wtorek, 29 kwietnia 2008

Sprawa o obronę kempingu wygrana !!!

Oskarzony o opor w aresztacji i agresje w kierunku policji Griks zostal uniewiniony !!!
jupiii!!!!
o tym kto tam byl agresywny mozecie sobie poczytac w ponizszym fragmencie "Zycia Aktywisty", a takze w innych fragmentach " Obrony kempingu", ktore znajdziecie w starszych postach.


Gdy był na mojej wysokości z hałasem i smrodem piły elektrycznej zaczął obcinać gałęzie, które broniły dostępu do mnie.
- Ci co mordują drzewa, mordują naszą planetę i przyszłe pokolenia, nasze dzieci. Macie dzieci ? Myślicie o ich przyszłości ? Klimat się zmienia. Ziemia ginie zabijana przez takich jak Wy !! Opanujcie się ! – krzyczałem gdy drwal ranił kolejne gałęzie. Gdy zrobił do mnie dostęp, zjechał na dół. Następnie do kontenera z powrotem wsiadło tych samych dwóch gliniarzy co przedtem.
- Złaź lepiej, bo Cię siłą ściągniemy. – Powiedział Wąsacz gdy kontener się przybliżył. Byli już prawie przy mnie, gdy sprytnie przeskoczyłem na dalsze gałęzie. Na dole rozległ się śmiech i brawa…
- Przybliż bliżej – polecił Siwy maszyniście. Gdy kontener przybliżył się do gałęzi, na których siedziałem. Nie miałem już gdzie uciekać. Wąsacz złapał mnie najpierw za koszulkę, którą pociągnął do siebie. Jako, iż trzymałem się mocno gałęzi, koszulka porwała się na strzępy. W pewnym momencie poczułem jak ktoś złapał mnie za pas mych spodni. Był to Wąsacz. Ciągnął mnie mocno za spodnie tak, że me nogi nie wytrzymały i puściły się drzewa. Rękoma , by nie spaść trzymałem się najmocniej jak tylko mogłem. Wisiałem pomiędzy drzewem, a ciągnącym mnie policjantem.
- Ludzie ! Oni mnie zabiją !- krzyczałem, a w oczy zajrzała mi śmierć. Gdyby moje ręce nie wytrzymały i puściły, niechybnie bym spadł i się zabił. Nie było szans , że Wąsacz albo moje spodnie utrzymałyby ciężar mnie wyrwanego naprężonym niczym łuk gałęziom, spadającego z impetem w dół.
Przez ułamek sekundy pomyślałem o mej córce Nei i mej dziewczynie Rabii. “ Boże pomóż “ – przemknęła mi myśl przez głowę.
- To niebezpieczne – usłyszałem krzyk Siwego, po czym Wąsacz może się opamiętał, a może sił mu nie starczyło, w każdym razie puścił mnie. Wleciałem z powrotem na gałęzie, które objąłem mocno, pamiętając, iż przed chwilą mogłoby mnie już tu nie być. W tych paru chwilach uświadomiłem sobie calą groźbę sytuacji. Wąsacz był szaleńcem, który nie zważał na moje bezpieczeństwo. Dopiero co mało mnie nie zabił. Mimo nawet tego, że jego kolega stwierdził, iż jest to niebezpieczne, on wciąż miał zamiar kontynuować zadanie. Uświadomiwszy sobie, że mam do czynienia z szaleńcem nie chciałem więcej ryzykować mego życia.

Rabia, Nea i Papryka są trzema pięknymi powodami by żyć. “ jeśli masz dla kogo umrzeć , to na pewno masz dla kogo żyć “ ( cytat : Złodzieje Rowerów). Mam jeszcze wiele do zrobienia w swoim życiu, tyle planów, tyle projektów…

Myślę, że dużo lepiej bym zrobił pozostając żywy. Dać się zabić jakiemuś służbiście, który miał problem z wygórowanym Ego i przedawkowanym poczuciem władzy. Co to, to nie. Ja kocham życie. Raz Bóg mi pomógł i dzięki mu za to. Drugi raz nie miałem zamiaru ryzykować. Tak “tysiące” myśli przebiegało mi przez głowę podczas gdy powoli dochodziłem do siebie. Tymczasem Siwy zszedł na dół, a Wąsacz powrócił do swego niebezpiecznego dla mnie zadania. Opierałem się wciąż , jednak tym razem w każdej sytuacji upewniałem się, iż jestem bezpieczny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz