piątek, 9 stycznia 2009

"Brutalny napad policji na Skłoterską"- część 3 (do poprawki) rozdziału z "Losu Buntownika"

-Kto tam? - usłyszałem standardowe pytanie po chwili dłuższego stukania. Na to pokrótce zacząłem po krótce opowiadać moją historię zastępując "policjantów" "bandytami", co z resztą nie mijało się z prawdą. Jakbym użył pierwszego słowa podejrzewam,że mało kto by mi uwierzył, a tym bardziej pomógł. Prędzej by mnie uznał za przestępcę. Cały czas mówiłem przez zamknięte drzwi, a osoba za nimi prawdopodobnie obserwowała mnie przez judasza.

-Boję się,że mnie gonią. Już mnie zranili. - pokazałem zakrwawioną dłoń. - Czy mogę się u Państwa ukryć przez chwilę? - zakończyłem proszącym głosem.

-Idź Pan zadzwoń na policję. Policja jest od tego.

-Ale ja nie mam telefonu.

-Ci obok mają. - padła odpowiedź, po której zacząłem pukać w sąsiednie drzwi. Nikt nie odpowiada. Pukam do następnych. Po usłyszeniu " Kto tam? " znowu, przez judasza pokazuję zakrwawioną rękę i mówię:

-Gonią mnie bandyci, zranili mnie. Czy mogę się schronić na chwilę, opatrzyć rękę oraz zadzwonić ?

-Ale ja nie mam telefonu.

-To niech pan mnie chociaż wpuści do środka. Nie rozumie Pan, że się boję i że muszę opatrzyć rękę ?

-Ja panu nic nie poradzę. Musi Pan zadzwonić na policję czy po karetkę. Ci naprzeciwko mają telefon. Lepiej do nich Pan pójdzie.

-Ale u nich już byłem i nikt tam nie odpowiada.

-Nic Panu nie poradzę. Ja nie mam telefonu.-po czym zamknął drzwi, a ja ze łzami w oczach powiedziałem:

-Jezus kiedyś powiedział:"Wszystko cóżeście uczynili najmniejszemu z braci moich, mnie żeście uczynili". Pseudo katolicy.

Wszyscy pewnie pójdą w niedzielę do kościoła i wszystko będzie w porządku. Zupełna znieczulica. Czułem, że gliniarze mogliby mnie zabić na oczach tych wszystkich ludzi i nikt by na to nawet nie zareagował.

Podszedłem do schodów i zacząłem nasłuchiwać czy mnie nie gonią. Nic nie było słychać. Obszedłem wszystkie okna i sprawdziłem czy na dole nie stoi jakaś "suka policyjna", czy nie kręcą się jakieś bastardy. Na szczęście nic takiego nie zauważyłem. Postanowiłem odczekać jakieś 10-15 minut, potem zadzwonić do kogoś i opowiedzieć całą sytuację na wypadek gdyby jednak nie daj Boże coś mi się stało. Po jakichś piętnastu minutach odważyłem się wyjść z klatki. Szybkim krokiem, nie za prędko, by nie wzbudzać podejrzeń, ruszyłem w stronę przeciwną niż, z której przybiegłem. W kierunku "Rzeczywistości"- skłotu na Dolnej, gdzie głównie mieszkałem.

Obok parku najpierw usłyszałem, a potem zobaczyłem dwóch gości zjeżdżających na desce po śniegu. Ja, człowiek szukający pomocy nie przebiera za bardzo w środkach lecz sprawdza każdą napotkaną możliwość podania mu ręki. Podszedłem więc do nich i opowiedziałem im całą sytuację tak jak wcześniej zatajając fakt, iż napadający mnie bandyci byli gliniarzami. Jednak gdy zaczęli mi się dziwić czemu nie pójdę z tym wszystkim na policję. Odpowiedziałem im w końcu:

-Bo to oni byli policjantami.

-Jak to ? - zapytali zdziwieni.

-Tak. To właśnie policjanci mnie napadli.

-Byli ubrani jak policja ?

-Tak.

-Może to byli poprzebierani policjanci ?

-No przestępcy czasami się przebierają za policję – wtrącił drugi.

-Ale to byli na prawdę gliniarze. Przecież przestępcy nie interesowaliby się moim dowodem. Nie zadawaliby dociekliwych pytań. Zrobiliby swoje bez tego wszystkiego. - próbowałem ich dalej przekonać.

-No co ty ? Po co policja miałaby cokolwiek robić ?

-Nie wiem. Może chcieli się zemścić za wiszący na ścianie transparent przeciwko przemocy policji.

-No co ty ? Przecież wielu ludzi ma u siebie w domach jakieś teksty na policję i ich za to nie zabijają. - Ci dalej tkwili przy swoim, więc przestałem ich przekonywać, że mówię prawdę i od razu przeszedłem do sedna sprawy, o co mi chodzi.

-Dobra. Nie ważne czy to byli bandyci czy policja. Moglibyście proszę tam pójść ze mną po mojego psa ?

-No co ty ? Żeby nas też chcieli zabić ?

-Przecież nie musielibyście tam wchodzić do środka. Wystarczy żebyście spojrzeli na mnie i zaczekali, aż wrócę, a jakbym nie wrócił, to byście nagłośnili sprawę, zadzwonili na pogotowie, straż pożarną itp.

-No co ty ? Powinieneś zadzwonić na policję. Przecież to byli na pewno bandyci. Policja takich rzeczy nie robi.

Widząc, iż nie ma szans by ze mną poszli wysępiłem od nich kartę telefoniczną i poszedłem w swoją stronę. Gdy odchodziłem ze łzami w oczach słyszałem jak powrócili do swej beztroskiej zabawy, jak znowu się śmieją tak jakby nic się nie stało. Bo dla nich też się nic nie stało. Zabawa dla nich toczy się dalej. Pisząc ten rozdział teraz i biorąc pod uwagę niedowierzanie zwykłych ludzi w przestępczość policji zdaje sobie sprawę, że niektórzy ludzie wezmą tę historię jako wyssaną z palca. Jednak żywię nadzieję, że niektórym pomoże otworzyć oczy. Być może niektórzy z Was usłyszą jedną z podobnych historii, które zdarzają się wcale nie tak rzadko. Nie usłyszysz ich jednak nigdy w TV, radio, nie przeczytasz ich w prasie. Cały ten system kreuje policję jako stróża prawa i porządku przez co unika, a wręcz zakazuje wytykania i wywlekania ich wad. Jednak My wszyscy, skłotersi, ludzie ulicy, bezdomni oraz wszyscy Ci, którzy chociażby swym ubiorem odstępują do powszechnie przyjętych norm wiemy, iż najwięksi przestępcy to policjanci. Być może dzieje się tak dlatego, że prawo to "dziwka, która służy bogatym", a policjanci to element systemu, który ma za zadanie chronić bogatych przed biednymi oraz wpasowanych, podporządkowanych systemowi przed tymi, których podporządkować się nie da.

Kiedyś anarchiści zrobili bardzo trafny plakat. Zdobiło go hasło: "Chcesz mordować, kraść, gwałcić, rabować i zabijać bezkarnie ? Wstąp do nas ! - Policja i wojsko." Rzeczywiście. Bastardy prawie nigdy nie są ukarani za ich przestępstwa. Gliniarz który zabił policyjną pałą uciekającego trzynastoletniego Przemka podczas zamieszek z kibicami mimo, że wywołało to masowe protesty zwykłych ludzi I zjednoczonych kibiców mimo, iż głośno było o tym w mediach mimo, że zdarzenie to zbulwersowało całe społeczeństwo to sprawca nigdy nie został ukarany. Jedyne co go spotkało to krótki pobyt w zakładzie psychiatrycznym, po którym morderca dostał dożywotnią rentę -nagrodę z zabójstwo.

Zwabieni tą bezkarnością do policji trafiają często nieodpowiedzialni ludzie: psychopaci i zakompleksione dupki, którzy za małolata zawsze byli gnojeni. W mundurze czują się kimś lepszym, kimś kogo każdy ma się słuchać, a jak nie to mają wspaniały pretekst by w imieniu prawa i porządku się wyżyć, wyładować swoją agresję i popisać się przed równie skrzywionymi psychicznie jak on kolegami. Jak to się umie przyp...ć pałą. Jakim się jest wielkim i ważnym gnojąc każdego, który nie koniecznie jak ja wówczas zrobił cokolwiek złego. Bo czy wywieszenie transparentu "Stop przemocy policji" może być czymkolwiek złym ? Jeśli ta przemoc istnieje to dlaczego ma się nie występować przeciwko niej ? By mogli sobie ją dalej stosować przy zamkniętych oczach, uszach oraz ustach wszystkich innych ? Zrozumiałbym może urażenie się jakiegoś policjanta, który jest w porządku ( bo i tacy się zdarzają, choć szkoda, iż tak rzadko ) i stara się nie używać przemocy jeśli nie jest to konieczne. Jednak ten zapewne raczej by mnie poprosił o zmienienie hasła na "Stop przemocy niektórych policjantów.", a nie utwierdzał mnie w mym przekonaniu poprzez stosowanie kolejnej brutalności.

Gdy oddaliłem się na bezpieczną w miarę odległość, odważyłem się wyjść do drogi głównej by stamtąd zadzwonić. Chciałem opowiedzieć całą sytuację na wypadek gdyby ( odpukać ) coś mi się stało, by wszystko stało się wiadome. Bym nie zaginął bez śladu. Na szczęście miałem przy sobie kartę z jednym albo może nawet dwoma impulsami. Notes z numerami telefonów został wyrzucony przez Psychola na Skłoterskiej. Pozostały mi więc jedynie numery, które miałem w pamięci. Do Janki zadzwonić nie mogłem, bo by się pewnie zamartwiła na śmierć. Nie pamiętałem żadnych numerów warszawskich więc pozostało mi jedynie zadzwonić do Hanki, siostry Janki. Obudzoną poprosiłem by koniecznie oddzwoniła na numer budki, bo nie mam już prawie nic na karcie a mam dużo do powiedzenia. W skrócie opowiedziałem jej całą historię zaznaczając, iż jeśli nie zadzwonię za kilkanaście godzin znowu, to znaczy, że coś mi się stało i całą sprawę trzeba nagłośnić. Słuchając mnie była wstrząśnięta, przejęta i zszokowana. Poprosiłem ją także by mi obiecała nic nie mówić Jance aż sam z nią na ten temat nie porozmawiam.

-No co ty. Dobrze, że do niej nie zadzwoniłeś, bo Janka to by się o Ciebie bała, że ja nie wiem.

-No sama rozumiesz. Dobra. To ja będę kończył. Teraz muszę odzyskać Paprykę.

-I co ? Wrócisz po nią ?

-Muszę. Przecież jej nie zostawię.

-A jak oni czekają tam na Ciebie ? Jak Cię złapią ?

-Nie wiem. Chyba pójdę najpierw poproszę w przychodni. Może ze mną pojadą.

-No miejmy nadzieję.

-Będzie dobrze! Dobra. To ja kończę.

-No to trzymaj się. Powodzenia. Będę czekać na telefon. Nie zapomnij zadzwonić.

-To cześć. Trzymajcie kciuki.

-No. Cześć.

Po rozmowie z Hanką szybkim krokiem, bocznymi uliczkami udałem się w kierunku szpitala. Powoli rozglądałem się dookoła by szybciej zobaczyć niż zostać zauważonym przez policję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz