Królestwo Boga jest w tobie
Lew Tołstoj
Krąg przemocy
Rządy i klasy rządzące nie opierają się obecnie ani na sprawiedliwości, ani nawet na pozorach prawości, ale na organizacji tak sprytnie opracowanej za pomocą postępu naukowego, że ludzie schwytani są w kręgu przemocy, z którego nie ma ucieczki. Krąg ten składa się z czterech sposobów wpływania na człowieka – metod połączonych i wspierających się wzajemnie, jak ogniwa łańcucha tworzące koło.
Pierwszym i najstarszym sposobem jest terroryzm. Polega on na przedstawianiu istniejącego systemu rządów (czy będzie to wolna republika, czy najbardziej oburzająca tyrania) jako coś świętego i niezmiennego, i na barbarzyńskim karaniu wszelkich prób zmiany ustanowionego porządku. Sposobu tego używa się zawsze tam, gdzie jest rząd – w Rosji przeciwko tzw. nihilistom, w Ameryce przeciwko anarchistom, we Francji przeciwko monarchistom, komunistom i anarchistom. Koleje, telegraf, telefon, fotografia – wszystkie te rzeczy są doskonałymi metodami pozbycia się człowieka bez potrzeby zabijania, przez zamknięcie kogoś na całe życie w pojedynczej celi, gdzie zostanie zapomniany i umrze ukryty przed oczami ludzkości. Te i inne wynalazki o wiele częściej używane przez państwo niż przez jednostki, dają rządowi taką władzę, że – kiedy raz tylko pewne jednostki ją przejmą, a jawna i tajna policja, urzędnicy wszelkiego rodzaju, prokuratorzy, strażnicy więzienni i kaci będą działać z wystarczającym zapałem – nie ma żadnej możliwości obalenia rządu, bez względu na jego barbarzyńskość i bezsensowność.
Drugim sposobem jest przekupstwo. Polega ono na odbieraniu klasie pracującej własności za pomocą podatków, a następnie rozdzielanie tej własności pomiędzy dygnitarzy, którzy w zamian za pieniądze utrzymują i pogłębiają niewolnictwo ludzi.
Ci przekupieni dygnitarze, od premiera do najmniejszego skryby, tworzą niezniszczalny łańcuch jednostek, zjednoczonych wspólnym celem żerowania na pracy ludzi. Wynagradza się ich proporcjonalnie do ich podporządkowania się woli rządu, dlatego też we wszystkich formach działania utrzymują słowem i uczynkiem oraz niezachwianie bronią wszelkimi środkami przemocy państwa, na której opiera się ich bogactwo.
Trzecim sposobem jest zjawisko, które mogę nazwać jedynie „hipnotyzmem”. Polega na hamowaniu duchowego rozwoju ludzi i utrzymywaniu ich wszystkimi metodami wpływu i sugestii w koncepcji życia, z której ludzkość już dawno wyrosła, ale która stanowi fundament władzy państwa. W obecnych czasach hipnotyzm ten jest zorganizowany w doskonały sposób: jego wpływ zaczyna się już w dzieciństwie i trwa do samej śmierci. Zaczyna się w najwcześniejszej młodości, w przymusowych szkołach, stworzonych szczególnie dla celu hipnotyzmu, gdzie uczy się dzieci koncepcji świata, która choć była wyznawana przez ich przodków, teraz bezpośrednio sprzeciwia się obecnej świadomości ludzkości. W krajach posiadających religię państwową uczy się dzieci absurdalnych bluźnierstw kościelnego katechizmu oraz wpaja się im potrzebę posłuszeństwa autorytetowi. W krajach republikańskich uczy się ich oburzającego zabobonu patriotyzmu i tego samego wyimaginowanego obowiązku posłuszeństwa wobec państwa. W późniejszych latach ten hipnotyczny wpływ utrzymywany jest przez działanie religijnych i patriotycznych przesądów. Religijne przesądy pobudza się procesjami, obchodami, rzeźbami i kościołami wybudowanymi za pieniądze zabrane ludziom za pomocą muzyki, architektury, obrazów i kadzideł, które narkotyzują ludzi. Najważniejszą rolę pełni duchowieństwo, którego zajęciem jest oszałamianie umysłów ludzi i utrzymywanie ich w nieprzerwanym stanie ogłupienia, podtrzymywanym przez teatralność, patos kazań, wtrącanie się do osobistego życia - w życie, małżeństwo i śmierć.
Patriotyczne przesądy pobudza się za pomocą narodowych ceremoniałów, obchodów, pomników i parad organizowanych przez rząd i klasy panujące, za pieniądze zabrane ludziom. Rzeczy te popychają człowieka do wiary w wyłączną ważność własnego kraju oraz w potęgę własnego rządu i władców, i budzą w nim nieprzyjazne uczucia, a nawet nienawiść wobec innych narodów. Oprócz tego despotyczne rządy bezwzględnie zabraniają wykładów, mów, drukowania i rozprowadzania książek, które mogłyby oświecić ludzi, i zsyłają na wygnanie lub zamykają wszystkich tych, którzy próbują obudzić ludzi z otępienia. Wszystkie rządy, bez wyjątku, ukrywają przed ludźmi wszystko, co może pogłębić ich niezależność, i zachęcają ich do wszystkiego, co ich degraduje i demoralizuje. Stąd pisma utrzymujące ludzi w iluzji, co do ich religijnych i patriotycznych zabobonów, wszelkie rodzaje zadawalania zmysłów, przedstawienia, cyrki, teatry, a nawet fizyczne środki ogłupiające, jak tytoń i alkohol, z których podatek jest jednym z największych wpływów do kasy rządowej. Zachęca się nawet do prostytucji. Nie tylko się ją uznaje, ale w wielu krajach rządu legalizują ją. To jest trzeci sposób.
Czwarty sposób polega na wybraniu za pomocą poprzednio wymienionych metod pewnej liczby ludzi z masy zniewolonych i ogłupionych istot ludzkich, i zmuszenie ich do poddania się szczególnie intensywnemu procesowi ogłupiania i deprawacji, zamieniając ich w bierne narzędzia okrucieństw wymaganych przez państwo. Ten stan brutalności i zidiocenia osiąga się przez wybranie ludzi we wczesnej młodości, kiedy nie mają jeszcze ukształtowanej żadnej koncepcji moralności, odseparowanie ich od naturalnych warunków ludzkiego życia – domu, rodziny, miejsca narodzin i pracy – a następnie zamknięcie ich razem w barakach. Tutaj ubiera się ich w dziwaczne stroje i zmusza do wykonywania określonych ruchów, czemu towarzyszą okrzyki, uderzenia bębnów, muzyka i błyszczące ozdoby. Wszystkie te rzeczy wprowadzają ludzi w stan hipnotyczny, w którym przestają być ludźmi i stają się posłusznymi, bezmyślnymi narzędziami w rękach hipnotyzerów. Ci młodzi ludzie, fizycznie silni, uzbrojeni i zredukowani do stanu bezmyślnego hipnotyzmu, zawsze posłuszni autorytetowi państwa i gotowi popełnić każdy akt przemocy, jakiego się od nich oczekuje, składają się na czwartą metodę zniewolenia ludzi. Ta metoda zamyka krąg przemocy.
Terroryzm, przekupstwo i hipnotyzm degradują człowieka do stanu, w którym pragnie zostać żołnierzem. Armia daje władzę, pozwala na karanie i hipnotyzowanie ludzi, rabowanie ich (i przekupywanie dygnitarzy zrabowanymi pieniędzmi), zaciąganie innych do armii, w ten sposób zwiększając jeszcze bardziej władzę rządu.
Krąg się zamyka i nie da się z niego wyrwać za pomocą przemocy.
Niektórzy twierdzą, że wyzwolenie albo przynajmniej zmniejszenie przemocy stanie się możliwe, jeżeli uciskane masy siłą zniszczą uciskające ich rządy i zastąpią je nowymi organizacjami, które nie będą wymagały przemocy czy zniewolenia człowieka. Niektórzy próbują doprowadzić do rewolucji, ale w ten sposób oszukują tylko siebie i innych, i zamiast polepszać, pogarszają warunki życia ludzkości. Ich działanie zwiększa tylko despotyzm państwa. Ich wysiłki w stronę niezależności dają rządowi wygodny pretekst do umocnienia swojej władzy i w rzeczywistości pogarszają sytuację. Nawet jeżeli dzięki jakimś wyjątkowym warunkom niesprzyjającym państwu – jak we Francji w 1870 – udałoby się obalić niektóre rządy siłą i władza przeszłaby w inne ręce, ta nowa władza w żadnym wypadku nie będzie mniej oparta na ucisku niż poprzednia. Wręcz przeciwnie: będzie musiała bronić się przed zrozpaczonymi, pokonanymi wrogami, dlatego też będzie musiała być zawsze bardziej despotyczna i okrutniejsza niż poprzednia. Dowodem na to jest historia wszystkich rewolucji.
Socjaliści i komuniści potępiają indywidualistyczny i kapitalistyczny system społeczeństwa, anarchiści potępiają wszystkie rządy, monarchiści, konserwatyści i kapitaliści potępiają anarchizm, komunizm i socjalizm – żadna strona w tym konflikcie nie przedstawia sposobu zjednoczenia ludzi nieopartego na przemocy. Jakakolwiek strona nie odniosłaby zwycięstwa, będzie musiała użyć wszystkich istniejących sposobów przemocy, aby utrzymać władzę i wprowadzić swój własny sposób życia, a być może będzie musiała wymyślić nowe metody przemocy. Inni ludzie zostaliby zniewoleni, ale przemoc i nienawiść pozostałaby te same, a nawet gorsze, ponieważ wzajemną nienawiść rozpalałby konflikt i wymyślono by nowe metody zniewolenia.
Zawsze tak było w przypadku wszystkich rewolucyjnych, opartych na przemocy przypadkach obalenia rządu. Każda przemoc jedynie zwiększa siłę ucisku w rękach tych, którzy tymczasowo są u władzy.
Znaczenie służby wojskowej
Wykształceni ludzie z wyższych klas próbują tłumić rozwijającą się świadomość potrzeby zmiany obecnego systemu życia. W ten sposób zwiększają się sprzeczności i cierpienia ludzkiego istnienia, prowadząc człowieka do ostatecznej granicy, której nie da się przekroczyć. Sprzecznością pociągniętą do najdalszych granic jest służba wojskowa.
Generalnie ludzie uważają, iż uniwersalna służba wojskowa i coraz intensywniejsze zbrojenia, wraz z wynikającymi z nich podatkami i zwiększającym się długiem narodowym są marginalnym zjawiskiem spowodowanym obecną sytuacją polityczną Europy. Według popularnej opinii można się od tego uwolnić dzięki odpowiednim środkom politycznym bez przekształcenia wewnętrznego systemu życia.
Jest to całkowicie błędne. Służba wojskowa jest największą sprzecznością społecznej koncepcji życia. Sprzeczność ta dobiła granic i stała się przerażająco oczywistą konsekwencją określonego stopnia materialnego rozwoju.
Społeczna koncepcja życia polega na przeniesieniu sensu życia z jednostki na społeczność – rodzinę, plemię, rasę, państwo. Społeczna koncepcja życia zakłada, iż sens życia leży w społeczności istot ludzkich, w których jednostka z własnej woli podporządkowuje swój interes osobisty interesom społeczności. I tak było i jest w przypadku pewnych społeczności, w rodzinie, w plemieniu, a nawet w rasie i państwie patriarchalnym. Z powodu tradycji przekazywanej przez edukację i potwierdzonej religijnym autorytetem, jednostki utożsamiły swój interes z interesem społeczności i bez przymusu podporządkowały korzyść osobistą korzyści powszechnej.
Jednakże im bardziej złożone stawały się społeczności, im częściej ludzie byli umieszczani w społeczeństwie przez podbój i przemoc, tym bardziej jednostki zaczęły próbować osiągać swoje własne cele kosztem społeczności i przez to coraz większa stawała się potrzeba odwołania się do autorytetu – to znaczy przemocy – aby zdusić te buntownicze elementy.
Obrońcy społecznej koncepcji życia mylą ideę autorytetu, czyli przemocy, z ideą duchowego wpływu. Takie połączenie jest zupełnie absurdalne.
Wpływ duchowy oznacza zmianę pragnień człowieka, aby dobrowolnie czynił to, co jest konieczne. Człowiek, który poddaje się duchowemu wpływowi, działa w zgodzie z własnymi pragnieniami. Autorytet z drugiej strony, w znaczeniu jakie powszechnie się stosuje, oznacza zmuszenie człowieka do działania wbrew własnej woli. Człowiek, który podporządkował się autorytetowi nie robi tego, co chce, ale jest zmuszony do działania. Aby zmusić kogoś do działania wbrew jego woli, trzeba zastosować przemoc fizyczną albo zagrożenie taką przemocą – pozbawienie wolności, bicie, torturowanie, groźby. Na tym polega władza – teraz i zawsze.
Pomimo mozolnych wysiłków ludzi u władzy, zmierzających do ukrycia tego faktu i nadania autorytetowi innego znaczenia, władza zawsze będzie oznaczać sznur i łańcuch pętający człowieka, bat, który go chłoszcze, nóż i topór, które odcinają jego głowę, ręce, stopy, nos i uszy, oraz groźbę tych kar. Tak było za czasów Nerona i Czingis Chana, tak też jest i teraz, nawet pod władzą najbardziej liberalnych rządów, we Francuskiej i Amerykańskiej Republice. Człowiek podporządkowuje się autorytetowi tylko dlatego, że boi się kary czekającej go za nieposłuszeństwo. Wszystkie wymagania państwa – płacenie podatków, spełnianie obowiązków publicznych, poddanie się karze, wygnanie, grzywny – rzeczy, które pozornie są wykonywane z własnej woli, tak naprawdę opierają się na przemocy fizycznej lub jej groźbie.
Podstawą autorytetu jest przemoc fizyczna. Użycie przemocy fizycznej możliwe jest dzięki organizacji uzbrojonych ludzi, którzy bezkrytycznie podporządkowują się jednej woli. Taki zbiór uzbrojonych ludzi posłusznych jednej woli składa się na armię. Armia zawsze była i jest fundamentem władzy. Władza zawsze znajduje się w rękach tych, którzy dowodzą armią. Dlatego wszyscy władcy, od cesarzy Imperium Rzymskiego, do niemieckich i rosyjskich imperatorów, są pochłonięci utrzymaniem armii, której pochlebiają i przymilają się, wiedząc, że póki jest z nimi armia, póty władza pozostaje w ich rękach.
Organizacja i zwiększenie liczby żołnierzy, konieczne dla utrzymania władzy, ma wpływ na rozpad społecznej koncepcji życia. Celem i usprawiedliwieniem, na jakie powołuje się autorytet, jest kontrola nad jednostkami, które chciałyby osiągnąć swoje własne cele, kosztem i na szkodę społeczeństwa. Jednakże bez względu na to, czy władza została zdobyta za pomocą oddziałów, odziedziczona czy wybrana, ludzie u władzy, tak samo jak wszyscy, nie są chętni do poświęcenia swoich interesów na rzecz społeczności. Wręcz przeciwnie – bardziej niż inni są skłonni do podporządkowania interesu publicznego swoim własnym interesom. Dlaczego? Ponieważ są w posiadaniu środków, dzięki którym mogą tego dokonać. Jakiekolwiek środki zostały podjęte, aby powstrzymać ludzi na pozycji autorytetu od podporządkowania publicznych interesów swoim własnym, czy też aby przekazać władzę jedynie nieomylnym istotom – jak dotąd żadny nie osiągnął swego celu.
Wszystkie zwykłe metody, takie jak boska zgoda, wybory, sukcesja dziedziczna, głosowanie, kongresy, parlamenty i senaty – wszystkie te metody okazały się nieodpowiednie. Wszyscy wiedzą, iż żaden z tych środków nie pozwolił na oddanie władzy nieomylnej istocie, ani nawet nie powstrzymał jej nadużyć. Wręcz przeciwnie – wszyscy wiemy, że ludzie u władzy – cesarzowie, ministrowie, dygnitarze, policjanci – zawsze, w konsekwencji posiadania władzy, są bardziej podatni na występność, czyli na podporządkowanie interesu publicznego swojemu własnemu, niż człowiek bez władzy. Nie może być inaczej.
Społeczna koncepcja życia była usprawiedliwiona tylko tak długo, jak długo człowiek dobrowolnie podporządkowywał swój interes interesowi społeczności. Jednak kiedy tylko pojawili się tacy, którzy odmówili dobrowolnego przyjęcia interesów społeczności jako swoich własnych, autorytet – czyli przemoc – stał się konieczny do ich kontroli. W ten sposób w społeczną koncepcję życia i opartą na niej organizację, wślizgnął się element rozkładu – władza, która oznacza przemoc mniejszości wobec większości.
Aby władza mniejszości nad większością osiągnęła swój cel, to jest powstrzymanie jednostek działających na szkodę społeczeństwa, konieczne jest, aby znajdowała się w rękach nieomylnych ludzi, jak uważają Chińczycy, czy też jak uważano w Średniowieczu, albo jak ciągle uważają ludzie wierzący w świętość konsekracji. Tylko pod takim warunkiem można usprawiedliwić społeczną koncepcję życia.
Tak jednak nie jest. Wręcz przeciwnie, ludzie na pozycji autorytetu, z powodu posiadania władzy, są zawsze dalecy od nieomylności i świętości. Dlatego organizacja społeczna oparta na władzy nie może mieć żadnego usprawiedliwienia.
Być może istniał czas, kiedy z powodu niskiego poziomu moralności i skłonności człowieka do przemocy, istnienie autorytetu powstrzymującego tę przemoc było korzystne – w przypadku, kiedy przemoc państwa była mniejsza od przemocy jednostki. Każdy jednak przyzna, iż korzystność istnienia państwa w opozycji do jego nieistnienia, nie może trwać wiecznie. W miarę jak natura ludzka stawała się coraz delikatniejsza i zmniejszyła się skłonność jednostek do przemocy, autorytet stawał się coraz bardziej zdeprawowany. Było to wynikiem jego wolności od ograniczeń. Dlatego potrzeba jego istnienia stała się proporcjonalnie coraz mniejsza.
Ta stopniowa zmiana relacji pomiędzy moralnym postępem mas, a korupcją rządów, składa się na historię ostatnich dwóch tysięcy lat. W najprostszym kształcie bieg historii wygląda tak: ludzie żyli w rodzinach, plemionach, rasach, walcząc, prześladując i mordując się wzajemnie. Do większego lub mniejszego stopnia praktykowano uniwersalną przemoc: człowiek walczył z człowiekiem, rodzina z rodziną, plemię z plemieniem, rasa z rasą, naród z narodem. Większe i potężniejsze społeczności połknęły słabsze. W miarę jak społeczności stawały się większe i potężniejsze, zmniejszała się suma wewnętrznej przemocy i przedłużenie istnienia społeczności wydawało się coraz bezpieczniejsze. Wśród członków plemienia i rodziny, zjednoczonych w jednej społeczności, spory do pewnego stopnia zostały złagodzone. Plemię i rodzina nie umiera, jak jednostka, ale trwa. Pomiędzy obywatelami państwa, podporządkowanymi jednej władzy, konflikty są złagodzone do jeszcze większego stopnia, a istnienie państwa wydaje się pewniejsze.
Zjednoczenie ludzi w coraz bardziej rozbudowane społeczności nie było wynikiem uświadomienia sobie korzyści z tego wynikających, ale z jednej strony rezultatem naturalnego rozwoju, a z drugiej konfliktów i podbojów.
Kiedy podbój uwieńczony jest sukcesem, autorytet zwycięzcy kładzie kres wewnętrznym tarciom. W ten sposób usprawiedliwiona jest społeczna koncepcja życia. Jednakże usprawiedliwienie to jest tylko tymczasowe. Wewnętrzne konflikty poskramiane są proporcjonalnie do zwiększającego się ciężaru autorytetu narzuconego jednostkom, które wcześniej były wobec siebie wrogie. Przemoc wewnętrznego konfliktu, zniszczona przez autorytet, wraca do życia poprzez autorytet. Władza znajduje się w rękach ludzi, którzy, jak wszyscy inni, są zawsze albo przynajmniej bardzo często, gotowi podporządkować dobrobyt ogółu swoim osobistym interesom. Jedyna różnica polega na tym, że władcy wolni są od ograniczającego wpływu oporu ze strony uciskanych oraz podatni są na demoralizujący wpływ władzy. Tak też zło władzy, dostając się w ręce autorytetu, zawsze się zwiększa, szybko stając się gorsze niż zło, które ma zniszczyć. Równocześnie zmniejsza się stopniowo skłonność ku przemocy członków społeczności, a tym samym coraz mniej potrzebna jest przemoc władzy.
Przemoc państwa, nawet jeżeli zniszczy przemoc wewnętrzną, zawsze, proporcjonalnie do swojej mocy i długotrwałości, wprowadza w ludzkie życie nowe, coraz gorsze formy przemocy. Chociaż przemoc autorytetu państwa jest mniej oczywista niż wzajemna przemoc jednostek, albowiem nie objawia się poprzez konflikt, ale przez podporządkowanie, to jednak istnieje i prawie zawsze w większym stopniu niż poprzednio.
Nie może być inaczej. Po pierwsze dlatego, albowiem władza deprawuje, a po drugie celem i nieświadomym instynktem ciemiężców jest doprowadzenie swoich ofiar do stanu skrajnego wyczerpania – im słabszy jest uciskany, tym mniej wysiłku potrzeba, aby go do czegoś zmusić.
Dlatego przemoc wobec uciskanych doprowadzona jest do najdalszych granic, jakie może osiągnąć bez zabijania kury znoszącej złote jajka. Kiedy kura przestaje znosić jajka, jak Indianie, mieszkańcy Fiji, murzyni, zabija się ją, wbrew szczerym protestom filantropów.
Doskonałym tego przykładem są obecne warunki klasy pracującej, która nie jest niczym więcej, jak klasą pokonanych ludzi.
Pomimo udawanych wysiłków wyższych klas w kierunku polepszenia warunków życia robotników, podlegają oni niezmiennemu żelaznemu prawu, stosownie do którego wolno im posiadać zaledwie tyle, aby mogli pracować dla swoich panów (to znaczy zdobywców). Głód zmusza ich do wiecznego znoju.
Zawsze tak było. Proporcjonalnie do zwiększenia się siły i okresu trwania autorytetu, korzyści z jego istnienia znikają, a strony ujemne się zwielokrotniają.
Jest i zawsze tak było, bez względu na formę rządu, pod którym żyje naród. Jedyna różnica polega na tym, iż w despotycznej formie rządu władza koncentruje się w ręce małej liczby ciemiężców, a manifestacja jego przemocy jest bardziej tyrańska, natomiast w monarchiach konstytucyjnych i republikach, jak Francja i Ameryka, władza rozdzielona jest pomiędzy wielu ciemiężców, a formy jej manifestacji są lżejsze – jednakże esencja przemocy, w której minusy istnienia autorytetu są większe niż korzyści oraz proces za pomocą którego doprowadza uciskanych do granic wytrzymałości zawsze pozostają takie same.
Taka zawsze była i jest sytuacja uciskanych, jednakże do tej pory nie zdawali sobie z tego sprawy i naiwnie wierzyli, iż rządy istnieją dla ich korzyści, że zginęliby bez państwa, że idea ludzi żyjących bez rządu jest bluźnierczą myślą, której nigdy nie wolno ubrać w słowa, ponieważ równałaby się straszliwym naukom anarchizmu, który z jakiejś nieznanej przyczyny łączy się w umyśle człowieka z każdym wyobrażalnym okropieństwem.
Jakby było to czymś ostatecznie udowodnionym i niepotrzebującym potwierdzenia, ludzie wierzą, iż ponieważ do tej pory wszystkie narody ukształtowały struktury państwowe, państwo musi na zawsze pozostać niezbędnym warunkiem ludzkiego rozwoju.
I tak to trwa od setek i tysięcy lat, a rządy – to znaczy ludzie u władzy – zawsze próbują utrzymać narody w tej iluzji. Tak było za czasów Imperium Rzymskiego, tak też jest i teraz. Chociaż świadomość bezużyteczności a nawet szkodliwości państwa coraz bardziej rozwija się w ludziach, taki stan rzeczy może trwać wiecznie, a rządy zawsze będę zwiększały zbrojenia, aby utrzymać władzę.
Generalnie ludzie uważają, iż armie istnieją, aby bronić państwa przed atakiem innych narodów. Zapominają, iż rządy potrzebują oddziałów, aby bronić się przed swoimi własnymi zniewolonymi i uciskanymi poddanymi.
Dlatego istnienie armii zawsze było konieczne. Potrzeba ta wzrasta proporcjonalnie do edukacji i pogłębiania się związków między ludźmi tej samej lub różnych narodowości, a teraz, w okresie rozprzestrzeniania się ruchu komunistów, socjalistów, anarchistów, ruchu robotniczego, potrzeba zbrojeń jest jeszcze większa. Rządy o tym wiedzą, zwiększają więc moc i liczbę zdyscyplinowanych oddziałów. (…)
Jeżeli człowiek pracujący nie ma ziemi i nie posiada najbardziej naturalnego prawa każdego człowieka – prawa do zdobywania środków utrzymania dla siebie i rodziny z uprawy ziemi – nie dzieje się tak, ponieważ tego nie chce, ale dlatego, iż pewni ludzie – właściciele ziemscy - przywłaszczyli sobie prawo obdarzania albo odbierania własności klasie pracującej. Ten nienaturalny porządek rzeczy utrzymywany jest przez armię. Jeżeli potężne bogactwa, nagromadzone przez wysiłek człowieka pracującego, nie należą do wszystkich, a jedynie do pewnych jednostek; jeżeli przywilej zbierania podatków i używania ich na cokolwiek się chce, przyznawany jest określonym osobom; jeżeli tłumi się strajki robotników i wspiera koalicje kapitalistów; jeżeli pewni ludzie mają władzę wymyślania praw i zmuszania innych do ich przestrzegania; jeżeli mogą zgodnie ze swoją wolą dysponować własnością i życiem ludzkich istot; jeżeli pewne jednostki są upoważnione do wyboru świeckich i religijnych sposobów wychowania dzieci – wszystko to nie wynika z pragnienia ludzi, czyli nie jest rezultatem żadnego naturalnego prawa, ale istnieje dlatego, iż rządy i klasy panujące pragną tego we własnym interesie i utrzymują system za pomocą przemocy fizycznej i ucisku. Jeżeli ktoś nie zdaje sobie z tego sprawy, zrozumie wszystko, kiedy tylko spróbuje oprzeć się albo zmienić istniejący porządek rzeczy. Dlatego każdy rząd i klasy panujące potrzebują armii – dla utrzymania systemu, który nie narodził się z potrzeb ludzi, ale przeciwnie – często jest dla nich szkodliwy i służy tylko rządom i klasom panującym.
Armia potrzebna jest każdemu rządowi, aby utrzymać poddanych w posłuszeństwie i przywłaszczyć sobie owoce ich pracy. Jednakże żadne państwo nie jest samo; poza jego granicami znajduje się inne państwo, które również używa przemocy dla grabienia poddanych i zawsze gotowe jest do grabieży owoców pracy zniewolonych poddanych swojego sąsiada. Dlatego każdy rząd potrzebuje armii nie tylko do działań wewnętrznych, ale również, aby zabezpieczyć dla siebie przywilej grabieży poddanych przed zewnętrznymi rabusiami. W konsekwencji tego wszystkie państwa zmuszone są naśladować się wzajemnie w zwiększaniu zbrojeń. Rozwój armii staje się zaraźliwy – jak sto pięćdziesiąt lat temu powiedział Monteskiusz. Każde zwiększenie zbrojeń skierowane przeciwko własnym poddanym staje się również niebezpieczne dla sąsiada i jest impulsem do zwiększania zbrojeń w innych państwach. Armie osiągnęły obecną liczbę milionów nie tylko z powodu zagrożenia ze strony sąsiadujących państw, ale głównie w rezultacie potrzeby tłumienia wszelkich oznak buntu ze strony uciśnionych poddanych. Zwiększenie armii jest równoczesnym rezultatem dwóch przyczyn – oddziały potrzebne są do obrony przed wewnętrznym wrogiem i do ochrony przed obcymi agresorami. Jeden wynika z drugiego. Despotyzm rządów rośnie proporcjonalnie do ich zewnętrznych sukcesów i zwiększenia liczby i siły armii; agresywność rządów wzrasta proporcjonalnie do wzrostu wewnętrznego despotyzmu.
Tak więc rządy europejskie próbują prześcignąć się w ciągłym zwiększaniu siły swych armii. Ostatecznie doszły do nieuniknionej potrzeby powszechnej służby wojskowej, ponieważ jest to najtańszy sposób zdobycia największej ilości żołnierzy w czasie wojny. Najpierw zrobiły to Niemcy, a kiedy tylko jedno państwo zaczęło, wszystkie inne musiały zrobić to samo. I kiedy tylko wprowadzono ten system, ludzie zostali zmuszeni do chwycenia za broń, aby bronić tych, którzy sami dokonują na nich gwałtu. Obywatele stali się swymi własnymi ciemiężcami.
Powszechna służba wojskowa była nieuniknioną, logiczną potrzebą, która musiała zostać spełniona. Jednak jest również ostatnim wyrazem wewnętrznej sprzeczności społecznej koncepcji życia, która pojawiła się natychmiast, kiedy przemoc zaczęła być potrzebna dla jej utrzymania. W powszechnej służbie wojskowej sprzeczność ta stała się oczywista. Każdy zgodzi się, iż znaczenie społecznej koncepcji życia polega na tym, iż jednostka, zdając sobie sprawę z okropieństwa walki człowieka z człowiekiem i przemijalności własnej egzystencji, przenosi znaczenie swego życia na społeczność ludzkich istot. Tymczasem rezultatem powszechnej służby wojskowej jest to, iż człowiek, po odrzuceniu wszystkiego, co miało uwolnić go od indywidualnego konfliktu i przemijalności jednostkowego życia, ponownie zmuszony jest do poddania się wszelkim niebezpieczeństwom, od których miał nadzieję uciec. To nie wszystko: państwo – ta społeczność, w imię której ludzie poświęcili swoje osobiste interesy – narażone jest na to samo zniszczenie, które dotychczas zagrażało jednostce.
Rządy miały wybawić człowieka od okrucieństwa indywidualnej niezgody i zagwarantować mu nienaruszalną regularność życia państwowego. Zamiast tego zmuszają ludzi do takiego samego konfliktu, z tą tylko różnicą, iż z walki jednostek przeradza się on w wojnę z mieszkańcami innych krajów. Niebezpieczeństwo indywidualnego i państwowego zniszczenia pozostaje.
Ustanowienie powszechnej służby wojskowej jest jak działanie człowieka, który chce odnowić zgniły dom. Ściany pękają – wzmacnia je krokwiami, zapada się dach - dobudowuje szkielet, odpadają deski między krokwiami -podpiera je belkami. W końcu okazuje się, że chociaż rusztowania utrzymują budynek w kupie, tak naprawdę nie nadaje się do zamieszkania.
Tak samo jest z powszechną służbą wojskową, która niszczy wszystkie korzyści życia społecznego, które ma jakoby zapewniać.
Korzyści życia społecznego polegają na bezpieczeństwie własności i pracy oraz powszechnej współpracy w celu ogólnego dobrobytu. Służba wojskowa niszczy to wszystko.
Podatki zbierane od ludzi na zbrojenia i wojny pochłaniają większą część owoców pracy, którą armia ma ochraniać. Porywanie całej męskiej części populacji od codziennych obowiązków życia niszczy samą możliwość pracy. Groźba wojny, czającej się w każdej chwili, sprawia, iż cały postęp życia społecznego idzie na marne.
Kiedy w dawnych czasach człowiek słyszał, że dopóki nie podporządkuje się autorytetowi państwa, będzie mu groziła agresja niegodziwych ludzi, wewnętrzni i zewnętrzni wrogowie oraz będzie musiał osobiście walczyć, ryzykując życie, dlatego też w jego interesie leży poddanie się pewnym niewygodom, aby być wolnym od tych nieszczęść – kiedy człowiek o tym słyszał, mógł kiedyś w to wierzyć, ponieważ ustępstwa na rzecz państwa były jedynie drobną ofiarą i dawały mu nadzieję na spokojne życie w niezniszczalnej społeczności. W obecnych czasach, kiedy ofiary te zwiększyły się wielokrotnie, a obiecanych korzyści nie widać, każdy człowiek naturalnie zaczyna myśleć, że podporządkowanie się państwu jest całkowicie bezużyteczne.
Manifestacja sprzeczności nieodłącznych społecznej koncepcji życia nie jest jedynym fatalnym rezultatem służby wojskowej. Główną manifestacją jej niespójności jest fakt, że każdy obywatel zobowiązany do podjęcia się służby wojskowej, staje się stronnikiem organizacji państwa i wspólnikiem w jego działaniach, bez względu na ich zbrodniczość. Rządy zapewniają, iż armia potrzebna jest do obrony zewnętrznej, ale to kłamstwo. Przede wszystkim konieczna jest do ujarzmiania wewnętrznego, a każdy człowiek podejmujący się służby wojskowej, staje się wspólnikiem przemocy rządu skierowanej przeciwko jego poddanym.
Aby zrozumieć, iż każdy człowiek, który staje się żołnierzem, bierze udział we wszystkich działaniach rządu, działaniach, których nie można wspierać, musimy pamiętać, że wszystko to wykonywane jest przez rząd i spełniane przez siły zbrojne w imię porządku i dobra publicznego. Wszystkie dynastyczne i polityczne spory, egzekucje będące wynikiem tych zakłóceń, tłumienie zamieszek i odwoływanie się do działania zbrojnego w rozpędzaniu tłumów i dławieniu strajków, niesprawiedliwy podział ziemi, pobór podatków i ograniczenia pracy – wszystko to, jeżeli bezpośrednio nie jest wykonywane przez armię, to przynajmniej przez policję wspieraną przez armię. Każdy człowiek, który zostaje żołnierzem, staje się wspólnikiem wszystkich tych czynów, w których zasadność często wątpi, a w większości przypadków całkowicie sprzeciwiają się one jego sumieniu. Chłopi nie chcą zostawiać ziemi, którą uprawiali przez pokolenia; tłumy nie chcą się rozejść zgodnie z pragnieniem rządu; ludzie nie chcą płacić narzuconych im podatków; nie chcą przestrzegać praw, w których ustanowieniu nie brali udziału; nie chcą być pozbawieni swojej narodowości, a ja, który spełniam obowiązki wojskowe, muszę ich prześladować. Zadaję sobie pytanie, czy te czyny, w których muszę brać udział, są dobre czy złe, i czy powinienem w nich pomagać.
Dla rządów powszechna służba wojskowa jest najwyższym wyrazem przemocy potrzebnej do utrzymania całego systemu; dla poddanych jest najwyższym wyrazem podporządkowania się. Jest to kamień węgielny filaru podtrzymującego ściany, którego usunięcie zniszczyłoby cały budynek.
Nadszedł czas, kiedy coraz większe nadużycia rządów i ich spory wymagają od poddanych takiej materialnej i moralnej ofiary, że każdy człowiek musi zadawać sobie pytanie: czy mogę złożyć tę ofiarę? Dlaczego mam ją złożyć? Wymagana jest w imię państwa. W imię państwa mam porzucić wszystko, co drogie człowiekowi: rodzinę, bezpieczeństwo, spokojne życie, szacunek wobec samego siebie. Czym jest to państwo, które żąda tak ogromnej ofiary? I dlaczego jest ona tak bardzo konieczna? Mówi się nam, iż państwo jest niezbędne – po pierwsze bez niego nie byłoby ucieczki od przemocy i agresji niegodziwców, po drugie bez niego ciągle bylibyśmy dzikusami, bez religijnych, naukowych, edukacyjnych, ekonomicznych instytucji społecznych oraz bez środków komunikacji, po trzecie bez państwa ryzykowalibyśmy podbicie przez sąsiednie narody.
Ale gdzie są ci niegodziwcy, przed których atakami i przemocą broni nas państwo i jego armia? Może istnieli trzysta, czterysta lat temu, kiedy człowiek chełpił się wojennymi talentami i uważał za bohaterstwo zabijanie swoich bliźnich, ale w obecnych czasach nie ma takich ludzi. Nikt nawet nie nosi ani nie używa broni, wszyscy wyznają te same zasady filantropii i wzajemnej sympatii, i wszyscy pragną tego samego – możliwości spokojnego życia. Nie istnieje żadna określona klasa ludzi, przed których przemocą musiałoby nas ochraniać państwo. Jeżeli za ludzi, przed którymi broni nas państwo, uważamy kryminalistów, to wszyscy zdajemy sobie sprawę, iż kryminaliści nie są jakimiś dziwadłami, jak dzikie bestie wśród owiec, ale są ludźmi jak my, z równie nikłą skłonnością do zbrodni jak ci, przeciw którym występują. Zdajemy sobie sprawę, że ilość takich ludzi nie zmniejsza się przez groźby i kary, a jedynie przez otoczenie i wpływ moralny. Dlatego próby usprawiedliwienia potrzeby istnienia państwa dla obrony przed kryminalistami, jeżeli nawet miały jakieś podstawy kilkaset lat temu, teraz nie mają żadnych. Bliższe prawdzie jest stwierdzenie, że to działalność państwa, z jego okrutnymi metodami karania, z jego więzieniami, galerami, gilotynami, szubienicami, bardziej sprzyja bezduszności i brutalności, niż łagodności i dobroci, dlatego raczej zwiększa ilość złoczyńców zamiast ją zmniejszać.
„Bez państwa” – mówi się nam – „nie mielibyśmy środków komunikacji, ani nie istniałyby naukowe, religijne, edukacyjne i inne instytucje. Bez państwa człowiek nigdy nie byłby w stanie stworzyć potrzebnych organizacji społecznych”. Argument ten miał rację bytu kilkaset lat temu.
Jeżeli kiedykolwiek istniał czas, kiedy komunikacja i wymiana myśli były tak prymitywne, a ludzie byli tak odizolowani, iż nie byli w stanie dyskutować, ani zgodzić się co do powszechnych spraw – ekonomicznych, edukacyjnych, handlowych, itd. – bez pomocy państwa, to teraz ta izolacja już nie istnieje. Dzięki szeroko rozprzestrzenionym środkom komunikacji i intelektualnej wymiany, człowiek jest zupełnie zdolny do radzenia sobie bez rządu, w organizacji miast, zgromadzeń, rad, kongresów, ekonomicznych i politycznych instytucji. W większości przypadków rząd raczej przeszkadza niż w pomaga w osiągnięciu tych celów.
Od końca poprzedniego wieku prawie każdy ruch postępowy ludzkości jest powstrzymywany przez rządy. Tak było w przypadku zniesienia niewolnictwa, tortur i kary śmierci oraz z ustanowieniem wolności słowa i niezależności prasy. W obecnych czasach rządy i autorytet państwa są bezpośrednią przeszkodą w działaniu, w którym człowiek próbuje stworzyć lepsze formy życia. Rozwiązanie politycznych i religijnych kwestii problemu ziemi i pracy, zamiast być wspierane przez autorytet państwa, jest ciągle hamowane.
„Bez państw i rządów, narody zostałyby pokonane przez sąsiadów.”
Ten argument zawiera w sobie swoje własne obalenie.
Mówi się nam, że rządy i ich armie potrzebne są do obrony przed obcymi państwami, które mogą chcieć nas podbić. Jednakże wszystkie państwa mówią to o sobie nawzajem, a przecież wiemy, iż wszystkie kraje europejskie wyznają te same zasady wolności i braterstwa, i dlatego nie potrzebują obrony przed sobą. Jeżeli mówimy o obronie przed barbarzyńcami, do tego wystarczy jedna tysięczna oddziałów, które mamy teraz. Jak widzimy, fakty zaprzeczają stwierdzeniu o potrzebie armii do obrony przed zewnętrznym wrogiem. Autorytet państwa zamiast chronić nas przed agresją sąsiadów, w rzeczywistości stwarza niebezpieczeństwo takiej agresji.
Dlatego każdy człowiek, który został powołany do armii i zastanawia się nad znaczeniem państwa, w imię którego musi poświęcić swój spokój, bezpieczeństwo i życie, musi jasno widzieć, iż w obecnych czasach nie ma żadnego usprawiedliwienia dla jego ofiary.
Teoretycznie każdy człowiek może zobaczyć, że ofiary jakich domaga się państwo nie mają wiarygodnych podstaw, ale nawet z praktycznego punktu widzenia, oceniając bolesną sytuację, w której umieściło go państwo, człowiek widzi, że podjęcie się służby wojskowej jest w większości przypadków bardziej dla niego szkodliwe, niż odmowa posłuszeństwa.
Kimkolwiek bym nie był, bez względu na przynależność do bogatych, uciskających klas, czy pracujących i uciskanych - w obu przypadkach ujemne strony nieposłuszeństwa są mniejsze niż rezultaty posłuszeństwa, a korzyści płynące z nieposłuszeństwa są większe niż te, płynące z podporządkowania się autorytetowi.
Jeżeli należę do uciskającej mniejszości, negatywne rezultaty nieposłuszeństwa wobec wymagań państwa będą następujące: zostanę osądzony jako człowiek, który odmówił posłuszeństwa swemu rządowi i w najlepszym przypadku zostanę uniewinniony albo zmuszony do spędzenia okresu mojej służby wojskowej w jakiejś niemilitarnej organizacji – jak robi się w Rosji z menonitami – a w najgorszym, zostanę skazany na wygnanie lub więzienie na dwa, trzy lata (mówię o sytuacji w Rosji), a może nawet na dłuższy okres. Mogę nawet zostać skazany na śmierć, chociaż to nie jest zbyt prawdopodobne. Takie są złe strony nieposłuszeństwa. Złe strony posłuszeństwa są następujące: w najlepszym wypadku nie zostanę wysłany, aby mordować ludzi, ani nie znajdę się w ryzykownej sytuacji, w której mogę zginąć lub zostać ranny. Będę tylko trybikiem w militarnej niewoli. Będę ubierał się w strój klauna, będą mi rozkazywać moi przełożeni, ich zachcianki zmuszą mnie do najróżniejszych, groteskowych wygibasów, a po okresie od roku do pięciu, zostanę uwolniony, zobowiązując się przez dziesięć następnych lat do gotowości podjęcia się tej samej służby i spełniania tych samych rozkazów. W najgorszym przypadku oprócz podlegania wyżej wymienionym warunkom zniewolenia, zostanę wysłany na wojnę, gdzie będę musiał mordować obywateli innych krajów, którzy w niczym mi nie zawinili. Będę ryzykował śmierć i kalectwo, a czasami zostanę wysłany na pewną śmierć, jak to było w Sewastopolu i we wszystkich innych wojnach. Najbardziej bolesne jest to, że mogę zostać wysłany przeciwko moim własnym rodakom i będę musiał mordować moich braci dla całkowicie obcych mi interesów dynastycznych i rządowych. Tak wygląda porównanie złych stron.
Porównanie korzyści płynących z posłuszeństwa i nieposłuszeństwa rządowi wygląda następująco: człowiek, który zgodził się na służbę wojskową, po przełknięciu wszystkich afrontów i popełnieniu wszystkich okrucieństw, których od niego wymagano, jeżeli nie zginie, otrzyma czerwone i złote błyskotki, które będzie mógł przyczepić do swego stroju klauna, a jeśli ma szczęście, będzie mógł dowodzić setkami i tysiącami ludzi, równie zdeprawowanymi jak on. Dostanie funkcję feldmarszałka i dużo pieniędzy.
Korzyści płynące z odmowy służby wojskowej obejmują zachowanie ludzkiej godności, szacunek uczciwych ludzi i przede wszystkim całkowitą pewność, że działa po bożemu i dlatego jest się pożytecznym ludzkości.
Takie są dobre i złe strony dla członków bogatych, uciskających klas.
Dla biednego człowieka z klasy pracującej są one takie same, z przewagą stron ujemnych. Szczególna niekorzyść dla człowieka pracującego, który zgodził się na służbę wojskową polega na tym, że przez swój udział i pozorne przyzwolenie, wzmacnia ucisk, pod którym żyje.
Jednakże ani ogólne argumenty dotyczące potrzeby i efektywności państwa, które ludzie muszą utrzymywać przez uczestnictwo w służbie wojskowej, ani przedstawienie plusów i minusów posłuszeństwa i nieposłuszeństwa jednostek wobec państwa, nie mogą rozwiązać kwestii konieczności istnienia lub zniszczenia państwa. Ta kwestia może zostać nieodwołalnie i bezwarunkowo rozwiązana jedynie przez sumienie i duchową świadomość każdej jednostki, która zastanawia się nad problemem istnienia i nieistnienia państwa, wraz z jego powszechną służbą wojskową.
(1893)
więcej esejów Tołstoja znajdziecie w kolejnych numerach Jasnej Polany.