Wyjechal do Holandii, poniewaz w Polsce nie widzial dla siebie perspektyw. Zarabial na zycie, grajac na gitarze. Mowia o nim, ze jest sklotersem, anarchista, punkiem lub po prostu buntownikiem.
W 2001 roku Griks wraz ze swoja dziewczyna Janka i corka Nea postanowili opuscic Polske i wyruszyc w poszukiwaniu lepszego zycia do Holandii. - Jedyna mozliwosc egzystencji dla mojej rodziny mialem poprzez mieszkanie na sklocie w Warszawie. Nie bylo tam warunkow odpowiednich do tego, by moglo z nami mieszkac dziecko - opowiada Griks i wyjasnia, ze skloting (ang. Squatting) to zajmowanie pustostostanow, zazwyczaj bez zgody wlasciciela, a sklot (squat) to po prostu zamieszkany przez sklotersow pusty dom.
Gdy wyjezdzal, Polska nie byla jeszcze czlonkiem Unii Europejskiej, a na prace w Holandii trzeba bylo miec specjalne zezwolenie. Griks go nie mial. - Wszystko bylo wiec tam dla mnie o wiele trudniejsze i bardziej niebezpieczne. Dla osoby przebywajacej nielegalnie w Holandii zwykle przejechanie na czerwonym swietle moglo skonczyc sie deportacja - wspomina Griks.
Tuz po przyjexdzie do Amsterdamu jego rodzina znalazla tymczasowe schronienie na istniejacym juz sklocie - w charakterze gosci. Musieli jednak szybko znalexc sobie cos innego, wiec po niedlugim czasie zasklotowali opuszczone mieszkanie. - Mielismy szczescie. W mieszkaniu byla woda, na dodatek ciepla, gaz oraz prad. Myslalem wtedy: jak to wspaniale miec wlasny dom - mowi Polak.
Z Polski przywiexli troche pieniedzy, a Griks zarabial na zycie, grajac na gitarze, wiec dawali sobie rade i wiazali koniec z koncem. Z pierwszego mieszkania zostali jednak po jakims czasie wyrzuceni. - Skloting w Holandii jest legalny, sa jednak pewne ograniczenia. Na przyklad, gdy wlasciciel udowodni, czesto w sadzie, ze chce cos zrobic ze swoim pustostanem, to sklotersi sa z niego wyrzucani - tlumaczy Griks.
Zasklotowane mieszkania zmuszeni byli zmieniac trzy razy, gdyz policja zjawiala sie z nakazem eksmisji. Istnialo tez ryzyko, ze zostana deportowani do kraju, dlatego starali sie nie mowic przy policji po polsku. Nie zawsze jednak im sie to udawalo. Pewnego razu, gdy musieli wyprowadzic sie ze sklotu na Tolstraat, zdenerwowany Griks zapomnial sie i zaczal rozmawiac z Janka po polsku. Po chwili podszedl do niego policjant i kazal mu isc razem z nim. Udalo mu sie jednak wyjsc z tego obronna reka i nie zostal deportowany.
Policja nie zawsze dawala rade wypedzic ich z zajetych mieszkan pokojowymi metodami. - Jesienia 2000 roku zdarzylo sie cos, co nazywamy "obrona Kalenderpanden" - opowiada Griks.
Janka wraz z Nea wyjechaly wtedy do Polski, wiec nie uczestniczyly w tym wydarzeniu. Obrona Kalenderpanden, czyli jednego z najwiekszych sklotow w Amsterdamie, trwala kilka godzin, podczas ktorych kilkuset sklotersow bronilo sie na barykadach przed atakami policji. - To bylo prawie jak powstanie warszawskie. Budujac z zapalem kolejne barykady, czulem sie, jak maly Gavroche - porownuje polski skloter.
Do rozproszenia broniacych sie sklotersow policja uzyla wtedy armatki wodnej oraz gazu lzawiacego. Pomimo to walki trwaly szesc godzin, po ktorych policji udalo sie spacyfikowac zbuntowane Kalenderpanden.
Griks od przyjazdu do Amsterdamu probowal swoich sil w roznych dorywczych pracach. - Duzo gralem na gitarze. Gralem glownie piosenki, ktore okreslilbym akustycznym punkiem z domieszka reggae. Co ciekawe, nawet tu, w Amsterdamie, spiewalem zawsze po polsku - opowiada chlopak.
Okazjonalnie sprzatal tez budynki, wykonywal drobne remonty i naprawy. Sprzedawal alternatywna gazete na demonstracji i nielegalnie piwo i napoje w parku.
Po wejsciu Polski do Unii Europejskiej czul sie oszukany. Nadal nie mogl legalnie pracowac. Teraz tez nie odczuwa wielkich zmian. Mimo to jego zycie stalo sie szczesliwsze. - Teraz jest o wiele lepiej. Nadal sklotuje, dodatkowo pracuje charytatywnie w skloterskim radiu i w klubie dla dzieci, gdzie ucze je filmowania. Sam duzo filmuje i tworze strony internetowe. Zaczalem takze samodzielnie studiowac homeopatie i wykorzystuje pozyskana wiedze, leczac ludzi, a wczesniej asystowalem jednemu doktorowi w prowadzeniu kliniki dla nielegalnych. Staram sie, w miare mozliwosci, pomagac innym - mowi Griks.
A wszystko to robi za darmo. Stac go na to, gdyz nie musi placic za mieszkanie, nie pali, nie pije. Kupuje tylko zdrowe, biologiczne i ekologiczne jedzenie dla siebie i dla corki, na ktore zarabia, pracujac na wypozyczanej taksowce rowerowej, przez dwie noce w weekend. Wozi turystow i Holendrow, wracajacych z weekendowego imprezowania.
Swoje nowe mieszkanie zasklotowali niedawno. Griks dba o to, zeby jego corka miala odpowiednie warunki, wiec niczego im tam nie brakuje. Sasiadow maja porzadnych. Starszego Anglika, ich przyjaciolke wraz z 10-letnim synkiem oraz mloda pare, ktora za kilka tygodni spodziewa sie dziecka.
Chlopak jest bardzo zadowolony z zycia w Amsterdamie. - To miasto wolnosci, tolerancji i perspektyw. Nawet gdy nie znalem angielskiego i przebywalem tu nielegalnie, dostrzegalem tu wieksze mozliwosci niz w Polsce, chociaz jestem Polakiem - przekonuje Griks.
Do Polski na razie wracac nie chce. Moze gdy bedzie juz stary? Tymczasem odwiedza Polske srednio raz na rok. Rozstal sie takze z Janka i poznal swoja prawdziwa milosc, dziewczyne o imieniu Rabia.
W wydawnictwie Red Rat wydal swoje pamietniki, zatytulowane "Los buntownika" i pracuje nad nowa ksiazka "Zycie aktywisty". Pisaniu poswieca wolne chwile. - Pisze w zeszycie, bo komputera nie udalo mi sie jeszcze jakos poskladac. Pisze glownie wtedy, gdy czekam na klientow, pracujac na rikszy - mowi Griks.
Chociaz wczesniej musial zmierzyc sie z wieloma problemami i przeciwnosciami, mowi, ze mu sie udalo. Osiagnal szczescie.
PIOTR KULAWIK
orginal :
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYcZqJj8pIjXeLeODQyNmRm6nZyL6vE8bdHwyNr3OKqGCWFSqDesYsraTUFZCEWuqFNbNRp5JfyvOJ4DIjxjo2_L2iwj_6XQ7JeUPG4pqpSAKwuP5vIQCPNHAzevhgVF07qYc1PBPY3v0F/s400/los.jpg
piątek, 20 czerwca 2008
Los Buntownika w "Dzienniku Polskim"
Etykiety:
Griks,
inne media,
Los Buntownika
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz