Tekst pochodzi ze strony gentryfikacja.zlem.org.
Gdy mówi się o zjawisku gentryfikacji w Polsce, czyli o tworzeniu gett ludzi bogatych tam, gdzie dotychczas żyli biedni, przedstawia się raczej dość naiwne schematy myślowe zamiast opartej na faktach analizy. Zjawisko gentryfikacji siłą rzeczy wiąże się z wymianą mieszkańców osiedla, czy innego obszaru, którego ma dotyczyć. Osoby o niskim dochodzie muszą się więc wyprowadzić, by mogły się wprowadzić te o wysokim, zresztą dlatego zjawisko gentryfikacji jest źródłem korzyści dla właścicieli budynków i dlatego do niego dążą. Jeśli pojawia się ktoś, kto za mieszkanie pod tym samym adresem chce zapłacić znacznie więcej, trzeba pozbyć się dotychczasowych najemców. Potoczna krytyka mówi, że narzędziem gentryfikacji są podwyżki czynszów, które doprowadzają niskodochodowych mieszkańców do zadłużenia, a zadłużenie to staje się powodem eksmisji. Prawda jest jednak taka, że o ile podwyżki czynszów faktycznie występują w niektórych miastach i dzielnicach, narzędzia by pozbyć się ubogich i wynająć ich mieszkania drożej potrafią być bardziej brutalne i zarazem skuteczniejsze.
Na zachodzie Europy funkcjonuje pojęcie landlord harassment, które oznacza dręczenie przez właściciela (kamienicy, gruntu, czy mieszkania) jego najemców. Pojęcie opisują pokrótce anglo- i hiszpańskojęzyczna wersja Wikipedii (najpopularniejszej encyklopedii internetowej). Można znaleźć także poradniki prawne dla brytyjskich najemców, co robić w wypadku dręczenia przez właściciela. Wspomniany artykuł w anglojęzycznej wersji Wikipedii mówi o tym, że dręczenie przez właściciela ma miejsce tam, gdzie prawo reguluje kwestię podwyżek czynszu i eksmisji. Ochrona lokatorów przed podwyżkami czynszu została wprowadzona w Polsce przez Ustawę o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie Kodeksu Cywilnego z 21 czerwca 2001, ale częściowo uchylił ją wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2005 roku. Skutkiem tego owa ochrona w tej chwili jest w Polsce niewielka, niemniej jednak właściciel podnosząc czynsz zawsze ryzykuje pozew, którego rozpatrzenie może zająć sądowi kilka lat, do tego zaś czasu lokatorzy płacą kwotę sprzed podwyżki. Oznacza to, że podwyższanie czynszów nie jest najszybszym sposobem pozbycia się zbyt mało majętnych najemców. Podobnie eksmisje wymagają wyroków sądów i podlegają pewnym regulacjom. Pomiędzy lokatorami i lokatorkami a właścicielami i ich prawnikami toczy się dramatyczny bój o eksmisje. Chociaż prawo Unii Europejskiej zabrania eksmisji na bruk, a na gruncie polskim wspomniama już Ustawa miała je eliminować, faktycznie w Polsce prawo nie spełnia unijnych standardów i eksmisje bez zapewnienia innego lokalu są wykonywane. Są one także niejednokrotnie dokonywane są ze skandalicznym naruszeniem i tak liberalnego prawa, w wyjątkowo podły i nieludzki sposób. Niemniej jednak ze względu na kilka obostrzeń jak konieczność znalezienia lokalu zamiennego (prawnicy zatrudniani przez właścicieli kamienic potrafią jednak obejść ten przepis1) czy okres ochronny, w którym eksmisji dokonywać nie można, niektórzy szukają prostszych metod na opróżnienie wynajmowanych lokali.
Dręczenie przez właściciela to po prostu użycie władzy i przemocy do tego by zmusić najemców by wyprowadzili się sami, bez wyroku eksmisyjnego. Ma ono tę zaletę, że działa szybko, nie wymaga żadnych procedur i dodatkowo nie zawiera spektakularnego elementu eksmisji. Lokatorzy wynoszą się chyłkiem, bez interwencji komornika i policji, nikt nie pyta ich dokąd, nie psują żadnych statystyk. Nawet jeśli jest grudzień i zamarzają później tułając się od dworca do dworca, wszystkie dokumenty wskazują, że wyprowadzili się z własnej woli. Najczęstsze przykłady dręczenia to odcinanie mediów (zwłaszcza zimą, tych umożliwiających ogrzewanie) i całkowite zaniechanie remontów, bardziej brutalne zakładają aktywne uszkadzanie wynajmowanego budynku przez właściciela by utrudnić życie mieszkańcom, zdarzają się też przykłady typowego nękania psychicznego. Szerzej opiszę je w dalszej części tekstu.
Ubodzy najemcy zajmujący lokale w atrakcyjnych lokalizacjach nie są współczesnemu kapitalizmowi do niczego potrzebni. Wręcz przeciwnie jak wykazuje Mike Davies w swojej Planecie slumsów kapitaliści podwójnie zarabiają na gettoizacji. Po pierwsze wynajem lokali komercyjnych i luksusowych apartamentów stanowi niezwykle intratny biznes – do prowadzenia którego trzeba pozbyć się dotychczasowych mieszkańców i użytkowników nieruchomości, po drugie, co bardziej szokujące, gęsto zabudowane slumsy i przegęszczone mieszkania to również źródło świetnego zysku (Davis 2009 s.121-131). Możemy zatem powiedzieć, że gdy osoby o niskim dochodzie zamieszkują lokalizacje, którymi zainteresowani są najemcy z grubszym portfelem, właściciele widzą, że muszą taki stan zmienić, aby nie stracić dwóch okazji do zarobku.
Lokatorzy w odróżnieniu od pracowników, którzy są kapitalistom potrzebni tak długo jak nie można zastąpić niczym ich pracy, mogą być w dość łatwy sposób spacyfikowani siłowo, bez minimalnego choćby udziału ich zgody. Pracownicy muszą wyrażać choć częściową zgodę na warunki swojej pracy, w przeciwnym razie są w stanie efektywnie sabotować wytwarzanie dóbr i usług. Lokatorzy zaś są narażeni na przemoc nie tylko ze strony właścicieli - polityka przesiedlania biednych z miejsc, w których mogą osiedlić się bogaci jest wspierana przez władze, stąd też do indywidualnej przemocy konkretnego właściciela może dołączyć cały aparat siły, zwłaszcza jeśli lokatorzy podejmują zorganizowane, zbiorowe formy protestu. Na całym świecie brutalizacja postępowania wobec ubogich najemców jest coraz bardziej widoczna, zarządzanie biedą za pomocą siły staje się faktem.
Jak zauważają badacze gettoizacji, coraz wyraźniej widzimy wspieranie tych procesów przez państwo za pomocą środków policyjnych i wojskowych (por. np. Davies dz. cyt. s.158-166). Dzielnice ubogich są postrzegane jako potencjalnie niebezpieczne dla władzy i muszą być poddawane regularnej kontroli, tak w fazie zasiedlania przez nowych mieszkańców, jak wysiedlania starych, a także gdy dopełniona jest już gettoizacja. Najjaskrawszym tego przykładem są brazylijskie favele, które otacza się murami aby utrudnić przemieszczanie się ludności w momencie państwowego ataku (identyczny jest zresztą sposób traktowania przez siły państwowe Izraela okupowanych terytoriów arabskich, które również stanowią morze nędzy).
Niel Smith wprowadza pojęcie „miasta rewanżystowskiego2” (Smith 2010 s. 41) które zabezpiecza wysiedlanie osób ubogich, rozwijając środki przymusu3. Jako przykład służy mu oczywiście Nowy Jork, który, mniej więcej w okresie przejmowania przez bogatych kolejnych dzielnic, rozwinął słynną politykę „zero tolerancji”, opierającą się na bezwzględnej kryminalizacji nawet błahych zachowań. Jak pisze Smith był to również czas w którym miasto wypłacało rekordowe sumy na ugody z ofiarami policyjnej przemocy oraz próbowało wyposażyć stróży prawa w kule dum – dum eksplodujące wewnątrz ciała (tamże s. 43). Loic Wacquant opisał politykę miasta z tego okresu w ten sposób: „Cel reformy: uspokoić przestraszone klasy średnie i wyższe – te które chodzą do wyborów – za pomocą permanentnego nękania biednych w przestrzeni publicznej (w parkach, na ulicach, dworcach, autobusach, w metrze itp.) Do celu prowadzą trzy środki: zwiększenie stanu osobowego i wyposażenia jednostek policji, decentralizacja operacyjnej odpowiedzialności i scedowanie jej na komisarzy dzielnicowych wraz z ilościowym określeniem zadań oraz wprowadzenie systemu informatycznego (z centralną bazą danych, dostępną w komputerach samochodów patrolowych).” (Wacquant 2009 s. 27)
Realizacja tych założeń jest zaskakująco podobna w Polsce. Wdrażany właśnie projekt „rewitalizacji Nadodrza” (część wrocławskiego, administracyjnego osiedla Ołbin charakteryzująca się względnie wysoką przestępczością i niskim dochodem mieszkańców, a mająca przeobrazić się w modną i atrakcyjną dzielnicę) zakłada odnowienie komisariatu policji za pieniądze Unii Europejskiej oraz montaż 40 kamer, w tym jednej wycelowanej w niezależne centrum kulturalne i miejsce spotkań lokalnych aktywistów. Sieć monitoringu ma być rozwijana także na poznańskich Jeżycach, które również są „rewitaliozwane”. Analogicznie w 2006 roku na skrzyżowaniu legendarnie wręcz niebezpiecznej ulicy Brzeskiej z lansowaną na nowe zagłębie rozrywkowe warszawskiej Pragi Ząbkowską utworzono nowy komisariat.
Warto także pamiętać, że ubodzy najemcy często znajdują się na przecięciach różnych systemów opresji. Niedostatek materialny może skutkować chorobami, uzależnieniami, współwystępuje z wielodzietnością, nieobecnością jednego z rodziców przy pracy opiekuńczej, wśród osób najmujących lokale komunalne więcej jest kobiet i osób w podeszłym wieku. Różne systemy opresji niekiedy funkcjonują zaskakująco współbieżnie redukując szansę na zrealizowanie swoich interesów do zera. Jedna z osób z którymi przeprowadzałem wywiady na warszawskiej Pradze, mieszkająca w zreprywatyzowanym kilka lat temu budynku, powiedziała dobitnie:
Następuje przemoc, czy przemoc finansowa ze strony właścicieli budynku, prawda? Czy przemoc wobec kobiet, czy przemoc…to też jest raczej przemoc, ignorowanie czyichś potrzeb na przykład, prawda? Ze strony państwa, czy…ze strony państwa, przecież nasze państwo jest przemocą.
Autorka powyższego cytatu sama wielokrotnie doświadczyła przykładów nękania przez właściciela, a także obojętności urzędników i służb państwowych, które wobec osób żyjących w niedostatku częściej występują w roli sprawcy nieszczęścia niż pomocy. Niestety idelny przykład takiego jednoczesnego działania różnych aparatów przemocy został dostarczony w ostatnich dniach przez życie. W momencie gdy piszę te słowa toczy się postępowanie o odebranie dziecka mieszkance Warszawy, która wraz z czteroosobową rodziną została przesiedlona przymusowo do lokalu socjalnego o powierzchni 21 metrów kwadratowych (bez naruszena prawa). Następnie urzędnicy uznali, że to zbyt mała powierzchnia, by mogło wychowywać się na niej dziecko. Rozpoczęto więc procedurę sądową zmierzająca do odebrania pociechy rodzinie. Rozprawy zamierzali obserwować inni najemcy zrzeszeni w Komitecie Obrony Lokatorów, ale sąd utajnił posiedzenia.
Można powiedzieć, że system pomocy społecznej jest sfragmentaryzowany i nieprecyzyjny zaś system kontroli i represji scentralizowany, zsynchronizowany i bezlitosny. Na temat urzędników i urzędniczek zarządzających zasobem komunalnym, odpowiedzialnych również za reprywatyzację budynków ta sama respondentka powiedziała:
Chcę tego, chcę, żeby to było ustawione jak należy. Ja nie mówię, że oni maja pracować za 5 groszy, niech oni maja godziwą, porządną płacę a niech nie kradną do cholery, niech nie oszukują tych, którzy są bezbronni. Mnie wkurza do granic możliwości to, że bydlę, które ma władzę znęca się nad tym, który nie ma nic. To jest najohydniejsza zbrodnia jaka tylko może być…to jest zbrodnia, bo ja widzę co się dzieje, słuchaj, od początku przejęcie przez prywatnych właścicieli, w pierwszym roku umarła jedna osoba, w drugim roku dwie osoby, w sumie (w 5 lat – przyp. WK) pięć osób. Niezły przerób, nie?
Władze nękają lokatorów i lokatorki również jako właściciele nieruchomości, a więc występują w klasycznej roli kapitalisty chcącego zrobić interes. Ewidentny tego przykład stanowi przypadek mieszkań komunalnych i socjalnych w kamienicy przy 29 listopada w pobliżu centrum Warszawy. Zaalarmowani przez mieszkańców aktywiści i aktywistki z Komitetu Obrony Lokatorów nagrali na wideo pracowników dokonujących tam ekspertyzy stanu instalacji gazowej, którzy wyraźnie stwierdzili, że nie ma podstaw odłączać tego medium, ale Zarząd Gospodarki Nieruchomościami powinien niezwłocznie zlecić jej naprawę. Mimo to, a sytuacja miała miejsce w środku zimy, ZGN nie odstąpił od zamiaru odłączenia gazu w całym budynku. Zrozpaczeni mieszkańcy wraz z aktywistami okupowali siedzibę ZGN przez 4 dni, ale mimo to nie udało im się zmusić urzędników do naprawienia instalacji. Decyzję o odłączeniu gazu podjął ostatecznie Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego stwierdzając jednocześnie, że instalacja nadaje się do naprawy. Mimo to miasto zaproponowało jedynie wymianę mieszkań, ale tylko komunalnych i z uregulowanymi opłatami. Kilkanaście rodzin, w tym najaktywniejszych osób, otrzymało faktycznie nowe mieszkania komunalne. Jednak pozostali zostali w kamienicy, w której od tamtego czasu nie ma gazu. Wyglądałoby to może na przykład zwykłej oszczędności ludzkim kosztem, ale biorąc pod uwagę atrakcyjną lokalizację kamienicy można zaryzykować tezę, że chodzi o coś więcej. Rezygnacja z remontów nawet gdy są konieczne i odcinanie mediów to najprostsze metody, jakimi właściciele zachęcają do wyprowadzki.
We wrześniu 2009 TNV Warszawa poinformował o przypadku właściciela stołecznej kamienicy przy ulicy Strzeleckiej, który nie tylko odciął swoim najemcom gaz, za którego podłączenie zażądał po 500 złotych od lokalu (dodatkowo do wysokich czynszów), ale również zaspawał jedyną bramę wjazdową na podwórze. Ogrzewanie stanowi częsty cel nękających właścicieli. Również w Warszawie, przy ul. Jagiellońskiej w kamienicy opalanej głównie węglem spółka dwóch przedsiębiorców wprawionych w przejmowaniu komunalnego mienia odebrała po prostu mieszkańcom dostęp do piwnic, co uniemożliwiło im składowanie opału. Zasłonięto także okna płachtą przedstawiającą przyszły wygląd kamienicy, która nie przynosiła żadnego dochodu. Najskrajniejszy przypadek działania obliczonego na pozbycie się lokatorów miał jednak miejsce przy ul. Hożej 25 gdzie, jak podał Super Express, właściciel, który 2 lata wcześniej przejął kamienicę, wyburzył wszystkie ściany działowe w piwnicy i niemal wszystkie na parterze. Lokatorzy zaalarmowali Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego, który potwierdził ich obawy orzekając, że “W związku z rozbiórką części ścian murowanych konstrukcja nośna budynku została osłabiona. Może to stwarzać zagrożenie bezpieczeństwa ludzi i mienia”. Niemniej jednakol wszyscy zajmujący się sprawą urzędnicy uznali zgodnie, że nic się nie da zrobić, gdyż właściciel ma prawo robić ze swoją własnością co chce. Praktyka pokazała, że może on nawet pozbawić mieszkańców wody. Tak zrobił posiadacz kamienicy przy ulicy Dzierżby na Ursynowie, który w trakcie trwania procesów z lokatorami o podwyżki czynszów i eksmisje po prostu rozwiązał umowę z MPWiK. Wodę odłączono nie uprzedzając o tym mieszkańców.
Jeśli nie można podnieść czynszów, bo lokatorzy czy lokatorki zakładają pozwy, można inaczej manipulować kosztami mieszkania tak, by okazało się ono uciążliwie drogie. Oto wypowiedź osoby z reprywatyzowanego mieszkania:
Zażyczyli podwyżki zużycia wody do 8m3 na osobę, słuchaj, w tym można słonia wykąpać a nawet całe stado, no nic ja mam 6m3 w tej chwili, no trudno płacę, w każdym razie ja napisałam do nich pismo, na które o dziwo zareagowali (...), z tym, że ja się z tym nie godzę i domniemywam, że to chodzi o to, żebym ja płaciła, pokrywała należności za te osoby, które nie płacą. Napisałam, że to jest niezgodne z prawem, nie ma czegoś takiego jak odpowiedzialność zbiorowa i ja tego płacić nie będę, a średnie zużycie wody w Warszawie wynosi od 4,5 do 5m3, bo tak jest faktycznie. Przysłali mi, że mam płacić za 6 m3,ale nie koniec tego. Ci, którzy nie mają łazienek albo urządzeń kąpielowych płacili 3 m3, ja z łazienką i pralką, która jednak trochę wody bierze, ja płacę za 6 m3, natomiast tym pozostałym, ponieważ my nie zgodziliśmy się, żeby płacić za 8m3, to tym bez łazienki podwyższyli do 5 m i jeszcze kazali im zapłacić wstecz od 2005 roku. I ja mówię, to jest nielegalne, nie wolno i to jest bez bezprawne i niech pani, pani Basiu idzie, bo jeśli pani miała aneks czynszowy i tyle pani płaciła, ile oni żądali, oni nie maja prawa wstecz pani zażyczyć sobie…i zgadnij ile osób poszło po prawniczki? Nikt, rozumiesz teraz dlaczego mówię, ze każda taka osoba, która działa jest bezcenna? Bo z całego domu działam tylko ja jedna. Ale dlaczego oni nie chodzą, jak myślisz, dlatego, że sądzą, że to nic nie da?
Aktywiści Komitetu Obrony Lokatorów twierdzą zresztą, że zarządca, który dopuszcza się dręczenia może być tylko pracownikiem, specjalnie do tego celu wynajętym, który za pieniądze pozbywa się lokatorów, a późniejsze zyski ze sprzedaży lub najmu nieruchomości zagarnia duża, zatrudniająca go firma. Wśród autorów opisujących współczesne przemiany miast coraz częściej pojawia się teza, że o ile w latach 50. i 60., kiedy zjawisko gentryfikacji wystąpiło po raz pierwszy, osoby kupujące nieruchomości w modnych i drożejących dzielniacach faktycznie chcialy tam mieszkać ze względu na ich niepowtarzalny charakter, to współcześnie takie transakcje mają zazwyczaj charakter inwestycji (por. Murzyn 2006 s. 65 i Smith dz. cyt. 45 - 68). Oznacza to, że kamienice i działki kupują głównie firmy lub indywidualni spekulanci wyposażeni w duży kapitał z nadzieją na to, że sprzedadzą lub wynajmą je drożej za kilka lat. Taka sytuacja ma związek z globalnym wycofaniem inwestorów z branż produkcyjnych i ucieczką w sferę finansów, nie inwestuje się już w fabryki samochodów, jak przez większość XX wieku, lecz w papiery wartościowe, a gdy pojawiają się wahania na giełdzie stabilny, długoterminowy zysk gwarantują akty własności ziemi i budynków. Ciekawe jest zresztą, że w ciągu ostatnich 5 lat kilku najbogatszych ludzi w Polsce, w tym Jan Kulczyk i Ryszard Czarnecki, wycofało część swojego kapitału z firm sektora finansowego i pozakładało spółki działające na rynku nieruchomości. To jak domy ubogich mieszkańców i mieszkanek warszawskiej Pragi stają się nagle żetonami w kasynie opisuje zatrudniony w Zachęcie architekt Benjamin Cope. Swój artykuł zawierający dużo ważnych informacji o firmach-krzakach, ludziach-słupach i powiązaniach biznesu z władzami oraz sektorem pozarządowym w procesie przejmowania mienia komunalnego przez inwestorów, kończy odwracając schemat, w ramach którego zwykle mówi się o rewitalizacji, obecny w takich stwierdzeniach jak „idziemy do Europy”, albo „wprowadzamy światowe standardy”. Nawiązuje on mianowice do słynnych na całym świecie sposobów załatwiania interesów znanych z Bazaru Różyckiego albo Stadionu X-lecia pisząc „Praga w erze globalizacji pokazuje, że globalizacja w znacznym stopniu przypomina Pragę.” (Cope 2010 s. 89)
Witold Kieńć
Dziękuję za pomoc osobom związanym z warszawskim Komitetem Obrony Lokatorów.
Bibliografia:
Cope (2010) Raport z Pragi: megaplany, mikromodernizacja i ryzykowna urbanizacja w: Przegląd Anarchistyczny nr 11
Davies (2009) Planeta slumsów Warszawa: Książka i Prasa.
Murzyn (2006) Kazimierz: środkowoeuropejskie doświadczenie rewitalizacj Kraków: Międzynarodowe Centrum Kultury
Petropoulou (2010) From the December Youth Uprising to the Rebirth of Urban Social Movements: A Space–Time Approach w: International Journal of Urban and Regional Research nr 34
Smith (2010) Gentryfikacja jako globalna strategia urbanistyczna w: Przegląd Anarchistyczny nr 11
Wacquant (2007) Więzienia nędzy Warszawa: Książka i Prasa