wtorek, 12 sierpnia 2008

Bomba ekologiczna

Bomba ekologiczna
Mieszkańcy Dobkowa, niewielkiej wsi w Górach Kaczawskich, chętnie angażują się w lokalne inicjatywy zmierzające do podniesienia walorów turystycznych swojej miejscowości. Plan budowy fermy norek może zaprzepaścić ich osiągnięcia.

Dobków jest wioską położoną w wyjątkowo malowniczym zakątku Gór Kaczawskich. Słynie z kapliczek, z których najstarsze pochodzą już z XVIII wieku. Zamieszkująca Dobków niewielka społeczność, licząca niecałe trzysta osób, jest bardzo dobrze zorganizowana, istnieje nawet Stowarzyszenie Dobków. Dzięki inicjatywom lokalnym realizowane są tu projekty mające podnieść atrakcyjność turystyczną tego mikroregionu, na przykład w zeszłym roku zasadzona została Aleja Drzew Miododajnych, planuje się też stworzenie Ekomuzeum Rzemiosła.

Zaniepokojenie mieszkańców

Charakter tego miejsca może się jednak zmienić, jeśli Holendrowi Freddiemu Domincusowi de Bruyn uda się na polach należących do wsi Dobków ulokować wielkoprzemysłową fermę norek. Holender kupił kilka hektarów. Choć władze gminy Świerzawa przychylnie przyjęły perspektywę powstania fermy - w przekonaniu, że taka inwestycja przyczyniłaby się do zmniejszenia bezrobocia - to według serwisu Świerzawa.pl mieszkańcy wioski czytamy, że "zaniepokojeni informacjami o podobnych inwestycjach w kraju natrafiających na opór lokalnych społeczności, zadawali pytania burmistrzowi Józefowi Kołczowi na temat potencjalnej fermy".

Opór lokalnych społeczności

Hodowla norki amerykańskiej jest już zakazana w Szwajcarii, Austrii i Wielkiej Brytanii. W Holandii życie hodowcom skutecznie uprzykrzają ekolodzy i restrykcyjne prawodawstwo. Dlatego Holendrzy znaleźli już pod koniec lat 90. ubiegłego wieku doskonałe pole do działania w Polsce i zaczęli zakładać żywe fabryki futra. Rejon Gorzowa Wielkopolskiego i Szczecina, gdzie powstało kilkanaście ferm, zaczął być wręcz nazywany Norkolandią. W warunkach wysokiego bezrobocia w popegeerowskich wsiach każda inwestycja, choćby i śmierdząca i trująca, była witana jako pożądana. Już w 2002 r. pisał o tym Adam Wajrak z "Gazety Wyborczej".

Norkowy biznes wiąże się na wiele sposobów z zabijaniem. Raz, że zwierzęta są masowo zabijane w komorach gazowych, a następnie obdzierane ze skóry. Dwa, że same norki to, jak napisał Eugeniusz Pudlis w Polityce (wydanie z 2002 r.) - milutcy mordercy. O zdolnościach ekspansywnych tego gatunku przekonywał poseł Alfred Budner w interpelacji z 18 maja 2006 r.: "Nie ma takich możliwości, aby norka z fermy nie wydostała się na wolność, jest to zwierzę bardzo przebiegłe i ekspansywne. W każdym środowisku w naszym klimacie rozmnaża się bardzo szybko i niszczy wszystko, co nadaje się dla niej jako pokarm. Zagrożone głównie są lęgi ptactwa, zarówno gniazdującego na ziemi, na drzewach i na wodzie, jak również same ptaki (...) Dlatego też cała Europa nie wydaje zezwoleń na fermową hodowlę tego drapieżnika. Wydaje mi się, że jako członek UE Polska powinna zająć podobne stanowisko."

Świadomość skali zagrożenia, jaką stanowią fermy norek, zaczęła się kształtować dzięki zaangażowaniu lokalnych społeczności w akcje przeciwko fermom norek. Wielki wpływ miały również lokalne, a nawet krajowe media. Mieszkańcy Dobkowa mogą korzystać z bogatych doświadczeń mieszkańców innych miejscowości, które sprzeciwiły się ulokowaniu holenderskich ferm. W 2004 r.u zbuntowali się mieszkańcy Lubiatowa i Kosierza w pow. krośnieńskim. W 2005 roku protestowano przeciwko budowie fermy norek w Tarnówku pod Goleniowem. W tym samym roku protestowali mieszkańcy Jarszewka, Rzystnowa i Miodowic. W pobliżu ich wiosek fermę norek chciała zakładać holenderska firma Futrex. Głośny był też protest mieszkańców Chłopowa, w wyniku którego upadły plany ulokowania pod Myśliborzem fermy norek przeznaczonej do hodowli 120 tys. zwierząt. W zeszłym roku przed fermą na swoim terenie bronili się mieszkańcy Marcewka, gm. Słupca i Policka w pobliżu Reska.

Sprzeciw

Teraz przyszedł czas próby dla Dobkowa. Przecież niecałe sześć kilometrów od wsi rozciąga się Park Krajobrazowy Chełmy, a Rezerwaty Wąwóz Myśliborski i Wąwóz Lipa dzieli od niej w prostej linii nie więcej niż dziesięć kilometrów! Co mogłoby się stać, gdyby nawet niewielki procent tak olbrzymiej populacji wydostał się poza fermę? Mieszkańcy są zdeterminowani. Mówią, że będą walczyć i nie dopuszczą do zaprzepaszczenia tego, co udało się osiągnąć przez ostatnie lata. Wystarczy wspomnieć, że tylko w tym roku Dobków ma dostać blisko pół miliona złotych na rewitalizację krajobrazu przyrodniczego i kulturowego wioski, w tym renowację kapliczek i zagospodarowanie zieleni.

Równoczesne powstanie fermy złożonej z rzędów baraków, w których w miesiącach letnich liczebność zwierząt miałaby sięgać blisko 60 tys. sztuk oznaczałoby, że te pieniądze zostały wyrzucone w błoto. A raczej w gnój, bo przecież zanim w listopadzie i grudniu młode norki zostaną zabite, zdążą zjeść około trzech tysięcy ton padliny (norki żywi się odpadami mięsnymi z produkcji rybnej i drobiarskiej) i wyprodukować ponad 500 ton obornika! Zgodnie z planem inwestycyjnym, obornik ten ma być rozwożony po polach jako nawóz. Czy ktoś pomyślał o smrodzie, na jaki będą narażeni mieszkańcy? - zastanawiają się państwo Rozpędowscy, którzy prowadzą w Dobkowie gospodarstwo agroturystyczne. Plan inwestycyjny zakłada też pobór 4 tys. metrów sześciennych wody na potrzeby fermy, a jednocześnie... nie uwzględnia ścieków technologicznych! Czy to oznacza, że wszystko będzie wsiąkać prosto w glebę? Rozpędowscy przeliczyli też dokładnie powierzchnię wiat, jaka jest potrzebna, by pomieścić 50 tys. norek. Przy wymiarach standardowych klatki, w której może przebywać matka z dwoma młodymi - 40 cm długości, 80 cm szerokości i 30 cm wysokości - potrzebna powierzchnia to ok. 9 tys. metrów kwadratowych. A plan inwestycyjny zakłada wykorzystanie dwukrotnie większej powierzchni. Czyżby inwestor planował przyszłe zwiększenie skali hodowli?

Miejmy nadzieję, że głos mieszkańców Dobkowa okaże się ważniejszy niż opacznie pojęty, doraźny interes gminy. Oby bliski był czas, kiedy takie problemy nie będą nas w ogóle dotyczyć. Do tego potrzebna jest jednak wola polityczna na najwyższym szczeblu i odpowiednie ustawy, zakazujące lokowania w Polsce inwestycji, które stwarzają tak wielkie zagrożenie dla środowiska, jak hodowla norek amerykańskich.

Adam Degler
Wiadomości 24

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz