wtorek, 4 grudnia 2007

Obrona kempingu (rozszerzenie)

6 grudnia.Amsterdam. Sprawa przeciw aktywiście broniącemu przyrody na zasklotowanym kampingu za wioska Durgerdam. 6 grudnia. Sprawa przeciw aktywiście broniącemu przyrody.


Dedykowane wszelkim obrońcom przyrody i lepszego świata

- Powiedz im wszystkim, że każdy kto pozostanie na terenie kempingu
jeśli go nie opuści będzie aresztowany - powiedział jeden z policjantów
do Niny, a ta przekazała to wszystkim krzycząc:
- Wszyscy musicie przejść na tę stronę kanału inaczej zaaresztują
każdego kto pozostanie na terenie kempingu.
- Co? Przecież przyjechaliśmy tu zaprotestować przeciwko ewikcji -
jedynie Rabia okazała wątpliwości by się posłuchać policjantów oraz Niny.
- Tak, tak wszystko będzie dobrze - próbowała załagodzić Nina, lecz
Rabia nie należy do tych co chowają swoje opinie dla siebie.
- Nie zła solidarność. To po to tu przyjechaliście by posłuchać się
grzecznie policji. - taka była gorzka prawda o tym co widziały moje
oczy. Wszyscy "twardzi" punkowcy grzecznie przeskakiwali kanał, by nie
ryzykować zaaresztowania. Rozumiem jeśli wśród nich byliby nielegalni,
albo tacy co mogą pójść siedzieć za jakieś wcześniejsze akcje. Jednak
większość z nich było z kraju, gdzie "solidarność" zaczęto pisać z
dużej litery, w cudzysłowie, bo nie była na prawdę. Taka właśnie jak
w danym momencie. Oni nie ryzykowali więcej niż najwyżej kilka dni
aresztu. Jedynym dobrym skutkiem ich "protestu" , było to , iż
przynajmniej byli świadkami tego co działo się dookoła. To
przynajmniej w jakimś stopniu mogło zminimalizować przemoc i
bezkarność policji.
Jedynie Rabia okazała się prawdziwym przyjacielem. Gdy usłyszała, co
się święci, zaczęła dzwonić gdzie się da, by uzyskać jakąkolwiek
pomoc, prawną i duchową. Gdy jeden z policjantów wezwał ją by opuściła
teren, ona tylko uśmiechnęła się do niego i ruszyła w przeciwnym
kierunku. Zanim policjanci uporali się z przeskoczeniem kanału, Rabia skutecznie już się przed nimi
schowała . To wspaniale było poczuć, że można
na nią liczyć, iż się nie jest sam, że się ma tego przyjaciela, który
jest prawdziwy i nie opuszcza Cię w tej trudnej sytuacji, lecz ramię w
ramię stawia opór bez względu na konsekwencję. Mimo tych trudnych
okoliczności w jakich się znajdowaliśmy pamiętam ten moment jako jeden
z najpiękniejszych w mym życiu.
- KOCHAM CIĘ !!! - wykrzyczałem głośno to co czuję, a ptak siadł na
gałęzi tuż obok mnie. Miłość jest naszym wiecznym zwycięstwem. Jeśli
ją zachowamy to już wygraliśmy, nawet w najgorszych zdawałoby się
okolicznościach. To z miłości do natury, do tego ptaka, który pięknie
do mnie śpiewał, do tego drzewa, które tak pięknie kwitło na Wiosnę, w
obronie matki Ziemi ( Nie ma kompromisu ! ), dla prawa do
skłotowania, dla naszego prawa by utrzymać ten zaskłotowany kemping,
protestowaliśmy i utrudnialiśmy tą eksmisję. Wszystkie te nasze "za"
wykrzykiwałem raz po raz, by wszyscy dookoła oraz media dowiedziały
się, po co tu jesteśmy.
Niebiescy przez dłuższy czas próbowali znaleźć Rabię. Wszyscy, a
przeważnie Dridi żartował z policjantów.
- Co? Dobra zabawa w chowanego ?
- Jak dzieci, dosłownie jak dzieci . - podchwycił Salom.
Policjanci próbowali znaleźć Rabię przez dłużej niż pół godziny. Nawet
ja, z wysokości, nie zauważyłem gdzie ona się ukryła. W końcu znaleźli ją
jak podejrzewałem na drzewie. Tak jak ja Moja ukochana nie posłuchała
się nakazu do zejścia na dół...

...Siwy zaczął do mnie krzyczeć:
- Złaź z drzewa dobrowolnie, bo inaczej cię z niego ściągnę i wtedy
będziesz miał większe kłopoty. - jedynie uśmiechnąłem się na starą śpiewkę zastraszania.
- Lepiej zejdź dobrowolnie bo użyje gazu by cię stamtąd ściągnąć. - tym razem zagroził mi niebezpieczeństwem dla mego życia.
- Słyszeliście - zacząłem krzyczeć do widzów - Powiedział, że
potraktuje mnie gazem. To bardzo niebezpieczne na tej wysokości !
Na te słowa policjant rozjuszony zaczął wspinać się na drzewo, które
"zaskłotowalem". Zareagowałem na to oznajmieniem:
- Jeśli wejdziesz wyżej, ja też wejdę wyżej bo uważam cię za
niebezpiecznego, a to będzie zagrożeniem dla mego życia.
Jednak siwy wchodził coraz wyżej i bliżej. Osądziłem, że gałęzie znajdujące się na de mną są wystarczająco mocne by utrzymać mój ciężar i gdy był już blisko, wspiąłem się jeszcze wyżej. Przy tym wykrzyczałem:
- Ludzie! Sami widzicie, by uciec przed tym mordercą, który mi grozi, że
mnie zaatakuje gazem, wspinam się jeszcze wyżej. Jeśli gałęzie nie
wytrzymają i spadnę, będzie to jego wina.
- Złaź, bo cię ściągnę -krzyczał rozjuszony policjant, a ja mu odpowiedziałem:
- Tego się właśnie obawiam. Dlatego gdy wejdziesz wyżej, ja także wejdę
wyżej. Po tym jak mi groziłeś, bardziej obawiam się ciebie niż cienkich
gałęzi.- zablefowałem,bo nie byłem samobójcą by wchodzić na cienkie gałęzie. Na
szczęście Siwy także nie chciał do końca ryzykować i wypróbowywać czy to
zrobić naprawdę. Myślę, że może po prostu sam bał się dokonać wydającą się na
skomplikowaną i trudną operację aresztowania eko-aktywisty na tej
wysokości.
...Koniec końców zdecydował się zejść. Gdyby okazał się na tyle
szalony by wchodzić wyżej, chyba bym się poddał. Opieranie się na
tych gałęziach, które wytrzymywałyby mój ciężar, ale nie wiadomo czy
wytrzymałyby ciężar nas obu wydawało mi się zbyt niebezpieczne. Na tej wysokości byłoby to zbyt ryzykowne. Nie ważne czy dla niego czy dla mnie. Dlatego, gdy schodził, odetchnąłem z ulgą i zacząłem krzyczeć do mediów i widzów :
- Skłoting przetrwa. To jest protest przeciw zakazywaniu skłotingu,
przeciw wycinaniu drzew, dla przyrody, dla naszych dzieci by miały
czym oddychać, przeciw korupcji i bezprawiu - co też z resztą
powtarzałem co jakiś czas głośno w trakcie całej akcji.
Ciekawiło mnie, co też tym razem wymyślą. Byłem dla nich ciężkim
orzechem do zgryzienia. Teraz będą może musieli zatrudnić kogoś
jeszcze, by się ze mną uporać. Może będą musieli użyć jakiegoś
dodatkowego sprzętu. Na pewno będzie ich to więcej kosztowało i o to
też chodziło, by liczyli się i wkalkulowali w swe zbrodnie dodatkowe
koszta oporu aktywistów oraz wyjaśnienia całej historii mediom, po
czym następnym razem może rozdecydują się przed niszczeniem
natury. Tego ich chcemy nauczyć, że to jest nieopłacalne nie tylko z
moralnego punktu widzenia. Dla nas z drugiej strony jakikolwiek opór w
słusznej sprawie zawsze ma wiele zalet. Chociażby tą wielką
satysfakcję, że się czyni dobrze w obliczu draństwa, która jest dużo
bardziej warta niż ich marne pieniądze. Chociażby dlatego że siejemy
ziarna w naszych sercach i sercach wszystkich którzy o akcji się
dowiedzą . Dajemy dobry przykład wszystkim , a przeważnie naszym
dzieciom, co może zaowocować w przyszłości. W natłoku tego
nowoczesnego zła miło jest odnaleźć coś wytryskającego prosto z serca, a jeszcze lepiej jeśli z naszego. Kolejną rzeczą co wygrałem dla tego
świata to, to że przynajmniej drzewa trochę dłużej mogły pooddychać dla
nas, a ptaki choć zobaczyć że są jeszcze tacy co ich bronią i nie
każdy człowiek niszczy przyrodę. To było wzruszające , gdy w chwili
oczekiwania, w chwili spokoju niemal na wyciągnięcie ręki, obok mnie
siadł mały ptaszek i z przejęciem zaczął coś do mnie ćwierkać. Być
może wyraził swe oburzenie na zniszczoną przyrodę, być może chciał mi
podziękować. Cokolwiek to było, na pewno dodał mi otuchy i utwierdził
mnie w tym że czynię dobrze . Taki symboliczny znak od natury, od
Boga. Piękne. Szkoda że nasza ludzka inteligencja nie jest w stanie
pojąć języka ptaków. Tak słuchając jego śpiewu, czując jak drzewo
oddycha, jak kołysze swoje ramiona wraz z ludźmi na dole oczekiwaliśmy
na to co się wydarzy.
Po może pół godzinie, Może godzinie (trudno jest oszacować czas w
takich okolicznościach) na pomoc policjantom przyjechał wóz strażacki
z małym kontenerem na podnośniku, takim samym jak zwykli
używać elektrycy. Szkoda że tym razem strażacy zamiast służyć ludziom pomagali
policji i tym którzy niczym ogień w pożarze chcieli zniszczyć te
piękne drzewa, po to by zarobić więcej pieniędzy. Z niepokojem czekałem
na rozwój wydarzeń. Co jakiś czas powtarzałem hasła
- To protest przeciw zabranianiu skłotingu. Dla natury, dla przyszłości
naszych dzieci, dla tych drzew, dla obrony przyrody!!!
W międzyczasie przyjechało więcej policji, a także kilku skłotersów.
Dwóch policjantów "Siwy" i "Wąsacz" wsiadło do kontenera i
"Maszynista" -pewnie strażak po cywilnemu pokierował ich na moją
wysokość. Wąsaty, chyba wyższy rangą zaczął do mnie gadać
- Masz jeszcze ostatnią szansę zejścia dobrowolnie, lepiej zrób to bo
inaczej konsekwencje będą dużo większe - na co odpowiedziałem swoje
- To jest protest ...itd
-Słuchaj - Wąsacz starał się przedyskutować temat gdy przerwałem okrzyki
- ja jestem z towarzystwa ochrony zabytków i całkowicie Cię rozumiem
ale jesteś bezprawnie na nie swoim terenie.
- Co? Bezprawnie ? Zaskłotowaliśmy ten kemping i o tym czy mamy się
wynosić powinien zdecydować sąd. Zadzwońcie do mego prawnika, to Wam
powie kto tu jest bezprawnie - specjalnie krzyczałem odpowiedzi głośno
by było jasne dla wszystkich na dole o czym jest rozmowa.
-Jeśli nie zejdziesz, będziemy musieli Cię ściągnąć siłą...
- Słyszycie !? Powiedzieli, że ściągną mnie siłą ! Z takiej wysokości
ryzykują moje życie. Nie maja żadnych zabezpieczeń, nie są w tym specjalistami...

...Gdy był na mej wysokości z hałasem i smrodem piły elektrycznej zaczął obcinać gałęzie, które broniły dostępu do mnie.
- Ci, co mordują drzewa, mordują naszą planetę i przyszłe pokolenia, nasze dzieci. Macie dzieci ? Myślicie o ich przyszłości ? Klimat się zmienia. Ziemia ginie zabijana przez takich jak Wy !! Opanujcie się ! – krzyczałem gdy drwal ranił kolejne gałęzie. Gdy zrobił do mnie dostęp, zjechał na dół. Następnie do kontenera z powrotem wsiadło tych samych dwóch gliniarzy co przedtem.
- Złaź lepiej, bo Cię siłą ściągniemy. – Powiedział Wąsacz gdy kontener się przybliżył. Byli już prawie przy mnie, gdy sprytnie przeskoczyłem na dalsze gałęzie. Na dole rozległ się śmiech i brawa…
- Przybliż bliżej – polecił Siwy maszyniście. Gdy kontener przybliżył się do gałęzi, na których siedziałem. Nie miałem już gdzie uciekać. Wąsacz złapał mnie najpierw za koszulkę, którą pociągnął do siebie. Jako, iż trzymałem się mocno gałęzi, koszulka porwała się na strzępy. W pewnym momencie poczułem jak ktoś złapał mnie za pas mych spodni. Był to Wąsacz. Ciągnął mnie mocno za spodnie tak, że me nogi nie wytrzymały i puściły się drzewa. Rękoma , by nie spaść trzymałem się najmocniej jak tylko mogłem. Wisiałem pomiędzy drzewem, a ciągnącym mnie policjantem.
- Ludzie ! Oni mnie zabiją !- krzyczałem, a w oczy zajrzała mi śmierć. Gdyby moje ręce nie wytrzymały i puściły, niechybnie bym spadł i się zabił. Nie było szans , że Wąsacz albo moje spodnie utrzymałyby ciężar mnie wyrwanego naprężonym niczym łuk gałęziom, spadającego z impetem w dół.
Przez ułamek sekundy pomyślałem o mej córce Nei i mej dziewczynie Rabii. “ Boże pomóż “ – przemknęła mi myśl przez głowę.
- To niebezpieczne – usłyszałem krzyk Siwego, po czym Wąsacz może się opamiętał, a może sił mu nie starczyło, w każdym razie puścił mnie. Wleciałem z powrotem na gałęzie, które objąłem mocno, pamiętając, iż przed chwilą mogłoby mnie już tu nie być. W tych paru chwilach uświadomiłem sobie całą groźbę sytuacji. Wąsacz był szaleńcem, który nie zważał na moje bezpieczeństwo. Dopiero co mało mnie nie zabił. Mimo nawet tego, że jego kolega stwierdził, iż jest to niebezpieczne, on wciąż miał zamiar kontynuować zadanie. Uświadomiwszy sobie, że mam do czynienia z szaleńcem nie chciałem więcej ryzykować mego życia.
Rabia, Nea i Papryka są trzema pięknymi powodami by żyć. “ jeśli masz dla kogo umrzeć , to na pewno masz dla kogo żyć “ ( cytat : Złodzieje Rowerów). Mam jeszcze wiele do zrobienia w swoim życiu, tyle planów, tyle projektów…
Myślę, że dużo lepiej bym zrobił pozostając żywy. Dać się zabić jakiemuś służbiście, który miał problem z wygórowanym Ego i przedawkowanym poczuciem władzy. Co to, to nie. Ja kocham życie. Raz Bóg mi pomógł i dzięki mu za to. Drugi raz nie miałem zamiaru ryzykować. Tak “tysiące” myśli przebiegało mi przez głowę podczas gdy powoli dochodziłem do siebie. Tymczasem Siwy zszedł na dół, a Wąsacz powrócił do swego niebezpiecznego dla mnie zadania. Opierałem się wciąż , jednak tym razem w każdej sytuacji upewniałem się, iż jestem bezpieczny...

6 grudnia. Amsterdam. Sprawa przeciw aktywiście broniącemu przyrody na
zaskłotowanym kempingu za wioską Durgerdam.

Krótko : 2.5.2006. Nastąpiła niespodziewana ewikcja jednego z
zaskłotowanych kempingów nieopodal Amsterdamu, za wioską Durgerdam na
Uitdamerdijk 16. Dwoje aktywistów broniąc przyrody i tego miejsca
wspięło się na drzewa. Jeden z nich w niebezpieczny sposób został
brutalnie ściągnięty z drzewa. Dwoje zostało zaaresztowanych.
Przeciwko jednemu z nich policja wytoczyła proces zarzucając mu opór w
trakcie aresztowania oraz rzekome uderzenie jednego z funkcjonariuszy.
We wrześniu ubiegłego roku skłoter ten skazany został na zapłacenie
250 euro. Jednak uznał on ten wyrok za całkowicie niesprawiedliwy i
skierował sprawę do wyższego sądu. "Ta kara to jakiś absurd. Nie dosyć
, że mało co mnie nie zabili, nie dosyć że nielegalnie dokonali
ewikcji, zniszczyli cały dobytek niektórych z nas, a przede wszystkim
wycieli tak piękny kawałek przyrody, co w dobie zmiany klimatu jest
niczym jak powolna eksterminacja przyszłych pokoleń, to jeszcze chcą
bym im płacił. To oni są przestępcami , nie ja. " mówi aktywista
uzasadniając wniesienie sprawy do wyższego sądu i rozpoczęcie kampanii
w swej obronie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz