środa, 16 kwietnia 2008

Skłotowanie Rijk Muzeum część 1

Skłotowanie Rijk Muzeum część 1

MIĘDZYNARODOWE DNI SKŁOTERSKIE W AMSTERDAMIE
Wszystko zaczęło się o 11 od niewinnego śniadania we Vrankrijku, jednym z najpopularniejszych skłotów w Amsterdamie, na jednej z najbardziej zaskłotowanych ulic w centrum miasta. Jednak nie tylko o śniadanie tu chodziło. Ci wtajemniczeni i Ci co dopatrzyli się ukrytej wiadomości pomiędzy wierszami wiedzieli, że szykuje się coś więcej. Byłoby dziwne, iż Amsterdam na międzynarodowe dni skłoterskie nie przygotował nic po za party oraz workshopami. Jak to? Tak bez żadnej niespodzianki? To nie w stylu skłotersów tego miasta.
Dla bezpieczeństwa akcji wszystko było utrzymane w wielkiej tajemnicy. Tylko nieliczni znali szczegóły. Rąbka tajemnicy zdradzono po śniadaniu. Powiedziano miejsce drugiego miting pointu, które było bliżej planowanej akcji. Było to Lange leidse squat nieopodal Leidseplain - jednego z kulturalnych centrów Amsterdamu. Poinformowano o idei międzynarodowych dni squaterskich, a także o tym, że nie jest to zwyczajna akcja. Była to akcja polityczna, mająca na celu pokazanie, iż potrzebne jest miejsce gdzie mogą się odbywać niekomercyjne i niezależne imprezy i inicjatywy, jakie np. zostały zawarte w programie międzynarodowych dni skłoterskich. Reszty mieliśmy się dowiedzieć w drugim miejscu spotkania.
Na Lange Leidse dowiedzieliśmy się, że nie chcemy wpuszczać do środka policji by zatwierdziła, iż miejsce jest puste jak to zwykle robimy na normalnych skłotowaniach. Tym razem by pokazać naszą niezależność od państwa zdecydowaliśmy, że robimy wszystko tak jak chcemy, a nie tak jak nakazuje nam prawo. Był to dobry pomysł by pokazać, iż zakaz squatowania nie zatrzyma nas od zajmowania pustych miejsc. Wyjaśniono też do jakich adwokatów dzwonić w razie nieprzyjemnych sytuacji i tak jak zwykle na co zwrócić uwagę i jak się zachowywać. Powiedziano także, ze prawdopodobnie zaraz po akcji pojawi się dużo mediów. Poproszono skłotersów by nie namieszać, rozmawianie z mediami zostawili grupie medialnej (pers grup), która jest przygotowana na danie klarownego stanowiska na temat tego co się wydarzyło, czyli jak, gdzie, po co i dlaczego. Po tym poinformowani zostaliśmy, że będziemy skłotować szkołę rysunków, czesc Rajk muzeum- największego i najpopularniejszego muzeum w Amsterdamie. Gdy to usłyszałem byłem pewny, iż może być gorąco. Zajęcie takiego miejsca byłoby co najmniej zadrą w oku rządzących, którzy pozwolili by tak piękny budynek stał pusty dłużej niz 3 lata. Jeśli się nam to uda, to wkrótce możemy się szykować na pusty pałac królowej na placu Dam w samym sercu Amsterdamu ( Ha ha !)
Okolo 14.00 kiludziesięcio osobowa grupą ludzi ruszyliśmy pieszo w kierunku Rajk muzeum. Było nas wystarczająco by nie dać się zatrzymać przez policję, która zresztą i tak nie wiedziała naszego celu. Gdy byliśmy już przy Rijk muzeum ktoś powiedział, że drzwi są już otwarte i lepiej byśmy zaczęli biec. Po tej wiadomości ruszyliśmy wszyscy biegiem w kierunku Teken school naprzeciwko południowego basenu i muzułumańskiej, wolnościowej galerii Lavente. Drzwi rzeczywiście były już otwarte, a brejkerzy w kominiarkach byli już zajęci wstawianiem nowego zamka. Gdzieniegdzie było też widać innych aktywistów pomagających w środku budynku. Od budynku dzieliła nas tylko zamknięta brama, która dla bezpieczeństwa brejkerów była zamknięta. Tylko po nadejściu skłoterskiego tłumu otworzono ją by byli jeszcze bardziej chronieni przez otoczonych ludzi. Parę minut , może sekund później w liczbie trzech pojawili się zdenerwowani ochroniarze Rijk muzeum. Próbowali się oni przedrzeć do drzwi jednak skutecznie i szybko zostali oni zatrzymani przez ludzi, którzy stanęli przed drzwiami. Ochroniarze próbowali grozić policją i perswadować argumentami, iż taka akcja jest zbyt bezczelna i będziemy wyrzuceni za 5 minut z wielkimi problemami. Stukali się nawet po głowach by pokazać, że posuwamy się za daleko. Wcale się im nie dziwię. Gdybym normalnemu człowiekowi powiedział, iż zaskłotowaliśmy Rijk Muzeum, swierdziłby, że oszalałem. Po paru minutach odeszli z kwitkiem dzwoniąc na policję. Z czasem ze wszelkich stron zaczynali się zjeżdżać niebiescy. Przyjeżdżali motorami, rowerami, samochodami, pieszo, a nawet konno. Razem około było ich może z dwudziestu. Przejechał także jeden samochód w którym siedziało ich więcej, lecz jednak schował się gdzieś przyczajony gdzieś za budynkami. Na początku zadzwonili do głównego szefa policji dla tej dzielnicy, by ten rozmawiał ze skłotersami. Też szybko zjawiły się media, które musiały się zadowolić obiecaną konferencją prasową zapowiedzianą na 17.00. Do tej pory nikt nie chciał puścić im pary z ust i musieli się zadowolić jedynie kręceniem tego co się wydarzało i ewentualnie zadawaniem pytań przechodniom i policji.
Główny mózg zjawił się dosyć szybko lecz musiał się rozczarować tym, iż skłotersi nie chcą nikogo z policji wpuścić do środka. Zaczęły się długie negocjacje. W międzyczasie przyjechał też dyrektor muzeum, który koniec końców wydawał się być szczęśliwy z całego zajścia. I nic dziwnego załatwiliśmy im najlepszego rodzaju reklamę i może dzięki naszej akcji w końcu udało mu się zdobyć fundusze na renowację miejsca. Powiedział, iż robotnicy w poniedziałek planowali zacząć remonty, a my tu im zaskłotowaliśmy.CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz