Jeśli działania dla zwierząt mają być rzeczywiście skuteczne, muszą być międzynarodowe i skoordynowane.
Holenderski senat przegłosował wprowadzenie zakazu hodowli zwierząt dla futer. Holandia jest jednym z trzech największych producentów futer naturalnych na świecie. Inaczej mówiąc: jest jednym z tych krajów, gdzie dla futer więzi się i zabija zwierzęta na masową skalę. Nowe prawo ma zacząć obowiązywać w roku 2024.
Pierwsza reakcja środowisk zajmujących się działaniem na rzecz zwierząt była entuzjastyczna: Zwycięstwo! Nareszcie! Faktycznie, pod wieloma względami jest to duży sukces. Mówimy przecież nie o jakichś regulacjach czy reformach, tylko o końcu całego przemysłu. Nie chodzi tu o kompromis pomiędzy interesem producentów a interesem zwierząt – ale o uznanie, że interes zwierząt liczy się bardziej niż dochodowa działalność, która daje zatrudnienie wielu osobom i z której państwo ma konkretne pieniądze.
Zaraz jednak pojawiły się głosy sceptyczne: jak to, odroczenie zakazu o dwanaście lat? Czy to nie brzmi jak kompromis? Czy to oznacza, że interes zwierząt zacznie się naprawdę liczyć dopiero w 2024 roku? I tylko tych zwierząt, a nie innych? To jakieś żarty? Nie, to rzeczywistość. Powinniśmy ją dobrze zrozumieć, jeśli chcemy ją zmieniać.
Rzadko się zdarza, żeby istotne zmiany prawa dotyczącego zwierząt wprowadzane były szybko. Zwykle jest to proces rozłożony na wiele lat, a nawet na dziesięciolecia. Towarzyszy mu ogromny wysiłek i praca wielu ludzi, na wielu poziomach – od ulicy, przez media, na parlamencie kończąc. I nie dotyczy to tylko całkowitego zakazu określonych praktyk. Podobnie wyglądała reforma polegająca m.in. na powiększeniu klatek dla kur wykorzystywanych w przemyśle jajczarskim, tak żeby na jedno zwierzę przypadało o 200 centymetrów kwadratowych więcej. To trochę ponad rozmiar dłoni mężczyzny, a walczono o to dziesiątki lat. W końcu w tym roku się udało. Ktoś, nie bez racji, powiedział: angażująca ogrom sił i środków batalia o kosmetykę rzezi.
Inny przykład: testowanie na zwierzętach składników kosmetyków i handel nimi na terenie UE. Można się pogubić w wieloletnich negocjacjach pomiędzy lobbystami na rzecz zwierząt, prawodawcami a przemysłem kosmetycznym, jednym z największych na świecie. Zakaz był wielokrotnie odwlekany, w tej chwili ma wyjątki, a wprowadzenie go w kompletnej formie w pierwszej połowie 2013 roku nie jest przesądzone. Nawet jeśli wejdzie w życie, to już wiadomo, jak można go omijać – testy poza państwami wspólnoty, zamawiane nie przez producentów składników, tylko przez ich dostawców, utrudnią ocenę, w jaki właściwie sposób dany specyfik wyprodukowano.
Zapowiedź wprowadzenia zakazu hodowli zwierząt dla futer w Holandii również poprzedził długi i skomplikowany proces. W 1995 roku zakazano hodowli lisów, a trzy lata później szynszyli, ale oba zakazy nie zaczęły obowiązywać od razu. Negocjacje w sprawie zakazu hodowli norek zaczęły się w 1999 roku. Przez kilkanaście lat nie przeszkadzało to w zabijaniu kilku milionów tych zwierząt rocznie, przez co Holandia stała się trzecim producentem futer z norek na świecie (po Danii i Chinach). W końcu zaczęło przeszkadzać.
To nam podpowiada, że wprowadzenie wcześniej nawet fragmentarycznego zakazu ma szansę ułatwić uchwalenie kolejnych. W tym wszystkim ważna jest jednak jeszcze jedna liczba: 7 procent. Badanie opinii publicznej przeprowadzone przez holenderskie Ministerstwo Rolnictwa pokazało, że taki właśnie odsetek obywateli i obywatelek godzi się na hodowanie i zabijanie zwierząt dla futer. Większość ludzi tego nie chciała, dlatego możliwe było przegłosowanie zakazu, co wiązało się z poparciem go przez różne, zwykle podzielone, siły polityczne. Tylko jeśli z tych 7 procent nie zrobi się w ciągu najbliższych lat sporo więcej, możliwe jest urzeczywistnienie tego zakazu w roku 2024.
Jest więc sukces – powszechne przekonanie ludzi w pewnym zakątku Europy, że określona praktyka wykorzystywania zwierząt powinna być zabroniona. Chcemy większego sukcesu i głębszych zmian prawa, najlepiej z krótszym okresem karencji? Walczmy o społeczną świadomość. Kampanie, które wpływają na poglądy ludzi i ich codzienne zachowania, w tym konsumenckie, są nie do przecenienia. Bo zwykli ludzie również są decydentami.
Thomas Pietsch z organizacji Four Paws Netherlands, komentując ostatnie wydarzenia, powiedział: „Jeśli Holandia, w której zabija się 6 milionów norek i w której istnieje 159 ferm norek, może wprowadzić zakaz z powodów etycznych, to nie ma żadnego powodu, aby inne kraje kontynuowały tę formę okrucieństwa wobec zwierząt”. Niestety, są co najmniej dwa powody, dla których te kraje mogą zechcieć kontynuować to okrucieństwo. Pierwszy: ich społeczeństwa mają o kilkadziesiąt procent bardziej w nosie cierpienie i śmierć zwierząt dla futer. Drugi: dla zysku. Użyczą swoich terytoriów, aby holenderscy hodowcy mogli kontynuować produkcję.
Takim krajem jest właśnie Polska. Od lat próbują się tu schronić biznesowi uchodźcy z Holandii. Już teraz jesteśmy w czołówce producentów futer naturalnych na świecie. Na szczęście społeczny klimat jest ostatnio dla właścicieli ferm niesprzyjający – właśnie opublikowano zdjęcia i filmy z ponad 50 polskich ferm futrzarskich. Były wystarczająco drastyczne, żeby wzbudzić kolejną falę protestów i żądań zakazu hodowli zwierząt dla futer w Polsce. Ulicami Warszawy przeszła największa demonstracja antyfutrzarska w dziejach tego kraju. Oczywiście, nie pierwsza i nie ostatnia. Protesty trwają od lat 80. i trwać pewnie będą jeszcze jakiś czas, zanim politycy przegłosują zakaz.
Wnioski? Jeśli działania dla zwierząt mają być rzeczywiście skuteczne, muszą być międzynarodowe i skoordynowane. Tak żeby Holender nie miał możliwości produkować w Polsce dla Czecha, Niemki czy Fina. Ale równie ważne jak zakazy prawne są te, które ludzie noszą w sobie. Podstawą wszelkich działań jest świadomość problemu – nie abstrakcyjna, ale taka, która pozwoli burknąć, stanowczo acz kulturalnie, na każdego, kto nosi futro naturalne w jakiejkolwiek postaci. Taka, która sprawi, że biznesmenom pokroju posła Piątaka, właściciela ogromnych ferm futrzarskich, nikt nie będzie chciał ręki podać, nie mówiąc o wyborze do parlamentu.
Powinienem chyba teraz poprosić o cierpliwość, bo wiem, że jakakolwiek zmiana będzie procesem. Zamiast tego poproszę jednak o coś przeciwnego: bądźmy wszyscy skrajnie niecierpliwi. Holenderscy przyjaciele z antyfutrzarskich organizacji niech nie biorą dwunastoletniego urlopu w oczekiwaniu na realizację zakazu, tylko idą krok dalej i pracują nad świadomością społeczną dotyczącą innych produktów pochodzących od zwierząt. Jeszcze ich trochę niestety zostało. Warto wykorzystać ludzką potrzebę bycia konsekwentnym – każdy, kto kiedykolwiek brał udział w proteście antyfutrzarskim, z pewnością słyszał pytania: A mięso to jadasz? A buty to z czego masz? I to są bardzo słuszne pytania.
Dariusz Gzyra - działacz społeczny, artysta, weganin. Jeden z założycieli Stowarzyszenia Empatia. Kontakt: http://gzyra.net
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz