrody wokoło domu jak i nieopodal w sąsiedztwie. Uczestniczymy aktywnie w socjalnym, politycznym i kulturalnym życiu Amsterdamu i całego świata. Na wszelkie możliwe sposoby walczymy o prawa ludzi, prawa zwierząt i o przyszłość naszej planety ( a więc nas także ). Dlatego też wybraliśmy skłoting jako jeden ze sposobów walki o prawo do dachu nad głową dla każdego człowieka. Także skłoting poszerza nam możliwości robienia tych wszystkich dobrych rzeczy, które są dla nas ważniejsze niż zarabianie pieniędzy na opłacenie czynszu czy na niekończącą się nigdy konsumpcję. „Nasz aktywizm jest czynszem jaki płacimy za życie na tej planecie”. Tak więc jeśli poprzez zakaz skłotowania zrobią z nas przestępców myślę, ze jednocześnie zrobią z siebie samych idiotów, bo ja nie skromnie powiedziawszy uważam, że gdyby wszyscy ludzie żyli tak jak my świat byłby dużo lepszy.
Powyższy list jest także fragmentem książki "Życie Aktywisty", której inne części (jak i inną książkę "Los Buntownika") możecie przeczytać na wyżej wymienionych stronach. Griks 2.6.2010
Pompka rowerowa do użycia dla wszystkich
Plakaty w oknach. Czyż skłotersi nie powinni podtrzymywać starej amsterdamskiej tradycji ?
Książkowy freeshop na zewnątrz
Naklejki na drzwiach- jeszcze jedna droga przekazu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz