środa, 15 kwietnia 2009

Wielkanocna akcja skłoterska zakończona nielegalną eksmisją

Film dla tych którzy uczą się holenderskiego lub co chcą posłuchać folk punkowej piosenki w języku angielskim.

Wielkanocna akcja skłoterska zakończona nielegalną eksmisją


Jakież może być lepsze świętowanie niż pomóc komuś zdobyć dach nad głową”- pomyślałem, decydując się wybrać na tą akcję w pierwszy dzień wielkanocny. Gdy przybyłem na umówione spotkanie przed akcją, jeden ze sklotersów już objaśniał wszystkim co, gdzie, jak, kiedy i dlaczego.

Mieszkania, które kiedyś były komunalne musiały zostać opuszczone przez poprzednich mieszkańców na nakaz właściciela mieszkaniowej korporacji „De Key”(patrz nielegalna eksmisja Sitexu). Powodem był plan renowacji budynków. Po remoncie mieszkania te przestały być już socjalne. Cena ich była tak wysoka, że ponad półtora roku stały puste. Zbulwersowani tą spekulacją sąsiedzi oraz wysiedleni poprzedni mieszkańcy poprosili skłotersów o nagłośnienie sprawy poprzez zaskłotowanie budynków, czyli odebranie ich z powrotem od nie uczciwej firmy.

Tak o to znaleźliśmy się około stu osobową grupą na tej akcji. Pustostany zostały otworzone bez problemu. Jedna z sąsiadek przestraszyła się włamania i zaczęła histeryzować(?). Poprosiliśmy w miarę szybko przybyłych policjantów, by wytłumaczyli jej, że nic strasznego się nie dzieje i nie ma powodów do obaw. Dwoje młodszych rangą gliniarzy zaczęła ją uspokajać, gdy zjawił się dzielnicowy i poprosił ją by weszli i porozmawiali do jej domu. Minęła ponad godzina podczas której wszyscy zastanawiali się o czym można aż tak długo rozmawiać. W międzyczasie pojawiło się też coraz więcej niebieskich.

W końcu dzielnicowy wyszed łz oznajmieniem, że policja dokona eksmisji pod zarzutem zniszczenia zamka w drzwiach (?!!!)

    - Skłotuje już ponad 40 lat i nigdy jeszcze nie słyszałem takiego absurdu, by policja chciała eksmitować z powodu zniszczenia zamka w drzwiach – usłyszałem komentarz jednego ze skłotersów.

    - Nie macie prawa dokonać ewikcji, bo po pierwsze nie macie dowodów, że ktokolwiek z tych co zniszczyli zamek jest w środku, po drugie dobrze wiecie, że zawsze po zniszczeniu zamka wstawiamy nowy. Po drugie nie są to drzwi prywatne lecz klatkowe, a więc w tym momencie należą do wszystkich mieszkających w tym pionie, a więc skłotersów już też. - próbował tłumaczyć negocjator skłoterski – na co gliniarz wezwał wszystkich (ponad 10 – ciu) gliniarzy stojących w pobliżu by dokonali eksmisji. Natychmiastową reakcją skłotersów było otoczenie budynku, nie wpuszczając do środka niebieskich, którzy to już zaczęli brutalnie próbować się dostać do środka

    - Czemu chcesz eskalować sytuację aż do przemocy?

    - To zupełnie nie jest potrzebne. Przecież powinniśmy się dogadać jak normalni, cywilizowani ludzie.

    - Porozmawiaj może z naszym adwokatem. - próbowali uspokoić sytuację skłotersi.

    - Stop przemocy !!! - dało się słyszeć krzyk w kierunku napierających gliniarzy.

Być może bastard zauważył, iż tak małą grupą nic nie wskóra, bo w końcu zgodził się porozmawiać z naszą adwokatką przez telefon. Powiedział, że wróci za pięć minut, a nie było go znowu tym razem aż ponad dwie godziny. Nasza adwokatka, z którą byliśmy wcześniej w kontakcie nie zadzwoniła do nas z powrotem by zdać nam relację z rozmowy z nim co mogło świadczyć tylko o jednym, iż owa rozmowa wcale nie nastąpiła. W międzyczasie wieść obiegła całą wieś i w miejscu zdarzenia pojawiły się media, a także więcej skłotersów z całego Amsterdamu. O skandalu jaki nam szykowali gliniarze daliśmy znać nawet „zaprzyjaźnionym” politykom, którzy też interweniowali w swoim środowisku. Po dwóch godzinach gliniarz wyszedł i oznajmił, że skłoty będą eksmitowane tym razem ze względu na artykuł 429, który mówi, że miejsce nie stało ponad rok puste (a więc już nie ze względu na zamek). Powiedział też, że zaraz przybędzie wyższy gliniarz, oficer (nie) sprawiedliwości, by negocjować z nami dobrowolne opuszczenie miejsca i to z nim powinniśmy prowadzić dalsze rozmowy. Szybko zaczęliśmy zbierać pisemne oświadczenia sąsiadów o tym, że widzieli jak domy stały puste przez ponad półtora roku.

Po paru minutach przyjechała kobieta ubrana tak jakby co dopiero została wyrwana od wielkanocnego stołu. Przedstawiła się jako oficer ( nie) sprawiedliwości i oznajmiła nam, że obecna w mieście ze względu na mecz Ajaxu specjalna policja ME, która służy też do eksmisji skłotów i tłumienia zamieszek jest już w drodze. Nie pomogły pisemne oświadczenia sąsiadów, które dowodziły, że domy stały puste ponad rok, nie pomogło nawet to, iż jeden z sąsiadów nawet rozmawiał z nią o tym. Kłamstwo właściciela okazało się ważniejsze niż prawda wielu innych. Nasz dwulicowy burmistrz Cohen zarządził po raz drugi nielegalną eksmisję na rzecz tej samej firmy.

W pewnym momencie normalni gliniarze opuścili klatkę schodową, co było pewną oznaką, że pogróżki nie są tylko pustymi słowami. W tym momencie trzeba było szybko zdecydować co robimy dalej. Okupujący mieszkania jednomyślnie zdecydowali, iż zostają w środku. Ci co nie chcieli lub nie mogli zostać aresztowani przeszli na drugą stronę ulicy. Ja zastanawiałem się chwilę. „Nie lubię opuszczać grupy wtedy gdy jestem jej najbardziej potrzebny. Solidarność jest naszą siłą. Wierzę w to, więc jakże mógłbym nie potwierdzić tego swymi czynami.”- pozostałem przed budynkiem z nadzieją, że może nas nie zaaresztują, a jedynie przepchną. Nie chciałem odwoływać ostatniego dnia świąt mojej córce. Niektórzy zdecydowali się na jeszcze większą solidarność i weszli do środka okupowanych budynków. My, Ci co zostaliśmy przed budynkiem ponad 20 osób szybko przedyskutowaliśmy i przećwiczyliśmy taktykę oporu. Gdy nadjechały automaty staliśmy na nich przygotowani, zwarci w szeregach powiązani ze sobą rękoma. Próbowali nas zajść od tyłu lecz, nie daliśmy się zaskoczyć. Wtedy zaczęli nas brutalnie spychać jak najdalej od skłotów. Pchali nas tarczami a coraz kłuli tomfami(tymi sztywnymi pałami). Szło im to ciężko ponieważ stawialiśmy opór, a po drugie ciężko jest przepchnąć przez wąski chodnik zwartą i „za szeroką” grupę. Opancerzeni bastardzi byli coraz bardziej brutalni. Widziałem dwie dziewczyny na pierwszej linii raz po raz uderzane tarczami, raz po raz dźgane tomfami. Zastanawiałem się jakim chamem trzeba być by być tak brutalnym wobec kobiet. Jak one to wszystko znoszą. Nie wydały z siebie żadnego jęku bólu, żadnej skargi. Zaciśnięte zęby pomagały im przetrwać. Gdy tylko nadarzyła się okazja wciągneliśmy je w tłum zastępując sobą na pierwszej linii. Naszą obroną był jedynie bierny opór i krzyk „Stop przemocy!”, „Gestapo” itp. Gdy tak mnie uderzał tarczą powiedziałem mu:

- My jesteśmy tu by walczyć o prawa człowieka, a wy dla pieniędzy. - w odpowiedzi tylko dostałem kolejne popchnięcie. W końcu zepchnęli nas do końca ulicy, którą zablokowali i n tym skończyła się cała nasza męka. Upewniliśmy się, że nikt nie został ciężko ranny po czym ruszyliśmy na okrągło na drugą stronę ulicy gdzie widać było okna skłotów. Gdy podeszliśmy do kilkudziesięcio osobowej grupy ludzi sąsiedztwa zmieszanej z skłotersami zostaliśmy miło powitani brawami.Młodzi i starzy stali z nami solidarnie i czekali przez ponad godzinę na to aż wszystkie domy zostaną eksmitowane. Wszyscy okupujący zostali zaaresztowani i jak to zwykle w przypadku takich tłumów ( 26 osób) następnego dnia wypuszczeni nawet jeśli wiekszosc nie podała swoich danych. Nikt nie dostał mandatów ani żadnych innych kar. Straciliśmy trzy domy jednak w szerszej perspektywie wydaje mi się, że wygraliśmy dużo więcej. Tego dnia całe sąsiedztwo stało po naszej stronie. Wszyscy na własne oczy przekonali się o przemocy policji. Jak czarne na białym dało się zobaczyć dla kogo rządzi burmistrz i policja. Jedynie oficjalne media miały problem zauważyć te rzeczy i w większości mimo obecności i posiadania wszystkich informacji podały tylko bezduszną notkę z tego co zaszło nie uwzgledniając w niej w ogóle punktu widzenia skłotersów i sąsiedztwa. Na szczęście dobra organizacja sparwiła, że kilkaset sąsiedzkich listów i stanowisko prasowe rozesłane bylo szeroko po Amsterdamie. Co nas nie zabije tylko nas wzmocni. I takie odczucie miałem po tej akcji. Dziś staliśmy razem zjednoczeni z sąsiedztwem po jednej stronie. I tak powinno być. Rozwijajmy i pielęgnujmy te więź jedności, bo tylko razem możemy wygrać tą walkę o naszą przestrzeń, o nasze miasta, przeciw gentryfikacji, korupcji i wypychaniu nas z miasta. Przeciw zakazowi do skłotowania. O prawa do mieszkania dla wszystkich. Razem możemy więcej. Razem jesteśmy silniejsi.



1 komentarz:

  1. Jestes lewackim patafianem...Prawo do mieszkania ma każdy geniuszu...
    nie każdego tylko stać ale co to ma obchodzić właściciela? Nie jest instytucją charytatywną aby jakieś brudasy eksplorowały jego budynek i brudziły na jego koszt!

    OdpowiedzUsuń