wtorek, 17 czerwca 2008

"Pierwsza Akcja Bezpośrednia" (pierwszy raz publikowany fragment, rozdział z książki Griksa"Los Buntownika")

Pierwsza Akcja Bezpośrednia ( Los Buntownika - fragment pierwszy raz
publikowany)
- Ono nie było całe chore, a miało tylko jedną chorą gałąź. Nie zabija się człowieka gdy skaleczył się w palec lecz się go leczy, tak jak to drzewo - wytłumaczyłem mu jak tylko mogłem najlepiej co skwitował w końcu:
- Eee tam, ja to się na tym nie znam.
- Wiecie co ? Mi to się wydaje, że to drzewo wycieli dlatego, bo budują tą przeklętą ulicę - stwierdził poważnie Loleks.
- No co ty ? Przecież to drzewo stoi tutaj, a ulica ma biegnąć tamtędy
- nie dowierzał Kazek
- A ja myślę ,że to całkiem możliwe. Z niektórymi dorosłymi to nigdy nic nie wiadomo. Zawsze coś im może przeszkadzać.
- No żeby tylko naszych nie ruszyli. - wyraziłem obawę
- No ! - Loleks uniósł pięść i dopowiedzieliśmy jeden przez drugiego:
- Niech tylko spróbują !! - Kazek na potwierdzenie rzucił kamieniem w kierunku spychaczy. Ogarniała nas rzeczywiście złość już na samą myśl o zniszczeniu naszych drzew przez spychacze. Tak byliśmy do nich przywiązani. Tak bardzo ważna była to część naszego podwórka. Baza. Miejsce, gdzie tylko my mogliśmy wejść, gdzie mogliśmy siedzieć niezauważeni, sami mając cały teren na oku. Było to jedno z ostatnich miejsc gdzie tak bardzo czuliśmy kontakt z przyrodą. Dlatego też nie wracaliśmy do domów w dobrych humorach. Ogarnęły nas obawy o nasze miejsce.
- Ja nie wiem po co oni budują tą ulicę - wyraziłem swe zdenerwowanie.
-No. Teraz nasi rodzice pewnie będą nam pozwalać się bawić tylko do ulicy - zauważył Loleks
- I tak będziemy wychodzić - stwierdził Kazek, a my potwierdziliśmy
- No pewnie, że będziemy
- Tylko hałas przez robienie tej ulicy.
- Nawet wyspać się dobrze nie można
- I tak będzie jeszcze przez pół roku.
- Albo jeszcze dlużej.
- Nigdy nic nie wiadomo. - w takich nastrojach wracaliśmy do domów. W duchu przeczuwaliśmy to najgorsze : że jednak nam wytną nasze drzewa. Tak też się niestety stało. Któregoś dnia wracając ze szkoły w miejscu gdzie stało najdorodniejsze z nich, zobaczyliśmy pustkę, a na ziemi pocięty już martwy pień.
- Sku...e ! - nasz krótki komentarz doskonale wyrażał naszą złość, rozczarowanie i gniew nas, młodych ludzi skierowany na dorosłych, którzy nie pytając nikogo o zgodę zniszczyli coś, co tworzyło się jeszcze za nim oni się urodzili, coś czego piękna natury nie zastąpi żadna pie...na ulica. Choćby nie wiem jak tłumaczyli, iż jest im potrzebna. Nie jednemu z nas zakręciły się łzy w oczach. To co nastąpiło potem wyszło zupełnie samo z siebie. Wogóle tego nie planowaliśmy. Ekologia i jakiekolwiek działania z nią związane były jeszcze mniej popularne niż teraz. O punku wówczas też jeszcze nic nie słyszeliśmy, więc kto tam mógł wiedzieć o jakiejkolwiek akcji bezpośredniej. Wypłynęło to prosto z naszych serc, z naszej złości i chęci zemsty, odegrania się na mordercach drzew, jak ich nazywaliśmy. Nie było w tym żadnej ideologii. Zrobiliśmy tak, bo tak czuliśmy, że tak właśnie trzeba. Było to szczere, impulsywne działanie młodych dzieciaków. Kazek nie mógł dzisiaj wyjść na dwór, więc bawiliśmy się dzisiaj tylko ja i Loleks. Najpierw bawiliśmy się w piasku przyszykowanym pod budowę ulicy, lecz gdy zapadł zmrok do głów wpadł nam dobry pomysł :
- Ty, Loleks. Patrz tam stoi spychacz, który rozwalił nam nasze drzewo !
-Tak ?! To ten na pewno.
-Tak ten. Buli nie był dzisiaj na dwóch pierwszych lekcjach i widział jak te drzewo rozwalali.
- No. Przecież od niego dowiedzieliśmy się , że je zniszczyli.
-No, tak.
-Z resztą, nawet jak to nie ten sam, to przecież on też jest ich własnością, on też robi tą ich przeklęta ulicę.
-No, prawda.
- To chodźmy najpierw go obejrzyjmy - po czym podeszliśmy jak gdyby nigdy nic i zaczęliśmy oglądać spychacz. Zastanawialiśmy się jakby go tu zepsuć.
- Widzisz tą rurę wydechową na masce ?
- No, ślepy nie jestem.
- Jak nasypiemy do niej piachu, to bedą musieli rozkręcać cały silnik i bardzo ciężko będzie im go uruchomić z powrotem.
- Ty, może poczekamy jeszcze trochę aż się ściemni ? - zaproponowałem.
-Nie, no co Ty ? Zaraz matki będą nas wołać do domów.
- Musimy się śpieszyć - ponagliłem i z uporem i zapałem młodych łobuziaków zabraliśmy się do psucia. Piachu nasypaliśmy gdzie się tylko dało. Gdy tak beztrosko dokonywaliśmy dzieła zniszczenia podbiegli do nas starsi koledzy i od razu zobaczyli co jest grane.
- Ty, Królik. Pa, małolaty spychacz psują!
- Uuuu ! Teraz to będziecie mieli przerypane !
- Nie wiecie, kur..., że mój stary pracuje w tej firmie ?
-No, a teraz się o wszystkim dowie, Ha ha ha !
- Chyba nie będziecie kapusiami - zaczął wątpić w ich słowa Loleks.
Jednocześnie była to inteligentna prośba, by nas nie wkopywali. Ślepy jednak dalej próbował nas zastraszyć.
- A co Ty se wyobrażasz, że będziesz psuł w mojego ojca firmie spychacz, a potem mój stary będzie mniej przez Ciebie zarabiał, a Ty se będziesz dalej psuł. - gorzej jeśli mówił to serio.
- Ja to na waszym miejscu to bym zaraz ten piach z powrotem wybierał.
- powiedział Królik i obaj czmychnęli tak szybko jak się pojawili.
- Co myślisz , że poskarżą ? - zapytałem z obawą.
- Nie, no co Ty ! Znam Ślepego. Nie jest kapusiem.
- Ja nie wiem. Mam nadzieję.
- Ściemnia się. Wracajmy do domów. Co tam będziemy się martwić na zapas. - pocieszył Loleks i poszliśmy zmęczeni naszą akcją.
Następnego dnia spychacza zabrała ciężarówka, a drzewa mogły dalej rosnąć. Szkoda, iż tylko 2 dni dłużej, bo wkrótce pojawił się drugi spychacz. My jednak byliśmy dumni nawet z tych dwóch krótkich dni. Najważniejsze było to, że oni też musieli zapłacić słoną cenę za zniszczenie naszych drzew. Następnym razem mieliśmy nadzieję, że zauważą, że niszczenie przyrody nie wszystkim sie podoba I może kosztować więcej niż się to z początku wydaje,
Dzień po naszej akcji gdy wracaliśmy ze szkoły Loleksa zaczepił robol.
-Mam cię. To ty zepsułeś spychacz ?!
-Jaki spychacz ?! Panie, odczep się pan ! - udawał zdziwionego Loleks.
- Ślady twoich korków są wszędzie wokół spychacza. Nie wyprzesz się.
- Panie, teraz w korkach chodzi co drugi piłkarz. U nas w bloku nawet Pawłowski też ma korki. -Loleks wciskał kit robotnikowi o osobie, która nie istniała.
- A ten Pawłowski to kto ?
-A to taki trochę dziwny typ. Myślę, że on to nawet mógł zrobić.
- To powiesz mi jak będzie tędy przechodził. Dobra ?
- Dobra - odparł Loleks i wszystko na szczęście dobrze się skończyło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz